Zabiły go trolle

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. YouTube
Fot. YouTube

Internetowe żarty mogą skończyć się tragicznie. Przekonały się o tym osoby, które "jajcowały" sobie z domniemanej śmierci aktywnego blogera znanego z kontrowersyjnych poglądów. Mężczyzna w końcu nie wytrzymał...

Robert Larkowski, który był prawdziwym "ulubieńcem" użytkowników prawicowych forów internetowych i blogosfery, głównie za sprawą specyficznej ekspresji i radykalnych poglądów, nie potrafił sobie poradzić z wpisami na swój temat, jakie pojawiały się w internecie. Poniekąd, na jego własne życzenie.

Oto mała próbka "popisów" Larkowskiego, wówczas jeszcze członka antysemickiego kanapowego ugrupowania Leszka Bubla:

W podobnym tonie, zawsze wielkimi literami, wypowiadał się na forach internetowych. To wzbudzało śmiech internatutów, którzy prowokowali Larkowskiego do dalszych dyskusji.

W pewnym momencie żarty zaczęły przybierać niesmacznego charakteru. Użytkownicy prawicowych forów zaczęli nabijać się, że Larkowski nie żyje, ponieważ się powiesił. Niewybredne komentarze pojawiły się na stronie https://www.facebook.com/RemoveKrautze

Niektórzy internauci postanowili zdementować plotki. Jak informuje tygodnik "Nasza Polska", do Larkowskiego zadzwonił Antoni Giwojna, aktywny członek grupy "Karły Reakcji", który umieścił na portalu YouTube nagranie swojej rozmowy telefonicznej z Larkowskim. Niestety, podobnie jak fan page "Remove Krautze", zostało usunięte, gdy fora obiegła informacja, że internauci doprowadzili do śmierci mężczyzny.

Według doniesień "Naszej Polski", Larkowski bardzo przejął się pogłoskami o... własnej śmierci. To doprowadziło do pogorszenia jego stanu zdrowia (bloger cierpiał na cukrzycę). Mężczyzna nie przespał całej nocy z 19 na 20 lipca, był zdenerwowany. Zdążył napisać do swojego znajomego, że czuje się fatalnie. Wkrótce zmarł.

Wygląda na to, że oprócz wyrzutów sumienia, żartownisie mogą mieć problemy z prawem.

gah

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych