Umowa koalicyjna jest na tyle ogólna, że można ją poprowadzić w dowolną stronę. Najbardziej konkretnie przedstawiają się groźby wobec rządu Zjednoczonej Prawicy. Hołownia zapewnia, że żadne z ugrupowań nie rezygnuje z własnej tożsamości, a Kosiniak-Kamysz przekonuje, że koalicja ma program dla Polski. Widać, że dobrze czują się w roli przystawki, podmiotu podporządkowanego działaniom Tuska. Likwidacja CBA, emerytury dla zdegradowanych SB-ków, reforma wymiaru sprawiedliwości zgodna z oczekiwaniami Brukseli, „odpolitycznienie” mediów i służb mundurowych, unieważnienie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, finansowanie in vitro, a wszystko to przypudrowane okrągłymi zdaniami o wspólnych wartościach. Koalicja „ośmiu gwiazdek” podpisała swój pakt. Niby wszyscy zadowoleni, a przecież jest tak, jak chciał Tusk. A wyborcy? Próżno będą szukać w dzisiejszym dokumencie obietnic złożonych w kampanii.
Zobowiązujemy się wspólnie pracować na rzecz poprawy poziomu życia i poczucia bezpieczeństwa obywatelek i obywateli naszego kraju jako nowoczesnego narodu w sercu Europy, przyjaznego sąsiadom podzielającym nasze wartości, w poszanowaniu tradycji i wartości wywodzących się z naszej kultury i historii
— napisali przedstawiciele partii opozycyjnych w umowie koalicyjnej. Donald Tusk podbił to patetycznym wystąpieniem na wspólnej konferencji prasowej, twierdząc „że dla Polski można pracować zgodnie, szybko, w harmonii, przy różnicy poglądów, czasami interesów”. Widać jednak, że umowa koalicyjna zabezpiecza głównie interesy KO i samego Tuska. Już sam fakt jej zawarcia daje mu szansę na wywiązanie się z brukselskich zobowiązań.
Ogólniki bez konkretów
Jeszcze wczoraj politycy opozycji twierdzili, że budżet państwa jest tak słaby, że ciężko będzie utrzymać zobowiązania podjęte przez PiS, a co dopiero realizować obietnice wyborcze. Umowa koalicyjna zdaje się jednak tych przeszkód nie zauważać. Wprawdzie nie ma w niej twardych konkretów, ale ogólne założenia prowokują pytania o możliwość ich finansowania. Bo jak niby pogodzić zmniejszenie składek zdrowotnych ze zwiększeniem nakładów na ochronę zdrowia, zniesieniem limitów na leczenie przez NFZ, oddłużaniem szpitali, finansowaniem in vitro? A tylko mały wycinek.
Brak aborcji – pozornym ustępstwem dla zwabienia Trzeciej Drogi
Rozczarowana jest dziś cała grupa kobiet zmobilizowanych przez lewicowe aktywistki. Dla nich polityka sprowadzała się do aborcji. Bo przecież tego dotyczyły wszystkie działania profrekwencyjne feministek. Strajk Kobiet już wpadł w szał. Krytykują zapisy umowy koalicyjnej, pisząc że winni są „dwaj chorzy z nienawiści religijni fanatycy – Hołownia i Kosiniak – Kamysz”.
W umowie koalicyjnej rządu, który będziemy mieć dzięki temu, że WY wygrałyście i wygraliście wybory, nie będzie legalizacji aborcji. Nie będzie wspólnego postulatu WSZYSTKICH elektoratów opozycji. Nie będzie nawet dekryminalizacji aborcji, czyli ustawy ratunkowej.
Nie zgadzają się na to, wbrew opinii własnych elektoratów (ponad 80% dla legalizacji), dwaj chorzy z nienawiści religijni fanatycy – Hołownia i Kosiniak – Kamysz. Panowie reprezentujący w przyszłym rządzie wyłącznie episkopat, nie poprzestają na tym – walczą, żeby do umowy koalicyjnej jako „wspólny” postulat wpisać zakaz aborcji z 1993 roku! W 2023 w umowie koalicyjnej „demokratycznego” rządu ma być wpisane – jako „uzgodnione” - upokorzenie, odbieranie godności, kontrola, utrata zdrowia i śmierć kolejnych kobiet. Żeby było jak najgorzej, jak najdłużej - a najlepiej na zawsze. Żeby kobiety umierały, bo religia Hołowni i Kosiniaka – Kamysza nie pozwala nam żyć.
