Od pierwszych dni po wyborach niemieckie media zachwycały się faktem, że duże szanse na przejęcie władzy ma lider PO Donald Tusk i skupiona wokół niego koalicja. Zaskakiwać może więc fakt, że Philipp Fritz, warszawski korespondent (dlatego wydaje się, że powinien przynajmniej w niewielkim stopniu orientować się w polskiej polityce i tym, jak w naszym kraju odbierani są poszczególni jej przedstawiciele) „Die Welt” przekonuje, że…kojarzony z uległą postawą wobec Niemiec miałby być dla Brukseli i Berlina „trudniejszym partnerem niż PiS”.
Kiepski żart czy „wsparcie” dla Tuska?
Trudno powiedzieć, czy Philipp Fritz, który od 2018 r. jest korespondentem „Die Welt” w Polsce, nie zdążył przez pięć lat dobrze zapoznać się z sytuacją polityczną w naszym kraju (kilka jego wcześniejszych artykułów, jak i niektóre tezy zawarte w tym omawianym poniżej, mogą przemawiać za tym argumentem), czy niemieckiego dziennikarza zwyczajnie trzymają się żarty, czy też postanowił nieco „pomóc” liderowi PO Donaldowi Tuskowi i przekonać choć część Polaków głosujących na PiS i obawiających się, że powrót Tuska do władzy po prawie 10 latach przerwy będzie oznaczać powrót do jego uległej wobec Niemiec polityki, godzenie się na rozwiązanie narzucane przez Berlin, a często niekorzystne dla Polski czy szerzej: naszej części Europy, że również liderowi PO leży na sercu interes naszego kraju.
Ulga w Brukseli i Berlinie z powodu zwycięstwa wyborczego Donalda Tuska jest wielka – i przedwczesna. Także nowy premier będzie mocno zorientowany na swoją ojczyznę. A jako partner może okazać się dla UE nawet trudniejszy niż PiS
— oświadczył Fritz w dzisiejszym wydaniu „Die Welt”. Polscy czytelnicy mogą przecierać oczy ze zdumienia i zastanawiać się, czy aby na pewno mamy dziś 6 grudnia, a nie 1 kwietnia.
Migracja, bezpieczeństwo, energetyka i jednomyślność
Korespondent niemieckiego „Die Welt” w Warszawie (ten sam, który w czerwcu wzywał Brukselę do „twardych działań” wobec Polski i obwieścił przy tym, że dla polskiego rządu „skończył się rabat za Ukrainę”) ocenia, że rząd Prawa i Sprawiedliwości „sam postawił się na marginesie UE przede wszystkim z powodu zniszczenia polskiego państwa prawa” i ze względu na postawę władz „nie dało się prowadzić polityki” z naszym krajem. Philipp Fritz odnotowuje deklaracje aspirującego do urzędu premiera Donalda Tuska, że chciałby ponownie uczynić Polskę „silnym partnerem w UE”. Jak „silnym” - pamięta każdy Polak, który orientuje się w wydarzeniach politycznych ostatnich co najmniej kilkunastu lat.
Jednak mocno rozczarować może się każdy, kto spodziewa się, że cicho podporządkuje się on w najważniejszych kwestiach, jak polityka energetyczna, bezpieczeństwa, migracyjna, klimatyczna albo integracja
— przekonuje Fritz.
Tusk będzie mocniej zorientowany na oczekiwania w swojej ojczyźnie niż na oczekiwania Komisji Europejskiej czy niemieckiego rządu
— pisze dziennikarz, oceniając, że doświadczenie dwóch kadencji na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej nauczyło go, „jak na międzynarodowym szczeblu można postawić za swoim”. Cóż, że swego czasu, podczas kierowania Radą Europejską, Donald Tusk groził Polsce karami finansowymi, jeśli rząd nie podporządkowuje się mechanizmowi relokacji.
Inny ciekawy epizod pokazujący „twardą politykę” Tuska wobec Niemiec to historia z budową gazociągu Nord Stream 2. W 2015 r., czyli już po tym, jak putinowska Rosja zaczęła rozzuchwalać się coraz bardziej i zademonstrowała to w Donbasie i na Krymie, ówczesny szef Rady Europejskiej grzmiał:
Niemcy jako jeden ze strażników zachodnich wartości i gwarantów jedności Europy to model, dla którego nie ma dziś sensownej alternatywy. Ich zachowanie wobec projektu rozbudowy gazociągu Nord Stream jest najlepszym sprawdzianem dla tej ambitnej roli.
