Rozpoczął pracę Parlamentarny Zespół Praw kobiet pod kierownictwem Wandy Nowickiej i jego uczestniczki zaproponowały najpilniejsze tematy, jakim owe grono ma się zająć – prawa imigrantek, parytet wicewojewodzin i taniec przed Sejmem.
Po co są zespoły parlamentarne?
W ubiegłej kadencji Sejmu było ich ok. 220. Jeszcze 10 lat temu – zaledwie 20. Zgodnie z regulaminem Sejmu grupa posłów może taki zespół założyć i może on się zajmować czym chce, wystarczy tylko zgłosić listę uczestników, regulamin i…do roboty. Tylko w poprzedniej kadencji z tą robotą było różnie. Np. zespoły do spraw kontaktów z Bangladeszem, zdrowia Polaków czy obrony przedsiębiorców i pracowników nie zebrały się ani razu; zespoły do spraw tenisa stołowego, ds. opieki nad osobami niesamodzielnymi odbyły po jednym spotkaniu i właściwie taka statystyka odnosi się do większości z tych 220 zarejestrowanych zespołów. Można powiedzieć, że było z nimi tak, jak z życiorysem Bolka z kabaretu Tey: „To jest Bolek. Ma życiorys tak krótki, jak robota, którą tu wykonuje. Urodził się i koniec”. Powstały i koniec.
Prawa kobiet, dyskryminacja i feministki
Nareszcie jednak skończyły się rządy tych, którzy polskim kobietom odbierali prawa i wprowadzali w życie przepisy, które je dyskryminowały we wszelkich aspektach życia publicznego, zawodowego i prywatnego. Przecież od wielu lat na sztandarach feministek czy strajku kobiet hasła o odbieraniu praw kobietom i żądania równouprawnienia biły na odległość ogromem krzywd, jakie niosące je działaczki doświadczają. Jednak kiedy pytano je o konkretne przykłady, praktycznie padała jedna odpowiedź – kobiety nie mają prawa do aborcji na życzenie. Coś tam przebąkiwano o dyskryminacji w sferze zawodowej (niższe płace niż mężczyźni na tych samych stanowiskach, trudniejsza droga awansu ze względu na macierzyństwo i ciężar wychowywania dzieci), o niedoskonałości parytetów w polityce, niedostatecznej ochronie przed przemocą domową itp., ale przecież te sprawy są od lat jednoznacznie zapisane w Konstytucji, która stanowi, że: „Kobieta i mężczyzna mają w szczególności równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do jednakowego wynagradzania za pracę jednakowej wartości, do zabezpieczenia społecznego oraz do zajmowania stanowisk, pełnienia funkcji oraz uzyskiwania godności publicznych i odznaczeń” i wszelkie ustawy i inne akty prawne nie mogą stanowić niekonstytucyjnych zapisów. W kwestiach zawodowych Kodeks pracy jednoznacznie formułuje zakaz dyskryminacji:
„Pracownicy powinni być równo traktowani w zakresie nawiązania i rozwiązania stosunku pracy, warunków zatrudnienia, awansowania oraz dostępu do szkolenia w celu podnoszenia kwalifikacji zawodowych, w szczególności bez względu na płeć, wiek, niepełnosprawność, rasę, religię, narodowość, przekonania polityczne, przynależność związkową, pochodzenie etniczne, wyznanie, orientację seksualną, zatrudnienie na czas określony lub nieokreślony, zatrudnienie w pełnym lub w niepełnym wymiarze czasu pracy”.
Jednak pomimo iż dyskryminacja w tej sferze jest zakazana także przez unijne prawo, istnieją wyjątki od tej reguły, związane z ochroną kobiet w ciąży i karmiących, czyli wykaz zakazanych dla nich prac, takich jak np. prace związane z wysiłkiem fizycznym i transportem ciężarów, prace w hałasie i drganiach, prace pod ziemią i na wysokości i jeszcze kilka innych. Ta ochrona kobiet poprzez swoistą „dyskryminację” nie jest przez nikogo kwestionowana.
Nie mogły być żużlowcem czy spawaczem
W trakcie jednej z konferencji poświęconych prawom kobiet ówczesny Rzecznik Praw Obywatelskich przyznał, że choć kobiety mają wolność wyboru, to w praktyce często jest to niemożliwe. Wspomniał sprawę sprzed lat, gdy młoda dziewczyna chciała trenować żużel, ale związek sportowy nie dopuszczał kobiet do kształcenia (w tym samym czasie w Szwecji zawodniczka była wicemistrzynią tego kraju w tym sporcie). Po pismach do polskiego związku żużla okazało się w końcu, że sport ten jest dostępny i dla kobiet. Inny przykład ograniczenia prawa wyboru media opisywały 10 lat temu. Pracodawca odmówił zatrudnienia kobiety jako spawacza, bo „spawacz z piersiami będzie kolegów rozpraszać”. Współcześnie, w czasach gender, kiedy liczy się płeć kulturowa, nie biologiczna, już chyba te problemy nie istnieją.
Kobiety jednak mają prawa, ale są one zagrożone
Są zagrożone, bo jak alarmuje jedna z ekspertek podejmowane były (i są) działania obliczone na powrót do minionego stanu społecznego, sprzed emancypacji kobiet, i sankcjonujące „naturalny porządek świata” oparty na tradycyjnym podziale ról płciowych. Taki „tradycyjny” podział zakładał przynależność mężczyzn do publicznej (politycznej, społecznej) sfery życia, a kobiet – do sfery domowej. „To sytuacja, która uświadamia że wywalczone prawa nie są nam dane raz na zawsze, a wręcz, że są realnie zagrożone „ – twierdzi ekspertka.
