Precyzyjnie działający do tej pory liberalno-socjalistyczny mechanizm w Parlamencie Europejskim, zmiatający ze swojej drogi wszelki opór w budowaniu nowej, wspaniałej Europy pod moralnym przywództwem Niemiec o mało co się nie zaciął, i sama byłam zdziwiona, że tak niewiele głosów przeważyło, by przyjąć szaleńcze pomysły odebrania państwom członkowskim samodzielności w stanowieniu o swoim rozwoju i przyszłości, swojej tożsamości, kulturze, edukacji przyszłych pokoleń i wielu innych, istotnych na niepodległego bytu państwa sprawach.
Jednak - „powoli, jak żółw ociężale, ruszyła maszyna po szynach ospale” co wcale nie oznacza, że dojedzie do końcowego przystanku pod nazwą państwo europejskie pod kierownictwem europejskiego rządu (czytaj: Niemiec i Francji) i stanowiące takie same prawa dla wszystkich Europejczyków (czytaj: korzystne dla Niemiec i Francji). Po drodze jest kilka mnie ważnych przystanków i ten najważniejszy – stacja o nazwie „Weto”. Być może odwiedzona przez przywódców narodów wspólnoty po raz ostatni, jeśli choć jeden z nich nie odważy się na niej zatrzymać. Zatrzymać i powiedzieć - ”weto” dla takich zmian, bo jeśli żaden na to się nie zdobędzie, to przyjdzie niemiecki kierownik pociągu i zaprowadzi swoje porządki, łącznie z likwidacją stacji o nazwie „Weto”.
Prawicowi europosłowie przejawiają umiarkowany optymizm , że może jednak nadchodzi otrzeźwienie i coraz więcej państw oraz reprezentujących ich europosłów przyłączy się do koalicji odrzucającej zmiany traktatowe. Uznają wynik dzisiejszego głosowania za pewien sukces nie tylko dlatego, że przewaga zwolenników zmian była minimalna, ale także iż udało się zmobilizować przeciwników centralizacji władzy przez Brukselę i odrzucić kilka szkodliwych pomysłów takich jak referendum europejskie czy odebranie państwom członkowskim kompetencji w zakresie ochrony środowiska.
Nie można jednak ustawać w przekonywaniu nie tylko Polaków, ale także innych nacji, jak bardzo są to szkodliwe pomysły i jak demolują koncepcję ojców- założycieli wspólnoty państw europejskich, mających być według ich założeń wspólnotą suwerennych, narodowych, równych i mających takie samo prawo głosu państw.
Nie udało się w nowym Sejmie z nową większością przeprowadzić uchwały , w której posłowie sprzeciwiają się propozycjom zmian traktatów unijnych, przedstawionych w sprawozdaniu komisji PE, bowiem ich przyjęcie naruszałoby konstytucję RP i odebrałoby możliwość podejmowania istotnych decyzji przez władze państwowe? To trzeba odwołać się do Polaków, udostępnić treść uchwały choćby w biurach poselskich PiS, zmobilizować wolontariuszy i propolskie, patriotyczne organizacje, niech obywatele swoimi podpisami poprą te treści, jeśli wybrana przez nich większość nie jest zdolna tego uczynić. Oczywiście będzie to miało wymiar symboliczny, ale ci, którzy w imieniu Polski będą podejmować ostateczną decyzję na Radzie Europejskiej niech mają świadomość, jaka jest wola narodu.
A Pan, Panie Przewodniczący Tusk, niech raczy odpowiedzieć na proste pytanie: czy jeśli pojedzie Pan na Radę Europejską decydującą o zmianach w traktatach jako polski premier, zgłosi pan veto? Tak czy nie? Bez górnolotnego słowotoku i powoływania się na opinie politycznych i medialnych łgarzy, przekonujących, że te zmiany są korzystne dla całej Europy, a więc także dla Polski.
Zawetuje Pan propozycję tych zmian? Tak czy nie? I takie pytanie od dziś powinno padać na każdej konferencji prasowej, przy okazji każdego wywiadu pod adresem pretendującego do roli polskiego premiera polityka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/671797-pytanie-jest-proste-panie-tusk-czy-jesli-pojedzie-pan
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.