Również w 2021 r. w wywiadzie dla TVN24 podkreślał, że postawa wobec drugiej nitki gazociągu była „niewybaczalnym błędem” ówczesnej kanclerz Angeli Merkel. Równocześnie próbował jednak… bronić byłej szefowej niemieckiego rządu.
Angela Merkel bardzo często w rozmowach w cztery oczy mówiła: „Tak, ja wiem, że to jest złe dla Unii Europejskiej”, i że to nie ona podejmowała pierwotną decyzję, ale decyzja już jest na takim etapie, że ona nie może się z tego wycofać
— przekonywał.
W przypadku Gazociągu Północnego nie był tak wojowniczy również w 2012 r. na szczycie Rady Państw Morza Bałtyckiego w Stralsund. Jednym z poruszanych tematów był Nord Stream.
Nikt nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń
— powiedziała, komentująca szczyt ówczesna kanclerz Niemiec Angela Merkel, przekonując również, że „temat projektu Nord Stream nie był kwestionowany”.
Jeśli chodzi o politykę migracyjną, to oprócz wspomnianych gróźb pod adresem ówczesnego polskiego rządu, Tusk miał okazję sprawdzić się w tej kwestii także po powrocie do polityki krajowej. W apogeum kryzysu na granicy polsko-białoruskiej pochylał się nad „biednymi ludźmi”, którzy szturmowali polską granicę.
Wypowiadanie znów tych słów, które są właściwie kompromitujące, że Polska obroni się – tak jakby ci ludzie nam wojnę wypowiedzieli. To są biedni ludzie, którzy szukają swojego miejsca na ziemi. I nie trzeba robić takiej obrzydliwej, ponurej propagandy wymierzonej w migrantów, bo to są ludzie, którzy potrzebują pomocy
— przekonywał.
O zaporze na granicy mówił, że „nie powstanie”, a gdy już powstała, nagle zmienił narrację i siał insynuacje o rzekomym braku skuteczności zabezpieczenia, które nazywał pogardliwie „płotem Błaszczaka”.
Choć przy głosowaniu w PE nad zmianą unijnych traktatów europarlamentarzyści KO zachowali się właściwie, to nie można powiedzieć tego samego o przedstawicielach Lewicy czy Polski 2050, którzy mandaty w PE zdobyli, startując w wyborach ze wspólnej listy z Platformą Obywatelską bądź też wcześniej byli z tą partią związani (vide: europoseł Róża Thun, która - zanim w 2021 r. odeszła z PO i przystąpiła do Polski 2050 - przez wiele lat była związana z partią Tuska). Niepokój budzi jednak fakt, że ostrzeżenia polityków PiS przed zmianą traktatów politycy Koalicji Obywatelskiej wprost określają jako „histerię”, a także - że Donald Tusk zawsze chętnie zmienia stanowisko w poszczególnych kwestiach.
Energiczne odrzucenie reformy zasady jednomyślności – coś, co chciałby przeforsować niemiecki rząd – dało przedsmak tego, jaki będzie nowy premier Tusk
— pisze dziś Fritz. A czy jest w stanie przewidzieć, jak zachowa się premier Tusk, kiedy „reforma” zasady jednomyślności znajdzie się na bardziej zaawansowanym etapie? Może tak jak w sprawie podatków czy obniżenia wieku emerytalnego?
„Jastrząb w sprawie Rosji”
Niemiecki dziennikarz utrzymuje, że z powyżej opisanych powodów Tusk „będzie dla Berlina trudnym partnerem, znacznie trudniejszym niż PiS”.
Do tej pory niemiecki rząd mógł zbyć krytykę z Warszawy jako irytujące pokrzykiwania wrogiego Niemcom rządu. W tym sensie PiS nie był traktowany poważnie również w pozostałej części Europy. Teraz to się zmieni. Przecież chodzi o coś, czego chce Tusk, proeuropejski konserwatysta, który ma polską wolę kształtowania przyszłości
— podkreśla Fritz, zapominając o fakcie, że „krytyka” jest jednak czymś innym niż „irytujące pokrzykiwania”, a co więcej - z czego wyciąga wnioski o „niepoważnym” traktowaniu rządu PiS „również w pozostałej części Europy”. Skoro sam pisał zaledwie pół roku temu o „rabacie za Ukrainę”, może powinien pojąć, że to, co nazywa „rabatem” było w istocie poważnym traktowaniem polskiego rządu, który jako jeden z nielicznych w UE poważnie zachował się w momencie pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę.
