Antoni Libera, polski pisarz i tłumacz Becketta, Szekspira oraz Sofoklesa, przełożył - i zapewne wkrótce opublikuje - zapomniany i bodaj jeden raz tylko tłumaczony wiersz Jana Kochanowskiego „Orfeusz sarmacki”. Poprzedni przekład pochodzi z XIX wieku i już sam wymaga tłumaczenia na współczesny język, zwłaszcza że Mistrz z Czarnolasu tworzył go na zamówienie Jana Zamoyskiego, do wyrecytowania przed samym królem Rzeczpospolitej - Stefanem Batorym. Zasłyszałem i nagrałem to wygłoszone tłumaczenie (niedawno, nie wespół z Batorym), sięgając później z niedowierzaniem do poprzedniego przekładu, autorstwa Władysława Syrokomli czy aby na pewno to ten sam „Orfeusz…” Jana Kochanowskiego. Otóż autor „Trenów” zdaje się pisać nie na zamówienie założyciela Akademii Zamoyskiej ale jakby na zamówienie któregoś z dzisiejszych mecenasów, brzmi to tak, jakby pisał nie o carze Iwanie IV i Szwedach ale o Władimirze Putinie i jego azjatyckiej dziczy, nie o uniwersalnym cesarstwie Habsburgów, ale o Unii Europejskiej, wreszcie skierowany nie do szlachty polsko-litewskiej oddającej się ekonomicznej pomyślności ale do wyborców 2023 roku. Słowem: „Orfeusz sarmacki” wygląda jak proroctwo dla współczesnej Polski, umyślnie wówczas spisany po łacinie, by powrócić do nas dopiero po natchnieniu odpowiedniego tłumacza. Oto fragmenty tej zasłyszanej, nieautoryzowanej wersji:
„Skąd w was, rodacy moi, ta płocha beztroska?
Skąd wiara, że się wszystko układa pomyślnie?
Wierzcie mi, dziś nie pora ani na sen błogi,
Ani na skoczne tańce lub głośne igrzyska!
I nie czas też na swary, kłótnie i wyzwiska,
Lecz na zgodę, powagę i na pojednanie,
Na to, by się zjednoczyć – na wspólne działanie.
Bo mamy wokół wrogów, i to bardzo groźnych.
Jeden idzie ze wschodu, ostrząc sobie zęby;
Drugi – z mroźnej północy, żądny wielkich łupów,
A nade wszystko tego, aby nami władać:
By lud nasz wziąć za gardło i w rabów przerabiać.
Wie, żeście albo gnuśni, albo rozhukani,
I że chociaż jesteście sojuszem związani…
Z tymi tam Habsburgami, co to usta mają
Pełne gładkich frazesów o świętym pokoju,
O dozgonnej przyjaźni i o lojalności,
To sojusz ten jak nie miał, tak nie ma wartości
I pod byle pretekstem zostanie zerwany,
By w sojuszu z kimś innym zakuć nas w kajdany”.
Jest też i tyrada wezwań i wskazówek na wyjście z kryzysu, które pojawiły się podczas uroczystości z udziałem Stefana Batorego.
„Zbudźcie się, zbudźcie wreszcie z tego zaczadzenia!
Stańcie na straży granic i waszego mienia.
Nie lekceważcie wrogów, nie wierzcie szalbierzom!
Trzeba wam przeciwdziałać mordom i grabieżom.
Tutaj chodzi o wolność, o wasze swobody!
Na jawne zniewolenie nie może być zgody!
Sprawdźcie stan waszych grodów. Czy dobrze strzeżone?
Czy twierdze niedostępne? Ziemie – ogrodzone?
Hańba, hańba, Polacy, tak pławić się w głupstwie!
Tak flirtować z obcymi, nurzać się w przekupstwie!”
Mówienie o aktualności wiersza sprzed 450 lat jest już tutaj zbędne, ale w kontekście polskiej tradycji pisarstwa politycznego, tego jak wzywało ono do reform, dbania o bezpieczeństwo i nie ufania zdradzieckiemu zachodniemu sąsiadowi nie dziwi, że zaborcy wcześniej i komuniści później starannie selekcjonowali czego wolno uczyć polskiej młodzieży w szkołach. Zapewne i nowa „ministra” edukacji po „Orfeusza sarmackiego” nie sięgnie, choć na szczęście mamy dobrą tradycję rozpowszechniania wezwań, dzieł kultury i proroctw własnymi drogami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/674444-libera-przelozyl-z-laciny-proroctwo-dla-polski-porazajace