Prawa wyborcze Polki wywalczyły sobie tuż po odzyskaniu przez nasz kraj niepodległości w 1918 roku, a jeden z rektorów polskiego uniwersytetu twierdzi, że to „koszmar”, iż kobiety prawa wyborcze w Polsce mają dopiero od 100 lat. Jak wcześniej, pod zaborami, miały je uzyskać, już nie wyjaśnia, a przecież powinniśmy być dumni z tego, że Polska w tej kwestii była w europejskiej awangardzie ( Francja – 1944 r., Szwecja i Belgia - 1948 r., Portugalia – 1976, Szwajcaria ,kanton Appenzell Innerrhoden - dopiero w 1990 roku).
Ten tradycyjny podział na sferę publiczna i domową miały zmienić parytety w wyborach różnych szczebli, ale to także zawiodło feministki, bo jakoś kobiety do polityki za bardzo się nie rwą. Przy okazji rodzi się pytanie- jeżeli ma być równość płci, to dlaczego także w innych sferach życia publicznego nie domagamy się takich rozwiązań? W edukacji 78% zatrudnionych stanowią kobiety, nieco mniej w opiece zdrowotnej oraz pomocy społecznej. Gdzie ci mężczyźni, chciałoby się zapytać, może właśnie tam, w tych wymagających takiego trudu zawodach, parytety się bardziej przydadzą?
W marcu tego roku Ipsos przeprowadził badania w 32 krajach świata, z których wynika, że 54% wszystkich ankietowanych uważa, że w ich kraju podjęto już wystarczające kroki w kwestii równouprawnienia, a 48% uważa wręcz, że posunięto się tak daleko w promowaniu równości kobiet, że dochodzi do dyskryminacji mężczyzn. W Polsce co trzeci Polak ma poczucie, że promując równość kobiet, zaczęliśmy dyskryminować mężczyzn. Zarówno na świecie, jak i w Polsce to mężczyźni częściej uważają, że sprawy zaszły za daleko, przy czym w Polsce różnice w odpowiedziach są bardzo duże – 49% Polaków i 18% Polek popiera pogląd, że realizacja idei równości zmierza do dyskryminacji mężczyzn.
Polki mniej zarabiają niż mężczyźni i są dyskryminowane w obsadzie stanowisk kierowniczych
To kolejny mit z katalogu stereotypów feministek, bo patrząc na to z perspektywy Unii Europejskiej, nie jest tak źle. Jak wynika z danych Europejskiego Urzędu Statystycznego (Eurostat) Polska znajduje się na piątym miejscu wśród krajów Unii Europejskiej pod względem najmniejszej różnicy w zarobkach kobiet i mężczyzn. Z materiału Komisji Europejskiej wynika, iż Polska wyprzedza pod tym względem m.in. wszystkie kraje skandynawskie, Holandię oraz Francję. Zróżnicowanie wynagrodzenia ze względu na płeć waha się od mniej niż 5 proc. w Luksemburgu, Rumunii, Słowenii, Włoszech i Polsce do ponad 18 proc. w Niemczech, Austrii, Estonii i na Łotwie. Udział kobiet na stanowiskach kierowniczych w Polsce wynosi 43 proc., a średnia w Unii Europejskiej to 35 procent. Tylko w zarządach spółek giełdowych jest trochę gorzej , u nas 24 proc., podczas gdy średni wskaźnik dla UE to 32 procent.
Ani piekło, ani raj kobiet
Polska dla kobiet nie jest ani piekłem, ani rajem. Jest demokratycznym państwem, w którym ich praw strzeże Konstytucja i przepisy z niej wynikające. Jeśli w sferze ich przestrzegania dochodzi do nieprawidłowości, to właśnie taki zespół jak pani Nowickiej powinien je skatalogować i przedstawić propozycje działań, które je wykluczą. Jeśli coś w prawodawstwie jest niezgodne z zapisami konstytucji – projekty zmian legislacyjnych powinny w takim zespole powstać i być wniesione do laski marszałkowskiej. Tylko że to jest żmudna i długotrwała praca, przy zaangażowaniu takich instytucji jak RPO, Państwowa Inspekcja Pracy, organizacje pozarządowe.
Tymczasem pomysły, by żądać powoływania przy wojewodach-mężczyznach wicewojewodzin (n.b. zgodnie z zasadami języka polskiego wicewojewodzina to żona wicewojewody, tak jak sędzina – żona sędziego), zająć się prawami imigrantek ( zapisanych w konwencjach międzynarodowych i polskim prawie) i wreszcie taniec przed Sejmem w ramach akcji „Nazywam się Miliard (One Billion Rising)”, bowiem „taniec to symbol, który wyzwala energię i manifestuje to, że kobiety same decydują o swoim ciele” to tylko didaskalia. Może medialnie i widowiskowo atrakcyjne, ale wpływu na polepszanie sytuacji kobiet nie mające żadnego. Tak jak ów taniec sprzed trzech lat w Senacie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/673672-ambitne-zadania-parlamentarnego-zespolu-praw-kobiet