I wreszcie: co to za konserwatysta, który szumnie zapowiadał w kampanii wyborczej „aborcję do 12 tyg.” i choć sam dziś ucieka od tego postulatu, zamierza tworzyć rząd ze zwolennikami aborcji niemalże bez żadnych ograniczeń. Co więcej - Fritz niechcący potwierdził opinię tego okropnego, antyniemieckiego, pokrzykującego i niepoważnego PiS-u o postawie Niemiec wobec Polski, a zwłaszcza poszczególnych rządów Polski - z Tuskiem będziemy rozmawiać, z PiS-em nie, bo „irytująco pokrzykuje”.
Niemiecki dziennikarz stwierdził również, że Donald Tusk jako premier nie będzie raczej chciał, aby Berlin zdominował europejską politykę zagraniczną.
To nauka płynąca z nieudanej niemieckiej polityki w sprawie Rosji i ogólnej nieufności wobec klasy politycznej w Berlinie, która dopiero powinna rozliczyć swoje moskiewskie uwikłania. Tak długo, jak to się nie stanie, Tusk, znany także jako jastrząb w sprawie Rosji, na zewnątrz będzie zachowywać się wprawdzie zgodnie z formułami, ale utrzymywać dystans wobec wielu czołowych niemieckich polityków, zwłaszcza z SPD
— pisze Philipp Fritz. Każdy, kto nazywa Donalda Tuska „jastrzębiem w sprawie Rosji” daje dowód swojej niewiedzy na temat polskiej polityki. Może korespondent „Die Welt” powinien zapoznać się z wypowiedziami i działaniami rządu Tuska zwłaszcza z pierwszej kadencji, bo przyznać trzeba, że po wydarzeniach w Donbasie lider PO zaczął nieco zaostrzać stanowisko wobec Moskwy, tym niemniej nawet wtedy określanie go mianem „jastrzębia” brzmi jak ironia lub po prostu kiepski żart.
Fritz przewiduje również, że… Tusk jako premier nie zamiecie pod dywan sprawy reparacji. Mimo iż zapewne nie będzie prawnie dochodzić roszczeń od RFN, to „nowe umowy o zadośćuczynieniu, być może symboliczny akt, taki jak finansowana przez Niemcy odbudowa Pałacu Saskiego w Warszawie, są do pomyślenia”.
Cóż, trzeba przyznać, że korespondent niemieckiego dziennika wykonał niezły fikołek, aby przekonać czytelników, że Tusk będzie tak ubiegał się o reparacje, że nie będzie się o nie ubiegał, bo sprawa odbudowy Pałacu Saskiego jest jednak czymś innym niż podniesione za czasów rządów PiS roszczenia.
Premierem w Polsce ponownie zostanie przekonany Europejczyk. Przede wszystkim jednak uczyni on Europę bardziej polską. Berlin będzie musiał się z tym pogodzić
— podkreśla na koniec dziennikarz.
Zaraz, zaraz, ale czy w ostatnim czasie środowisko polityczne Tuska nie postrzegało każdego, kto choć słowem skrytykuje Niemcy, jako „antyeuropejskiego” i „dążącego do polexitu”, a nawet próbowało stwarzać fałszywą alternatywę: „kto krytykuje Niemcy, ten wspiera Rosję”?
Pojawia się jednak zasadnicze pytanie o cel takich karkołomnych prób przekonania, że polityk tak uległy wobec Niemiec jako premier będzie jeszcze twardszy wobec Berlina niż rząd PiS. Jaki jest cel i do kogo tego rodzaju przekaz ma być kierowany? A może to po prostu szykowanie gruntu pod przekonywanie Polaków, gdy Tusk zacznie spełniać kolejne „widzimisię” zachodniego sąsiada, że przynajmniej niezwykle twardo negocjował, ale ostatecznie nie było innego wyjścia?
aja/DW.com, Money.pl, wgospodarce.pl, wPolityce.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/673494-die-welt-sugeruje-ze-tusk-bedzie-trudniejszy-niz-pis