Jest jak w powiedzeniu Charlesa de Talleyranda o Bourbonach, którzy po klęsce Napoleona wrócili na tron Francji w 1815 roku: niczego się nie nauczyli, niczego nie zrozumieli. Mniemana władczyni Unii Ursula von der Leyen wciąż nie dopuszcza do siebie, że Wielka Brytania wybrała wolność i ostatecznie opuściła europejskiego biurokratycznego molocha. Wciąż jej się roi, że skruszone Zjednoczone Królestwo powróci do brukselskich panów.
Wywiad jakiego przewodnicząca Komisji Europejskiej udzieliła w czasie uroczystej kolacji przy okazji rozdania przyznanych przez Politico laurów nie pozostawia złudzeń. Jamil Anderlini, redaktor naczelny niemieckiego magazynu zapytał ją czy wierzy w ponowne przystąpienie Wielkiej Brytanii do Unii. Von der Leyen odpowiedziała, że wciąż powtarza swoim dzieciom, że do nich będzie należało naprawienie błędu Brexitu. Schrzaniliśmy sprawę i teraz musicie ją naprawić. Myślę, że kierunek jest jasny, moja osobista opinia też jest jasna - mówiła szefowa KE. Anderlini zaś dowcipkował, że Wielka Brytania to taka mała piracka wyspa u wybrzeży Francji, a gościom się to podobało, bo sobie mogli pomyśleć jaka ta nasza Unia wielka i potężna jest.
Luźna rozmowa prowadzona była z małego podwyższenia, wśród brzęku kieliszków i szczęku widelców przy stolikach, przy których zasiadali szacowni goście i laureaci niemieckiego magazynu. Wśród nich Donald Tusk ogłoszony najpotężniejszym człowiekiem Europy. Ursula von der Leyen została zaś uznana za najpotężniejszego przewodniczącego Komisji Europejskiej w historii, czyli jak powiedzieliby klimatyści - jest najgorętszą władczynią od początku badań.
Mimo niezobowiązującej formy wywiad wywoła jednak spore reakcje w samej Wielkiej Brytanii. Rzecznik rządu natychmiast odpowiedział, iż premier Rishi Sunak nie uważa, że sprawę Brexitu należy naprawiać. Zaprzeczył opinii jakoby młodzi ludzie byli skorzy do ponownego wiązania się z Unią i stwierdził, że rząd koncentruje się na wyciąganiu korzyści z Brexitu, a nie rozważaniu powrotu.
Jednoznacznie też wypowiedziała się mająca szansę na sięgnięcie w najbliższych wyborach po władzę, Partia Pracy. Jej rzecznik oznajmił, że ugrupowaniu zależy na jak najlepszych relacjach z Unią, że chce poprawić niektóre umowy, choćby handlowe, ale, że nie ma mowy w jakiejkolwiek formie o powrocie do Wspólnoty.
To drobne zdarzenie, ale pokazujące w jakim stanie umysłowym są władcy Unii, którzy wciąż śnią o potędze, o nieustającej atrakcyjność brukselskiego monstrum. Nawet ta kolacja i ogłoszenie przewodniczącej najpotężniejszym władca w historii jest pocieszne. Unia chyba nigdy nie była w tak złym stanie, a tu proszę, von der Leyen laury odbiera, uśmiechy i gładkie słówka rozdaje.
Trudno nawet mówić o kryzysie w Unii, bo zapaść to już dla niej od półtorej dekady stan permanentny. Zaczęło się od kryzysu finansowego w 2008 roku, po którym gospodarki krajów takich jak Hiszpania, Włochy, Grecja, Portugalia, Francja właściwie się nie podniosły. Ich PKB jest niższe niż 15 lat temu. W 2011 roku mało nie upadła strefa euro - to wtedy rządząca PO dawała gwarancje na wykup greckich obligacji, by Deutsche Bank nie upadł. W 2015 przyszedł kryzys imigracyjny i do dziś trwa nieprzerwany najazd nielegalnych imigrantów, który całkowicie odmienia Europę.
W 2016 było referendum brexitowe po czym rozpoczął się mozolny proces wychodzenia Wielkiej Brytanii z Unii. Ta w rezultacie straciła 20% potencjału swej gospodarki, skurczyła się 240 tys. km i straciła 65 milionów obywateli. Największe centrum finansowe świata, czyli Londyn znalazło się poza wspólnotą. Frankfurt, który jeszcze 20 lat temu, po tym jak Wielka Brytania nie przyjęła euro, miał zastąpić stolicę Zjednoczonego Królestwa na pozycji lidera teraz nie jest nawet w pierwszej dziesiątce świata. Ma mniejsze znaczenie finansowe niż Zurych.
W 2020 zaczął się chaos związany z pandemią. Oprócz Polski praktycznie żadne państwo Wspólnoty nie odbudowała swej gospodarki po covidzie, czyli niemal wszystkie mają teraz PKB niższe niż w 2019. Teraz Unię toczy kryzys energetyczny i niemoc polityczna. Jej najpotężniejsze państwo - Niemcy, weszło w strukturalny kryzys gospodarczy, czyli taki, który nie jest chwilową kwestią koniunktury ale sięga samych podstaw gospodarki. Największy silnik - Niemcy, rzęzi jak kaszlak diesel Opla i lada moment może całkowicie stanąć. Trzy kolejne co wielkości gospodarki państwa Unii, czyli Francja, Włochy i Hiszpania są właściwie według unijnych kryteriów bankrutami i powinny być u nich wprowadzone jakieś mordercze programy naprawcze na kształt tych, które narzucono nieszczęsnej Grecji. Podobnie Portugalia.