Czy Marta Lemaprt wyprowadzi czarne marsze przeciwko Tuskowi? Z pewnością. Tej lewicowej fali nie sposób przecież zatrzymać. Tyle tylko, że lider KO nie będzie się temu przeciwstawiać, choć na razie poszedł na ustępstwa, by wciągnąć do gry Trzecią Drogę. Umowa koalicyjna w sprawie aborcji zawiera tylko jeden zapis: „unieważnimy wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku. Kobiety mają prawo decydowania o sobie”. To dla lewicowego elektoratu stanowczo za mało. Stanowi jednak zapewne ustępstwo na rzecz Trzeciej Drogi. Tyle, że sam zapis o niczym nie świadczy. Pada zresztą ogólne sformułowanie o prawie decydowania o sobie. Hołownia i Kosiniak-Kamysz dali się zwabić, urobić i wchłonąć, po raz kolejny tracąc twarz. Bo przecież inne światopoglądowe zapisy umowy koalicyjnej są sformułowane w tak niebezpiecznie ogólny sposób, że mogą mieć fatalne konsekwencje. Punkt dotyczący orientacji seksualnej mówi o takiej nowelizacji kodeksu karnego, by mowa nienawiści ze względu na orientację seksualną i płeć była ścigana z urzędu. Nie zabrakło też zapisów dotyczących „świeckiego państwa”.
Rozliczenie PiS
Najmocniejszą i najbardziej konkretną częścią umowy koalicyjnej jest część pt. „rozliczenie rządów Zjednoczonej Prawicy”. Dokładnie tak samo jak w „100 konkretach na 100 dni”. Widać obsesja Donalda Tuska jest trwała i konsekwentna. Mamy więc zapisy o licznych patologiach, które zostaną rozliczone oraz pociągnięciu do odpowiedzialności konstytucyjnej poszczególnych polityków. Jest też obietnica likwidacji CBA, przywrócenia praw emerytalnych funkcjonariuszy służb komunistycznych i odpolitycznienia służb mundurowych.
Oddzielny akapit poświęcono „naprawieniu i odpolitycznieniu mediów publicznych”. „Stały się one w dużej mierze odpowiedzialne za rozłam w społeczeństwie, szerzenie kłamstw oraz celowo urządzane nagonki i kampanie nienawiści, prowadzące do rozbicia wspólnoty narodowej. Zobowiązujemy się podjąć wszystkie niezbędne kroki, by niezwłocznie przerwać ten proceder i wyciągnąć konsekwencje wobec siejących nienawiść za pieniądze publiczne - zapisano w umowie koalicyjnej.
Gdzie wyparowały obietnice Tuska?
Najważniejsze zapisy, które miałyby bezpośrednio przełożyć się na sytuację materialną wyborców Koalicji Obywatelskiej, nie znalazły się w umowie koalicyjnej. Nie ma śladu po kwocie wolnej od podatku, którą Tusk obiecał podnieść do 60 tys., nie ma „babciowego” ani kredytu 0 procent na zakup mieszkania, brak też 30 proc. podwyżek dla nauczycieli. Bo przecież nie o to w tych wyborach chodziło! Chodziło o odsunięcie rządu Zjednoczonej Prawicy i przejęcie władzy przez Donalda Tuska. Temu miała służyć jedna lista, na którą usilnie namawiał lider KO przez długie miesiące. Trzecia Droga odżegnywała się wówczas od wszelkich prób podporządkowania jej. Kosiniak-Kamysz tak w tę swoją niezależność uwierzył, że właśnie został wchłonięty w rzeczywistość polityczną napisaną przez Tuska. Stanowisko „pierwszego wicepremiera” znieczuliło go tak dalece, że nie dostrzega porażki. PSL miał wyjątkową szansę, by odbudować swoje patriotyczne tradycji i stanąć po stronie Polski i w obronie narodowego interesu. Nie zdołał. Trudno stwierdzić co przeważyło: siła presji Donalda Tuska czy słabość wewnętrzna. Pewne jest jedno: PSL kolejny raz dał się wchłonąć i podporządkować. Ich postulaty zostały zinstrumentalizowane i użyte do stworzenia koalicji, która zatrzyma konserwatywny i prorozwojowy kierunek Polski. Będzie podejmować decyzje destrukcyjne dla państwa i zmierzające do utraty suwerenności. Bruksela i Berlin pracowały na ten moment od lat.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/670232-umowa-8-gwiazdek-podpisana-psl-i-wyborcy-ograni-przez-tuska