Obszerny wywiad w „Naszym Dzienniku” Jacka Siewiery, sekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta i szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego jest doskonałym drogowskazem w kwestii bezpieczeństwa dla większości parlamentarnej, która szykuje się do objęcia władzy.
Po pierwsze
Bezpieczeństwo naszego kraju nie może być obiektem partyjnych targów.
Nie ma powodu, tak wynika ze słów szefa BBN, by prezydent Andrzej Duda musiał obawiać się współpracy z rządem, który ma się ukonstytuować w przyszłym tygodniu. Warunek jest jeden, każda z osób, która w kwestii bezpieczeństwa Polski będzie miała cokolwiek do powiedzenia, musi rozumieć, że wojsko nie ma barw partyjnych.
Znając pogląd prezydenta na kwestie konieczności dozbrajania polskiej armii, widzę jednak pole do ewentualnego konfliktu. Wszak sam Donald Tusk mówił, że wydatki trzeba będzie przejrzeć, gdyby na tym miało poprzestać, to okej, ale chyba chodziło mu jednak o cięcia w tej materii. Wówczas zgody z głową państwa nie będzie i warto o tym mówić głośno już dzisiaj, przestrzega przed tym Andrzej Duda w licznych wypowiedziach, potwierdza te słowa szef BBN.
CZYTAJ TAKŻE: Szef BBN: Aby uniknąć wojny z Rosją, kraje ze wschodniej flanki NATO mają 3 lata na przygotowanie się do konfrontacji
Po drugie
Koniec z polityką pobłażliwości wobec Rosji.
Chciałbym wierzyć, że polityka resetu z Rosją, która była tak usilnie forsowana przez gabinet Donalda Tuska jest już odległą przeszłością, ale - niestety - mam powody do niepokoju. Takie uczucie wzbudza we mnie pasja sejmowej większości, a jaką przystąpiła ona do likwidacji komisji ds. wpływów rosyjskich. Tego tematu ma nie być, mamy o tym nie wspominać, bo te wspomnienia są przestrogą, a Tusk chce mieć czystą kartę.
Trudno, naprawdę trudno uwierzyć komuś, kto tyle w tym temacie napsuł. Muszę to napisać wprost, nie wiem w jakiej perspektywie, ale widzę możliwość do powrotu ścisłej współpracy Niemiec i Rosji. Jak zachowa się w tym układzie Polska. Co do postawy prezydenta Andrzeja Dudy mam pewność, co do Donalda Tuska już, niestety, nie.
Po trzecie
Amerykanie nas obronią, Niemcy… niekoniecznie. Ważne jest co mamy w naszych bazach.
Pomysł oddania kompetencji dotyczących bezpieczeństwa Unii Europejskiej, a do tego mają zmierzać zmiany w europejskich traktatach, wydaje się wyjątkowo nietrafiony i dla Polski po prostu zły. W ostatnich latach stawiamy na współpracę transatlantycką mając pewność, że Amerykanie są w stanie nas obronić. Niemcy zaś niekoniecznie. To nie jest nasza antyniemiecka fobia, to doświadczenie i po przykłady wcale nie trzeba sięgać daleko wstecz.
Niemcy nie wierzyły w to, że Ukraina przetrwa po rosyjskiej napaści. Długo zwlekały z wysłaniem pomocy, a gdy w końcu się na to zdecydowały, zaczęły roztaczać w Europie swój PR-owy przekaz o wyjątkowej roli Berlina we wsparciu Kijowa. Mało warty jest sojusznik, który walczy o medialny przekaz, a nie o realne zwycięstwo.
Szef BBN mówi więc wprost, wracam tutaj do wątku zbrojeń, że ważne jest to, co mamy w naszych bazach. Pierwsze uderzenie, a ono może nadejść szybciej niż się ktokolwiek spodziewa, musimy wytrzymać sami. Idealnym modelem jest posiadanie tak silnej armii, by odstraszała ona potencjalnego agresora. A do tego ciągłe i kosztowne zbrojenia są konieczne. Innej drogi nie ma. Rozumiem, że na zbrojenia idą gigantyczne pieniądze i kusi pomysł obcięcia z tego budżetu choćby ułamka procenta. Ja bym przy tym jednak nie majstrował, bo jeśli nie dzisiaj, to za chwilę taka polityka po prostu się zemści.