Ostatnie 15 lat to w Unii pasmo klęsk. Żadne laury od wzajem miziającego się europejskiego jaśniepaństwa nie zmienią tego, że czas przywództwa von der Leyen to prawdziwa katastrofa. Ta europejska, upokarzana na świecie, władczyni to chodzące nieszczęście. Jakże ona pocieszna jest z tym protekcjonalnym traktowaniem Brytyjczyków, nieszanowaniu suwerennej decyzji narodu. W tym namawianiu jest jak stara porzucona kochanka, która wciąż się łasi. Określenie „stara kochanka” jest nieprzypadkowe. To nawiązanie do upokarzających poczynań jej byłego zastępcy, wiceprzewodniczącego Komisji, Fransa Timmermansa, który swego czasu zwrócił się do Brytyjczyków w patetycznym dziele epistolograficznym
Mój list miłosny do Wielkiej Brytanii: więzi rodzinne tak naprawdę nigdy nie mogą zostać zerwane. Odkąd chodziłem do brytyjskiej szkoły, zawsze byłeś częścią mnie. Teraz odchodzisz i to łamie mi serce
pisał eurokrata. Ojciec Timmermansa, podobnie jak von der Leyen był dyplomatą, więc ten wychowywał się w Holandii, Belgii, Włoszech. Tu nawiązuje do Brytyjskiej Międzynarodowej Szkoły Saint George w Rzymie, do której jako paniczyk chodził.
I dalej zwraca się do Wielkiej Brytanii
Przeczytałem niedawno wspaniałą książkę zawierającą listy miłosne do Europy. To skłoniło mnie do zastanowienia się nad moją miłością do Wielkiej Brytanii.. Znam cię teraz. I kocham Cię. Za to kim jesteś i co mi dałaś. Jestem jak stary kochanek..Wiem, że wierzysz w siebie, że jesteś wyjątkowy i inna.
Jakie to słodkie i romantyczne. Sam Hołownia by piękniej nie napisał. Urońmy łzę wzruszenia.
Prawdę mówiąc, poczułem się głęboko zraniony, kiedy zdecydowałeś się odejść. Trzy lata później jest mi po prostu smutno, że członek naszej rodziny chce zerwać nasze więzi. Ale jednocześnie znajduję pocieszenie w myśli, że więzi rodzinnych nigdy tak naprawdę nie da się zerwać. Nie odejdziemy i zawsze będziesz mogła wrócić.
Niby do czego? Do tej samopowielającej się jak nowotwór brukselskiej biurokracji, która właśnie zmianami traktatów chce pozbawić państwa resztek suwerenności, zmienić je w prowincje. Jaśniepaństwo eurokraci pewnie byliby nawet gotowi nadać Wielkiej Brytanii szczególną pozycję w Europejskiej Rzeszy. Londyn byłby jedną z metropolii jak Berlin, Paryż, Bruksela.
Oczywiście niby wszystko może się wydarzyć, nawet powrót Wielkiej Brytanii na unijne łono. Być może nawet można by sobie tego życzyć, bo to mogłoby oznaczać, że ta się całkowicie zmieniła i znów staje się wielkim obszarem wolności gospodarczej, swobody przemieszczania, się osiedlania pracy, nauki, bez tych wszystkich rozrośniętych pasożytniczych instytucji jak Komisja Europejska, te wszystkie agencje i urzędy od tego i owego. Niestety Unia staje się jedną wielką strefą polityczną i ideologiczną oraz narzędziem dla wielkich korporacji, niemieckiej gospodarki i rozsnuwania Francuzom snów o minionej potędze.
Są dwa warunki, by Wielka Brytania ponownie zgłosiła się do Brukseli: Unia zmądrzeje, ewentualnie Wielka Brytania doszczętnie zgłupieje. Ani na jedno, ani na drugie się nie zanosi.
Niby cały czas sondaże pokazują, że więcej Brytyjczyków chciałoby powrotu, niż Brexitu ale to może być ułuda taka jak serwowana była przed referendum. Z najnowszych, opublikowanych pod koniec listopada badań Deltapoll wynika, że 48 proc. Brytyjczyków jest jak starzy kochankowie Timmermans i von der Leyen i chciałoby powrotu na dawne śmieci, a 36 proc. woli rozstanie i wolność. Ponowny ślub wymagałby jednak znów referendum i to w sytuacji, kiedy Wielka Brytania radzi sobie poza Unią coraz lepiej - ma teraz choćby więcej umów z handlowych niż kiedykolwiek Unia miała, a gospodarka się rozwija w przeciwieństwie do unijnej, a zwłaszcza niemieckiej.
Eurokraci nie potrafią rozwiązywać problemów Unii, więc zafiksowali się na cofnięcia Brexitu. Coś jak koszmarna Rosja, która uważa, że kto raz był w Sowieckim Związku i jego strefie wpływów ma już na zawsze być jej częścią, lub w jej ponurym cieniu żyć.
Bourbonowie, którzy niczego nie zrozumieli, niczego się nie nauczyli odzyskali tron w 1815 roku. 33 lata później, w 1848 po Wiośnie Ludów utracili go bezpowrotnie. Takiej wiosny wypatrujmy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/673107-sny-von-der-leyen-o-przemijajacej-potedze