Koalicja Obywatelska zapowiedziała powołanie w nowym Sejmie trzech komisji śledczych: ws. tzw. afery wizowej, tzw. wyborów kopertowych i Pegasusa. To ważna informacja, która potwierdza, że gdy przyszło do rozliczania rządów Prawa i Sprawiedliwości z rzekomych skandali, afer i nieprawidłowości, to okazało się, że w ręku nowej większości nie ma żadnych konkretów. Spośród kilkuset „afer”, które rzekomo towarzyszyły rządom Zjednoczonej Prawicy, i którymi epatowano opinię publiczną, wybrano trzy wyjątkowo dęte sprawy.
Fakty są jasne i oczywiste. Tzw. afera wizowa dotyczy próby szybszego załatwienia ok. 200 wiz. Proceder wykryło Centralne Biuro Antykorupcyjne. Winnym postawiono zarzuty, niektórzy trafili do aresztu, inni stracili stanowiska. Trwa postępowanie prokuratorskie. Państwo zadziałało tak, jak powinno. W huku kampanii opozycja sprytnie rozciągnęła nieprawidłowości na wszystkie wizy wydane przez nasze państwo w ostatnich latach, sugerując, że wszystkie zostały kupione na lewo. To wielkie kłamstwo. Jeśli coś rzeczywiście powinna wyjaśnić komisja śledcza, to tę wielką operację manipulacyjną, którą oglądaliśmy we wrześniu i październiku.
Jeszcze większą impertynencją jest komisja ds. wyborów korespondencyjnych. Owszem, państwo polskie poniosło koszty; czy jednak można stawiać zarzut osobom odpowiedzialnym, że w obliczu zarazy - której przebieg był wówczas wielką niewiadomą - próbowały wypełnić konstytucyjny obowiązek przeprowadzenia wyborów? Gdyby takiej próby nie podjęły, a pandemia uniemożliwiłaby głosowanie w sposób tradycyjny, opozycja krzyczałaby o zamachu na demokrację. I jednocześnie ogłosiłaby paraliż państwa, bo nie byłoby prezydenta, który podpisałby np. budżet. Znów: to nie była afera, to była polityczna pułapka, którą zastawiła opozycja, nielojalnie eksploatując kryzys, który przyszedł z zewnątrz.
Również w sprawie pegasusa powoływanie komisji śledczej jest absurdem. Po pierwsze, nowa władza przejmie wkrótce kontrolę nad służbami specjalnymi, i będzie mogła sprawdzić, czy rzeczywiście podsłuchiwano czy też inwigilowano jej liderów. Po drugie, tu także politycy PO padają ofiarą własnej propagandy. Bardzo chcą wierzyć, że żyli w dyktaturze, choć w rzeczywistości była to kwitnąca demokracja. Po trzecie, przejmując odpowiedzialność za państwo, nie mogą już atakować samego faktu posiadania przez nasze służby najnowocześniejszych narzędzi kontrwywiadowczych. Dziś muszą przyznać, że w tej kwestii władze RP nie mają żadnego wyboru: nie mogą sobie pozwolić na tego typu zaniechanie. Nie w naszej sytuacji.
Jednocześnie marszałek Szymon Hołownia zapowiedział odwołanie członków komisji ds. badania rosyjskich wpływów w latach 2007-2022, i zasugerował, że nowa większość ciało to w ogóle zlikwiduje. Argument populistyczny, i stary jak III RP: na takie zbytki nas dziś nie stać. Tu rzeczywiście byłoby co badać, choć jeśli większość sejmowa odwoła obecny skład komisji, to rzeczywiście ciało to straci sens. Hołownia twierdzi, że sprawę te powinny ogarnąć służby specjalne; problem w tym, że intencją poprzedniego Sejmu było wyjaśnienie kwestii, które dotykały samych szczytów polityki, decyzji politycznych, i których agencje bezpieczeństwa nie są w stanie rozwikłać.
Platforma rusza na wielkie polowanie, ale proch w strzelbach ma wilgotny. Cele wybrała kiepskie, bo i wybór miała nędzny. Igrzyska będą marne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/671946-platforma-rusza-na-polowanie-ale-igrzyska-beda-marne