Mała Asia kompletnie nie rozumie, czym jest wiedza, a może to wynikać z faktu, że nigdy nią nie operowała i de facto jej nie posiada.
Gdy na stronie wyborcza.pl pojawia się rozmowa z Joanną Muchą, obecnie Polska 2050, wiadomo, że będzie wesoło. Nie z powodu poczucia humoru wykonawczyni przeboju „Nie pucz, kiedy odjadę”, lecz z racji tego, że tym razem wystąpiła w roli eksperta od edukacji. Jako ekspert od sportu, ochrony zdrowia czy ekonomii też pani Joanna wywołuje wesołość, ale jej „eksperckie” wywody na temat nauczania mogą wskazywać, że ktoś mógłby widzieć w niej kandydatkę na ministra edukacji. I wtedy już wesoło by nie było.
Wywody na temat edukacji przypominają coś takiego, jakby sześcioletnia Asia wyobrażała sobie bycie nauczycielką, a może nawet dyrektorką szkoły. I od razu jest ostro: „Nauczanie wiedzy encyklopedycznej jest niepotrzebne. Wszystko, co zawierają encyklopedie, można sprawdzić w smartfonie w pięć sekund”. W tym samym czasie można też sprawdzić, jaką mają postać równania ogólnej teorii względności Einsteina. I nadal nie mieć zielonego pojęcia, co te równania opisują, czym jest ogólna teoria względności (nawet czytając stosowne komentarze i objaśnienia).
Mała Asia wyobraża sobie, że wiedza to np. informacja, na jaką wysokość nad poziom morza wznosi się Góra Kościuszki (najwyższy szczyt Australii). To nie wiedza, tylko banalna informacja. Wiedza to rozumienie zjawisk, procesów, praw czy prawidłowości. Nie da się tego opanować bez elementarnego korpusu danych, narzędzi, metod ich porządkowania, przetwarzania i uogólniania, co do rozumienia prowadzi. Wszystko można znaleźć i nadal nie mieć za grosz pojęcia, do czego to służy, jak się tym posługiwać, co z tego wynika, także w praktycznym sensie.
Mała Asia kompletnie nie rozumie, czym jest wiedza, a może to wynikać z faktu, że nigdy nią nie operowała i de facto jej nie posiada. Wiedza to nie jest sterta informacji przypominająca typowe złomowisko, tylko dobrze uporządkowany system. On się nie może obejść bez wyjściowych danych czy narzędzi. Uczniowie nie mogą poprzestać na tym, że są w stanie coś znaleźć w internetowej wyszukiwarce, bo w ten sposób pozostaną ignorantami, a nawet analfabetami. Najpierw trzeba coś zgromadzić, żeby zamienić to w wiedzę.
Mała Asia może sobie imaginować, że wiedza to umiejętność obsługi wyszukiwarki, ale to prawdopodobnie – gdyby zastosować np. jakiś system obrazkowy – potrafiłby przeciętny pawian, a tym bardziej szympans. Wiedza to nie jest też iluminacja, bo olśnienie musi mieć jakąś podstawę. To niemożliwe, gdy jest pusto w głowie. A bez wiedzy człowiek sprowadza się do fizjologii albo najprostszych form komunikacji – czysto funkcjonalnej, czyli opisującej czynności. To jak mieszanie wody z wodą, żeby powstała z tego herbata i zdziwienie, że jednak nie powstaje.
Pani Joanna uważa, że zamiast historii i teraźniejszości trzeba wprowadzić przedmiot wiedza o człowieku, bo to „przedmiot, który mówiłby o człowieku holistycznie. Myślimy o nim jak o profilaktyce problemów psychologicznych i psychicznych”. Pani Joanna twierdzi, że „kształcimy za mało psychologów w stosunku do potrzeb. Jeśli w ciągu dekady nie wykształcimy ich armii, to nie poradzimy sobie z problemami”.
Mała Asia ulega dominującej współcześnie tendencji do szukania rozwiązań problemów w jakimś rodzaju szamanizmu. Tyle że współcześni szamani powinni mieć dyplomy psychologów. Rodzice nie mają czasu dla własnych dzieci, często nie wiedzą, co one robią, z kim się zadają, kto na nie wpływa. Widzą tylko, że dzieci mają jakieś problemy. Często umywają więc rączki od rodzicielskich obowiązków, bo istnieje instytucja szamana (psychologa) i ona wszystko za nich załatwi. W ten sposób obiektywizują problem i odrzucają poczucie winy za zaniedbania.
Najpierw jest usprawiedliwienie: problemy są obiektywne, a rodzice nie mają stosownych kompetencji. Takie kompetencje mają szamani (psychologowie) i oni za rodziców wszystko załatwią. To kompletna bzdura. Coś się da na krótko dzieciakom wmówić (dopóki je to jakoś interesuje), stworzyć dla nich jakąś atrapę odzwierciedlającą obraz wytworzony przez szamana (psychologa), ale potem do głosu dochodzi rzeczywistość, czyli te czynniki, które wcześniej doprowadziły do problemów (kryzysu). I po jakimś czasie znowu trzeba pójść do szamana, on stworzy kolejny obraz, ten znowu się zużyje i tak można do końca świata. A rodzice, szkoła uważają, że robią wszystko, co powinni i co jest możliwe. Czyli wszyscy się oszukują, z małą Asią włącznie.
