„Oskarżali mnie o czyny, których nie popełniłem” - powiedział o Prawie i Sprawiedliwości Wołoszański przed kamerą telewizji wPolsce.pl w Sejmie. Chodzi nie o PiS, a o dziennikarzy, nie o czyny, których nie popełnił, ale właśnie o te, do których się przyznał. W obowiązkowym dla kandydata do polskiego parlamentu oświadczeniu lustracyjnym Wołoszański musiał przyznać:
byłem współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa w rozumieniu przepisów ustawy z dnia 18 października 2006 r. o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944–1990 oraz treści tych dokumentów (Dz. U. z 2023 r. poz. 2408).
Przypomnijmy, że owe „organa bezpieczeństwa” to także Służba Bezpieczeństwa, której Wołoszański był Tajnym Współpracownikiem.
Według wspomnianej ustawy
praca albo służba worganach bezpieczeństwa państwa komunistycznego, lub pomoc udzielana tym organom (…) była trwale związana złamaniem praw człowieka i obywatela na rzecz komunistycznego ustroju totalitarnego.
Wołoszański był współpracownikiem władzy totalitarnej, ale mówienie o tym jest dziś nazywane „atakiem” na byłych konfidentów.
Zgodnie z przewidywaniami sprzed trzech miesięcy gwiazda programów historycznych może się zaperzać przed kamerami ale w dokumentach polityk był zmuszony do napisania prawdy.
To jednak pokazuje nowy etap w postPRLowskiej demokracji - kłamać można w mediach, bo prawdy z dokumentów mainstreamowe media nie będą przypominać. Wyborców Koalicji Obywatelskiej traktuje się jak ludzi mało dociekliwych, którym wystarczy ustne zapewnienie - a to samego Brejzy, że na pewno był podsłuchiwany, a to samego Wojtunika, że na pewno był rozpracowywany, a to samego Wołoszańskiego, że nie był Tajnym Współpracownikiem, a jedynie ofiarą PiS.
ZOBACZ JAK KLUCZY WOŁOSZAŃSKI:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/670726-woloszanski-chce-ukarania-dziennikarzy-za-pisanie-o-sb