Nie ustają wypowiedzi medialne czołowych polityków Platformy i Ruchu Hołowni o postawieniu prezesa Narodowego Banku Polskiego (NBP) prof. Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu.
Mówił także o tym kandydat na premiera ze strony tworzącej się większości parlamentarnej Donald Tusk, który na konferencji prasowej w Sejmie kilka dni temu stwierdził „ w tej chwili dysponujemy większością głosów, wystarczającą, aby postawić przed TS prezesa NBP”. Oznaczałoby to, że za takim rozwiązaniem mieliby głosować także posłowie PSL, bowiem do tej pory za tym rozwiązaniem opowiadali się tylko politycy Koalicji Obywatelskiej i Ruchu Hołowni.
Przypomnijmy, że latem poprzedniego roku lider Platformy Donald Tusk, próbując zablokować kandydaturę prof. Adam Glapińskiego na II kadencję prezes NBP, publicznie go oskarżał o złe kierowanie bankiem centralnym, co więcej groził, że jak Platforma dojdzie do władzy, doprowadzi do wyprowadzenia go siłą z budynku NBP. W lipcu 2022 roku podczas konwencji w Radomiu Tusk mówił tak: „Adam Glapiński jest nie tylko niekompetentny, nie tylko nieprzyzwoity w tym co robi, jest też nielegalny. Nie będzie ani dnia dłużej prezesem NBP. Nie trzeba będzie ustawy. Jeżeli Platforma wygra wybory osobiście wyprowadzę Glapińskiego z NBP”. Główną motywacją tych ostrych i przy tym absurdalnych ataków Tuska na prezesa Glapińskiego, było wtedy niedopuszczenie do jego powołania na II kadencję, jako przeciwnika wejścia Polski do strefy euro.
Bowiem prof. Glapiński podczas sprawowania I kadencji w NBP nie krył, że jest zdecydowanym przeciwnikiem wejścia Polski do strefy euro, co więcej po zgłoszeniu go przez prezydenta RP Andrzeja Dudę jako kandydata na prezesa NBP na drugą kadencję, wprost zapowiedział, że dopóki on będzie szefem banku centralnego, nasz kraj do strefy euro nie wejdzie. Oczywiście wejście do strefy euro to długotrwała procedura, trzeba wypełnić tzw. kryteria z Maastricht (fiskalne i monetarne), co więcej w Polsce aby to się stało, konieczne jest referendum, a być może także zmiana Konstytucji RP, ale tym, którzy „zadaniowali” Tuska w Brukseli przed powrotem do polskiej polityki, chodziło o wciągniecie Polski do strefy ERM II, czyli związania złotego z euro trwałym kursem, a to już przesądza wejście do strefy euro.
Jednak żeby aplikować do strefy ERM II wystarczy, że premier rządu i prezes banku centralnego, wystąpią razem w poufnym trybie do EBC, przedstawiając jednocześnie propozycje wysokości kursu walutowego, którego później przez cały okres przebywania w tej strefie, bank centralny musi bronić (dopuszczalne się tylko odchylenia od tego kursu +/- 15%). To już wystarczy, wcześniej tylko po 2 latach, czy trochę później, kraj jest już członkiem strefy euro, ze wszystkimi tego konsekwencjami, a jakie to są konsekwencje to wystarczy prześledzić sytuację Słowacji, jak bardzo jej obywatele zbiednieli po wejściu tego kraju do strefy euro w 2009 roku.
Teraz zmieniono już narrację, o wyprowadzaniu siłą prezesa NBP już się nie wspomina, natomiast jak najbardziej straszy się go postawieniem przed Trybunałem Stanu i zrobiła to ostatnio w radiu TOK FM poseł Paulina Hennig-Kloska, kandydatka tworzącej się koalicji na ministra środowiska i klimatu. Zarzuciła ona prezesowi Glapińskiemu zaburzenie stabilności polskiego złotego, pośrednie finansowanie budżetu państwa poprzez skup obligacji Skarbu Państwa, a także interwencje na rynku walutowym osłabiające złotego, co było jej zdaniem bodźcem inflacyjnym. Rzeczywiście Konstytucja RP przewiduje postawienie prezesa NBP przed Trybunałem Stanu ale w sytuacji kiedy naruszył on ustawę zasadniczą i inne ustawy w związku z zajmowanym stanowiskiem lub w zakresie swojego urzędowania.
Tyle tylko, że przed Trybunałem Stanu odpowiada się za decyzje indywidualne, a oskarżenia poseł Hennig- Kloski dotyczące stóp procentowych, czy tzw. luzowania ilościowego, to decyzje kolektywne, ta pierwsza Rady Polityki Pieniężnej liczącej 10 osób razem z prezesem NBP, w której każdy członek ma jeden głos, ta druga 9-osobowego Zarządu NBP, w której także każdy członek ma jeden głos. Oznacza to, że politycy opozycji uruchamiają publiczną machinę oskarżeń pod adresem prezesa NBP, która może przynieść Polsce ogromne finansowe szkody, nawet nie sprawdzając, czy jest możliwe pod względem formalnym uruchomienie procesu przez Trybunałem Stanu, w sytuacji kiedy chodzi o decyzje kolektywne, a nie indywidualne. Co więcej pojawiają się wyjaśnienia konstytucjonalistów, że nawet postawienie prezesa NBP przed TS, nie może skutkować jego zwieszeniem w sprawowaniu tej funkcji, nie przewiduje tego ani Konstytucja PR, ani ustawa NBP i ustawa o TS (zdaje się, że inicjatorzy tej politycznej hucpy byli przekonani, że to zawieszenie będzie wręcz automatyczne).
Przy tej okazji należy podkreślić, że ataki polityków na niezależny bank centralny są ewenementem w demokratycznym kraju i uderzają w jego międzynarodowy prestiż, a także mogą spowodować poważne negatywne skutki finansowe, między innymi spekulacyjną grę na dewaluację złotego i podrożenie kosztów obsługi polskiego długu. Przypomnijmy także, że NBP należy do systemu europejskich banków centralnych, a to oznacza że na straży jego niezależności stoi Europejski Bank Centralny i inne instytucje unijne w tym TSUE (ten unijny sąd zablokował niedawno decyzję o pozbawieniu funkcji prezesa łotewskiego banku centralnego).
CZYTAJ TEŻ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/672739-po-i-polska-2050-ciagle-mowi-o-postawieniu-prezesa-przed-ts