Pani Joanna postrzega szkołę jako jakieś warsztaty behawioralno-psychologiczne albo wręcz psychodramę. Mówi: „Najpierw należy nauczyć dzieci rozumienia emocji, relacji, samoobserwacji, umiejętności reagowania na różne sytuacje”. A tymczasem we współczesnej polskiej szkole „dzieci siedzą w klasach tyłem do siebie. To wpływa na tworzenie wizji świata u małych obywateli: zhierarchizowanego, niewspółpracującego, nastawionego na rywalizację i na pokazanie ci, obywatelu, że możemy zrobić z tobą wszystko, jesteś w pełni od nas zależny”.
Mała Asia nasłuchała się albo naczytała bredni o mowie ciała, więc sądzi, że jak dzieci będą inaczej siedzieć podczas lekcji, to od razu zmieni się ich wizja świata, a nawet wszystko to, czym przez lata nasiąkają w domu rodzinnym czy w najbliższym otoczeniu. Charakterystyczne, że nie pojawia się tu zdobywanie wiedzy, tylko jakaś inżynieria społeczna. Nie rywalizujemy, nie staramy się być najlepsi, tylko miło spędzamy czas w miłym towarzystwie.
Z tego, jak mała Asia wyobraża sobie szkołę wynika, że ci wszyscy rodzice, którzy w różnych krajach wysyłają dzieci do szkół, gdzie panuje wielka rywalizacja, gdzie jest wyścig o pozycję, najlepsze wyniki, gdzie obowiązuje dyscyplina i wysokie wymagania, a przez to uczniowie mają największe życiowe szanse są jakimiś wykolejeńcami. Co z tego, że potem te dzieci zajmują wysoką pozycję w społeczeństwie, kierują firmami, mają osiągnięcia w nauce czy kulturze i przez to wysoki status materialny? W szkole ma być miło i fajnie, no i żeby nikt nie siedział tyłem do siebie.
Jeśli w szkole ma być miło i fajnie, to „trzeba zdjąć z dzieci masę obciążeń. Mają pięć sprawdzianów w ciągu tygodnia, są cały czas odpytywane i przeciążone wiedzą”. Mała Asia nie rozumie, że dzieci nie są przeciążone wiedzą, bo mają jej za mało. Dlatego jest im trudniej wiedzę pogłębiać i rozszerzać. A jeśli nie będzie żadnych form sprawdzania, to będą wiedziały jeszcze mniej. Mała Asia uważa, że „szkoła powinna być nie o tym, czego dziecko nie umie, tylko o tym, w czym jest dobre”. A w czym jest dobre, jeśli ma być chronione przed wiedzą? Mała Asia wyobraża sobie pewnie, że wszystkie dzieci będą artystami, albo podróżując po świecie dojdą w końcu do tego, co chcą robić. Zero wysiłku, zero stresu. Tylko z tego wynika także zero efektów.
Z niezrozumienia istoty szkoły i kształcenia wynikają takie melodramatyczne wyznania małej Asi: „Znam dziewczynkę nieprawdopodobnie uzdolnioną artystycznie. Chciała zdawać do łódzkiej Filmówki. Dostałaby się, gdyby nie matura z matematyki. Podchodziła do niej już cztery razy. Nie potrafi jej zdać, mimo że bardzo się stara i dużo uczy. Czy my naprawdę chcemy zamykać drogę tak zdolnym dzieciom?”. Zdolnym w czym? Na czym polegają te nieprawdopodobne uzdolnienia i jak mała Asia je przetestowała mając obrzydzenie do testów? Jakim to osiągnięciem jest nieumiejętność nauczenia się elementarnej matematyki?
Właściwie to wszystko ma być inaczej w szkole, choćby w kwestii unikania zajęć z WF. Dzieci unikają, bo „nie mamy odpowiedniej metodyki dla nauczycieli WF-u”. Jak będzie metodyka, to dzieci będą chciały mieć 10 lekcji WF w tygodniu. Albo jak się wstawi do szkół stoły do gry w ping-ponga. Pani Joanna chciała „wprowadzić projekt z parkami linowymi, zawieszonymi tuż nad wyłożoną materacami podłogą. Dzieci mogłyby się na WF-ach wspinać, bawić w bezpieczny sposób”. Nie zdążyła. Nic o tym, że rodzice ulegają dzieciom i oszukują, że ich pociechy nie mogą ćwiczyć. Że jeśli nie ma być wysiłku umysłowego, to i fizyczny jest bez sensu. W ogóle po co się męczyć? Szkoła ma być lekka, łatwa i przyjemna. Tylko to jest recepta na masową produkcję nieuków i głąbów. I mięczaków.
Zarówno pani Joanna, jak i mała Asia wiedzą, że „PiS z Przemysławem Czarnkiem na czele zostawiają szkołę opresyjną – wobec dzieci i nauczycieli, niewłączającą rodziców do procesu edukacyjnego, szkołę, która nie jest dostosowana do dzisiejszych czasów. Taką, która dobrze by się sprawdzała 50 lat temu. Ślepą na wyzwania przyszłości”.
Szkoła pani Joanny, a raczej małej Asi będzie tak wrażliwa na wyzwania przyszłości, że ich po prostu nie zauważy. Nie będzie wymagać, sprawdzać i przeszkadzać w tym, żeby dzieci czuły się jak w parku rozrywki. A poza Polską będzie ta paskudna szkoła z przeszłości, gdzie panuje rywalizacja, wyścig do wiedzy, gdzie wcale nie jest miło, bo obowiązuje dyscyplina i liczne rygory. I u nas będą wychodzić ze szkół osoby potrafiące tylko nabazgrać osiem gwiazdek, a tam ci, którzy są w stanie doprowadzić do lotów na inne planety i wynaleźć to, co rodzimi użytkownicy szkół jako parków rozrywki będą podziwiać, nie mając pojęcia, jak można było coś takiego wymyślić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/670188-polska-szkola-wedlug-joanny-muchy