Pamiętają Państwo, jak w kampanii wyborczej Donald Tusk zapowiadał, że po wygraniu wyborów zacznie się brutalnie mścić na pisowcach? Że nie będzie zważał na regulaminy, przepisy, konstytucję, lecz wycinał ludzi poprzedniej ekipy ze wszystkich funkcji, nawet tych, które im się należą? Nie? I słusznie, bo nic takiego nie zapowiadał. Miało być miło, z uśmiechami, z poszanowaniem prawa i dobrych obyczajów. A zaczęło się od bezwzględności i maczety.
Te nowe standardy mieliśmy zobaczyć od pierwszego dnia nowej kadencji. Zobaczyliśmy jednak coś odwrotnego. Marszałek Witek nie chcą w prezydium Sejmu, bo odbierała głos posłom, chowała ustawy w zamrażarce i przeprowadziła reasumpcję głosowania. Można by to zarzucić każdemu marszałkowi (choć nie każdy stosował reasumpcję, która też wszak jest dopuszczalna przez Regulamin Sejmu). Politycy Koalicji Obywatelskiej idą jednak dalej. Barbara Nowacka oskarża była marszałek, że ta złamała prawo. Tyle że po 15.10 nic się jeszcze nie zmieniło – o złamaniu prawa wciąż decydują sądy, a nie pojedynczy poseł.
Marek Pęk nie mógł zostać wicemarszałkiem Senatu, bo nowej większości nie podoba się, że zarzucił jej prorosyjskie działania. Jeśli to grzech dyskwalifikujący, to co powiedzieć o takich wypowiedziach?
To kur***wo musi się kiedyś skończyć [o rządach PiS we wrześniu 2023 r.– przyp. red.]
Jest stara zasada, że małpie brzytwy się nie daje. Nie zgadzamy się na przedłużenie kadencji prezydentowi Andrzejowi Dudzie [kwiecień 2020 – przyp. red.]
Wyjdziemy z tego studia, nie będziemy robić procesu, tylko po prostu panu przywalę [do polityka PiS, październik 2018 – przyp. red.]
To wszystko cytaty z Włodzimierza Czarzastego. Pierwsze z brzegu, bo można by podobnych znaleźć dużo więcej. To jednak nie stanowi dla demokratów z partii miłości przeszkody do zasiadania w prezydium Sejmu, a za dwa lata nawet w fotelu drugiej osoby w państwie.
Hipokryzja? I to głęboka. Ale nikt się nią przejmować nie zamierza. Będzie jej więcej i to w dużo poważniejszych sprawach. Ot, weźmy sztandarowe „uzdrawianie praworządności”. Pojęcie „neo-KRS” zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki tylko dlatego, że nowa większość powołała do jej składu swoich czworo posłów.
Co czeka nas dalej? Wystarczy przypomnieć sobie kilka wypowiedzi kandydata na ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. Już po wyborach mówił w Polsat News:
W przypadkach, w których zachodzą podejrzenia co do politycznej decyzji o nominacji lub awansie sędziowskim, powinna istnieć procedura wzruszania wyroków.
W tej samej audycji stwierdził, że nominacje tzw. neo-KRS na sędziów były zgodne z prawem, jeśli dotyczyły absolwentów Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Ale jeśli ktoś był już sędzią i ubiegał się o awans, to decyzja KRS w tej sprawie już ma być do podważenia.
Równość? Logika? Praworządność? Przywracanie ładu prawnego? No nie. Raczej chaos, łamanie przepisów i polityczna wendetta – taki wyłania się nam prawdopodobny obraz ministrowania Adama Bodnara w resorcie sprawiedliwości.
A jest jeszcze przecież plan unieważnienia wyroku Trybunału Konstytucyjnego za pomocą sejmowej uchwały – czyli pogwałcenia naczelnej, konstytucyjnej zasady OSTATECZNOŚCI werdyktów TK.
Takiej hucpie kibicuje, jak się okazuje, prof. Adam Strzembosz. Wielki autorytet prawny nowej większości przed trzema dniami stwierdził:
Być może trzeba będzie stanąć na stanowisku, że skoro żaden organ nie może takich wyroków usunąć, w tym sam TK, to będzie musiał zrobić to parlament.
Pójdą na taki rympał? A czemu nie? Będą mieli przy tym poklask „wolnych mediów”, które opowiedzą odbiorcom, jakie to sprytne i praworządne. Sejmowe reporterki poszukujące całej prawdy całą dobę z wypiekami na twarzach będą relacjonowały wykuwanie się tego scenariusza w parlamencie, a ich koledzy w redakcji będą wycinać wypowiedzi zachodnich zamordystów, cieszących się, że wreszcie w Polsce trwa sprzątanie po rządach konserwatystów.
Gdzie upatrywać nadziei na zatrzymanie tego bezprawnego walca? Niektórzy zerkają w stronę PSL. I rzeczywiście, przestrzegał przed tym w swoim wystąpieniu marszałek-senior Marek Sawicki, wymownie spoglądając na Donalda Tuska. Na spojrzeniach może się jednak skończyć.
Próbkę „niezależności” partii Kosiniaka-Kamysza już bowiem zobaczyliśmy. Senator Jan Filip Libicki Senatorowi Janowi Filipowi Libickiemu nie podobało się wycinanie Marka Pęka z prezydium Senatu:
Nie należy rozpoczynać uzdrawiania systemu od łamania procedur. Dobrym obyczajem jest, by każde ugrupowanie miało swojego wicemarszałka i nie należy wtrącać się w to, jaką osobę to ugrupowanie proponuje, nawet jeśli ta osoba jest dla na nie do przyjęcia.
Czyli złamano procedury i dobry obyczaj? Najwyraźniej. Libicki odciął się od kolegów, ale tylko trochę, bo zamiast poprzeć Pęka, wyjął kartę do głosowania.
Wspomniany Marek Sawicki chciał, by Sejm powołał Elżbietę Witek do prezydium:
Traktuję te zastrzeżenia nie do końca jako uczciwe i rzetelne. (…) Prowadzenie Sejmu też wymaga czasami zachowań niestandardowych, czasami też wprowadzania pewnej dyscypliny. (…) Pani marszałek Witek granic nie przekraczała.
Co zrobił Sawicki w głosowaniu? Podniósł rękę przeciw kandydaturze pani marszałek. Dlaczego? Bo była dyscyplina klubowa. Nieoficjalnie ludowcy tak tłumaczą swoje decyzje: „nie zrobimy nic, co zachwiałoby jednością koalicji”, czytaj: wykonamy każdy rozkaz Tuska.
Wiele wskazuje, że przynajmniej umiarkowani wyborcy nowej koalicji – ci mniej zacietrzewieni i nie domagający się pisowskiej krwi – bardzo szybko dostrzegą, iż sposób rządzenia Prawa i Sprawiedliwości był oazą spokoju na tle wracającego do władzy szefa PO. Mogą zatęsknić. A przynajmniej nie godzić się na pusty rewanżyzm i totalne lekceważenie zasad i dobrych obyczajów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/670828-v-jak-victoria-czy-raczej-vendetta-tusk-rozpoczal-zemste