Wybory parlamentarne w Holandii niespodziewanie wygrała Partia Wolności Geerta Wildersa zdobywając 37 mandatów. „Jeżeli chcielibyśmy tę sytuację przenieść na grunt polskiej polityki, to było tak, jakby nagle Konfederacja stała się największą partią w Polsce w przeciągu dwóch miesięcy” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Redbad Klynstra-Komarnicki, aktor i reżyser pochodzenia niderlandzko-fryzyjskiego.
W liczącym 150 członków holenderskiego parlamentu, po zliczeniu 98 proc. głosów, za partią Wildersa znalazły się między innymi: zjednoczona lewica (PvdA/GroenLinks) Fransa Timmermansa (25 mandatów), liberałowie (VVD) premiera Marka Ruttego (24 mandaty) i nowo powstała partia Nowa Umowa Społeczna (20 mandatów).
Redbad Klynstra-Komarnicki na wstępie przedstawia wizerunek partii liberałów (VVD) premiera Marka Ruttego.
Potocznie nazywają się partią pracodawców, czyli w pewnym sensie można powiedzieć, że to w tym sensie byłby odpowiednik polskiego PO, ale też nie do końca, bo w Polsce PO jeżeli kiedykolwiek reprezentowała interesy pracodawców, to bardziej tych wielkich korporacji, natomiast partia Ruttego reprezentuje właścicieli małych, średnich i dużych przedsiębiorstw, o ile są holenderskie w sensie właścicielstwa
— podkreśla Redbad Klynsta-Komarnicki.
Skąd tak wysokie poparcie dla partii Geerta Wildersa? Aktor zwraca uwagę na antyimigrancki charakter partii Wildersa, ale również na jej sprzeciw wobec polityki klimatycznej UE i federalizacji Unii, co także mogło mieć wpływ na decyzje wyborcze.
Antyimigrancki charakter tej partii to jest jedno, ale ważny jest też element sprzeciwu wobec oddawania władzy Brukseli i realizowania agendy klimatycznej. Rząd Ruttego bardzo mocno wszedł w konflikt z rolnikami – to też mogło mieć wpływ na wynik wyborów. Co prawda w Holandii powstała taka partia chłopska, można powiedzieć, że taki odpowiednik polskiej Samoobrony, ale pewnie wyborcy uznali, że ta partia nie uzyska wystarczającego poparcia w wyborach, zatem prawdopodobnie postanowili zagłosować na partię Wildersa, o której można powiedzieć, że w pewnym sensie jest odpowiednikiem naszej Konfederacji, wymieszanej trochę z tym, czym była Samoobrona
— zaznacza aktor.
Klynstra-Komarnicki zwraca uwagę na poczucie przeciętnych Holendrów, że są gorzej traktowani we własnym kraju niż reprezentanci różnych mniejszości narodowych.
Z perspektywy zwykłego Holendra różne mniejszości mają więcej praw. Bardzo często adwokaci w różnego rodzaju sprawach, zwłaszcza w przypadku rozpraw sądowych, mówią do przeciętnego Holendra: „Pana problem polega na tym, że jest pan białym konserwatywnym i heteroseksualnym mężczyzną”. Jest takie poczucie w społeczeństwie, że prawo nie jest równe dla wszystkich
— mówi. Przy tej okazji przypomina o działaniach Wildersa, niekorzystnych z punktu widzenia Polski.
„To może się skończyć tak jak w Polsce”
Wilders jest autorem strony, gdzie można było zgłaszać Polaków, którzy naprzykrzają się holenderskim sąsiadom. Zatem wszelkie grupy obcokrajowców w Holandii mogą czuć się w tej chwili trochę nieswojo, chociaż Wilders zapowiadał dzień przed wyborami, że będzie premierem wszystkich Holendrów
— zaznacza,
Czy partii Wildersa uda się utworzyć koalicję rządzącą? Według rozmówcy portalu wPolityce.pl może być to bardzo trudne.
To może się skończyć tak jak w Polsce. Jego partia mogła już w wielu wypadkach być języczkiem u wagi mając parę czy paręnaście mandatów, ale była w pewnym sensie przez mainstream polityczny wykluczana. Timmermans wypowiada się o Wildersie mniej więcej tak, jak Tusk o Kaczyńskim. Timmermans przeszedł do głoszenia takich kodziarskich haseł, to znaczy że trzeba bronić demokracji. Wydaje się, że jest oczekiwanie ze strony pozostałych trzech dużych partii, że Wilders sobie nie poradzi, albo będzie musiał odejść od swoich najbardziej radykalnych wypowiedzi, wręcz za nie przeprosić, na przykład za wypowiedź, że trzeba wyrzucić wszystkich Arabów z Holandii
— mówi.
Misja Wildersa nie jest jednak całkowicie skazana na porażkę, ze względu na postawę… partii Ruttego.
Jest zarzucane partii Ruttego, że na ostatniej prostej przed wyborami zostawili otwartą furtkę, dali do zrozumienia, że mogliby z partią Gerta Wildersa stworzyć koalicję widząc w sondażach, że poparcie dla niej rośnie. To znaczy partia Ruttego zrobiła to, co zarzuca się, że PiS nie zrobiło przed wyborami w stosunku do Konfederacji. Natomiast to mogło spowodować, że niektórzy wyborcy przerzucili swoje głosy z formacji Ruttego na inne partie
— zauważa.
Aktor zwraca uwagę na wysoki wynik wyborczy nowopowstałej partii Nowa Umowa Społeczna, odwołującej się do tradycji chrześcijańskiej.
Jest jeszcze jedna ciekawa partia - Nowa Umowa Społeczna ponieważ ona od zera doszła do 20 miejsc w parlamencie. Jej liderem jest Pieter Omtzigt, który odszedł z z partii Apel Chrześcijańsko-Demokratyczny. Przekładając to na polskie realia to jest trochę taki Jarosław Gowin. To partia, która podstawy ma chrześcijańsko-demokratyczne, ale nie mówi o tym wprost. To partia, która ma program laicki, ale ugruntowany na wartościach chrześcijańskich. Okazuje się zatem, że ludzie są w stanie przyjąć świat oparty na wartościach chrześcijańskich, o ile tego nie nazywa się tak wprost. Może to być jakaś inspiracja dla polskich partii – jedno to jest symbolika, a drugie to odwoływanie się do czegoś, co do czego wszyscy jesteśmy zgodnie – czyli takich zasad zapisanych w dekalogu jak nie zabijaj, nie kradnij itd.
— podkreśla.
not. as
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/671893-skad-sukces-partii-wildersa-klynstra-komarnicki-wyjasnia