Po czwarte
Jesteśmy dużym krajem, nasza armia musi być więc proporcjonalnie liczna.
Były minister obrony w rządzie Tuska Tomasz Siemoniak dosyć bezceremonialnie stwierdził niedawno, że optymalnym modelem dla Polski byłaby armia 150-tysięczna, a na planowane 300 tysięcy żołnierzy nasz kraj „nie ma potencjału”.
Widzę dwa powody takiej wypowiedzi. Były szef MON w nieco zawoalowany sposób broni swojej polityki sprzed lat. Nazywał to wówczas „optymalizacją”, ale - nie czarujmy się - chodziło o zwijanie się wojska. Jacek Siewiera mówi o tym delikatnie, że „nie był to okres renesansu Sił Zbrojnych RP”. To prawda, nie był. Mniejsza o nazewnictwo, w tamtej ekipie Tuska panowało po prostu przeświadczenie, że nic nam nie grozi, że wojna w dającej się do przewidzenia perspektywie w naszej części świata nie wybuchnie. A w strategii obronnej stworzonej przez gen. Stanisława Kozieja i prezydenta Bronisława Komorowskiego chyba nawet nie padało słowo: Rosja. I ten tok myślenia jest drugim powodem, dla którego Siemoniak nie mówi o rozwoju wojska, tylko o „małej, ale dobrze wyposażonej armii”. To oczywiście wytrych, który nic nie znaczy.
Gdy przychodzi do realnej walki, do obrony setek tysięcy kilometrów kwadratowych, liczebność armii ma znaczenie. By do tej walki nie doszło, przeciwnik musi wiedzieć, że Polska ma i może użyć tyle wojska, ile to konieczne.
Po piąte
Należy skończyć z bajkopisarstwem o tym, co dzieje się na granicy z Białorusią.
Wielką szkodę zrobiła polskim żołnierzom i strażnikom granicznym Agnieszka Holland filmem „Zielona granica”. Niestety, to postać bardzo wpływowa w świecie kina, wiele osób poszło więc na ten film i poszła do ludzi opowieść o intelektualistach, którzy uciekając przed wojną i sadystach w polskich mundurach, którzy czerpią dziką satysfakcję z gnębienia ludzi poukrywanych w przygranicznych lasach.
CZYTAJ TAKŻE: Byłem na „Zielonej granicy”. Holland wykonała plan. Czuję się tym filmem, jako Polak, kompletnie uświniony
Rząd Zjednoczonej Prawicy nie uległ zmasowanemu atakowi i nie zaprzestał heroicznej obrony wschodniej granicy Polski, która jest przecież także granicą NATO i Unii Europejskiej. Dobrze, że i w tej sprawie mamy jasne stanowisko prezydenta RP, nie będzie żadnego niuansowania zagrożenia hybrydowymi atakami ze Wschodu, którym nasi funkcjonariusze stawiają czoła w zasadzie codziennie. Dobrze, że zostało to powiedziane wprost, że zapora na granicy jest swego rodzaju czerwoną linią, której nie można pozwolić przekroczyć. Nie może być mowy o usunięciu płotu, za nic w świecie.
Na miejscu Donalda Tuska, a szczególnie przyszłego szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza przeczytałbym tę publikację „Naszego Dziennika” od deski do deski i to niejeden raz. Szef BBN wyciąga rękę do przyszłego rządu, bo kwestia bezpieczeństwa kraju, naszego wspólnego kraju nie może być traktowana jak międzypartyjna rywalizacja.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/673375-5-wnioskow-po-wywiadzie-szefa-bbn-jacka-siewiery