W europarlamencie Karpiński bez trudu znajdzie bratnie dusze, bo tam urzędują wypuszczeni już z ciupy eurodeputowani Eva Kaili i Marc Tarabella.
Kariera „z celi do Brukseli” jest nie tylko precedensem, ale powinna stać się regułą. Chodzi oczywiście o Włodzimierza Karpińskiego, ministra skarbu w rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz. Od 27 lutego 2023 r. Karpiński siedział sobie w ciupie, bo po zatrzymaniu przez funkcjonariuszy CBA i przedstawieniu zarzutów korupcyjnych sąd zastosował wobec niego tymczasowy areszt (przedłużony później).
W grę wchodzą milionowe łapówki za ustawienie przetargu na gospodarkę śmieciami w Warszawie, gdzie wybitny fachowiec Karpiński znalazł zatrudnienie, a potem zajął się zarabianiem prawdziwych pieniędzy, a nie jakichś drobnych na waciki z oficjalnej pensji. Zarabianiem przez siebie, a nie przez stołeczny ratusz, co powinno być zrozumiałe, bo wtedy człowiek się bardziej przykłada i stara.
Kiedy Karpiński znalazł się w ciupie, nie sądził, że w 2019 r. zrobił interes życia, choć wydawało się, że to była totalna klapa. Wystartował on wtedy w wyborach do Parlamentu Europejskiego (z 6. miejsca na liście Koalicji Europejskiej w okręgu lubelskim) i dostał gigantyczną liczbę 3501 głosów, co stanowiło niebywale wysoki odsetek głosów w okręgu – 0,47 proc. Najlepszy wynik na liście miał Krzysztof Hetman z Polskiego Stronnictwa Ludowego – 105 908 głosów, co stanowiło 14,31 proc. w okręgu).
Lepsze od Karpińskiego wyniki mieli Joanna Mucha (70 341 głosów, czyli 9,51 proc.) oraz Riad Haidar (16 858 głosów, czyli 2,28 proc.), ale mandatu nie zdobyli. Szczęśliwcem był tylko Hetman. Formalnie można by więc powiedzieć, iż przyszły spec od śmieci w Warszawie przegrał z kretesem. Krzysztof Hetman zasiadł sobie w europarlamencie, a niecałe cztery lata później Włodzimierz Karpiński zasiadł pod celą. Okazało się, że zaradnemu szczęście sprzyja, nawet gdy potrzeba do tego serii zbiegów okoliczności lub odpowiedniego wykreowania takich przypadków.
Faktem jest, że 15 października 2023 r. Krzysztof Hetman wystartował w polskich wyborach parlamentarnych i dostał mandat. To oznaczało rezygnację z posłowania w Brukseli i Strasburgu. Opróżniony mandat mogła objąć druga w wyborach europejskich w okręgu Joanna Mucha, ale ona też wystartowała w krajowych wyborach parlamentarnych i zdobyła mandat, z którego rezygnować nie chciała. Przed Karpińskim był jeszcze Riad Haidar, ale on zmarł 25 maja 2023 r. Następny w kolejce był więc przypadkowo siedzący w ciupie Włodzimierz Karpiński. I on oczywiście z entuzjazmem zgodził się przenieść z celi do Brukseli, co zrozumiałe. Wysłał już nawet stosowne pismo do marszałek Sejmu.
W europarlamencie Karpiński bez trudu znajdzie bratnie dusze, bowiem tam urzędują wypuszczeni już z ciupy (oczywiście byli zatrzymani za korupcję) eurodeputowani Eva Kaili i Marc Tarabella. Razem z Karpińskim mogliby stworzyć koło, a przynajmniej kółko (zainteresowań – korupcyjnych). Sam Karpiński to jednak pryszcz. Ważniejszy jest precedens, który można by zamienić na zasadę, a nawet twórczo rozwinąć.
Wszyscy ci, którzy brali w łapę i nie mogą być pewni, że to się nie wyda, powinni zrobić wszystko, żeby się znaleźć na listach w wyborach do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2024 r. O tym, że brali w łapę nikt jeszcze nie wie, więc powinno im być łatwiej jakoś się zakrzątnąć przy miejscu na odpowiedniej liście, wszystko jedno jakiej pozycji. W sprzyjających okolicznościach mogą objąć mandat, nawet gdy – tak jak Karpiński – przegrają z kretesem. Zresztą wszystko można tak zaplanować, żeby znane osoby startowały tylko po to, by zdobyć mandat, a potem zrezygnować i odstąpić go następnemu w kolejce czy po prostu potrzebującemu. A, jak wiadomo, każdą kolejką da się odpowiednio zarządzać, a wtedy awans z celi do Brukseli będzie prosty i łatwy.
Może być nawet tak, że będzie się opłacało trafić do ciupy: zdobyte w wyniku korupcji pieniądze czy złoto można gdzieś zabunkrować, a po skoku z celi do Brukseli będą jak znalazł, tym bardziej że takie osoby chroniłby immunitet, więc nawet nie musiałyby się specjalnie kryć wydając lewą kasę. I zdobywając nową lewą kasę, skoro nawet przyłapani na gorącym uczynku w europarlamencie do ciupy trafiają na krótko – jak Kaili czy Tarabella.
Ciupy w Polsce to zresztą miejsce wyjątkowo przyjazne dla polityków opcji, z której wywodzi się Włodzimierz Karpiński. 15 października w więzieniach przebywało ok. 75 tys. osadzonych i stawili się przy urnach nawet liczniej niż Polacy na wolności, czyli frekwencja dochodziła nawet do 83 proc. W dziesięciu największych zakładach karnych wszędzie wygrała Koalicja Obywatelska. Na przykład we Wronkach zdobyła 500 głosów, podczas gdy PiS ledwie 84. We Wrocławiu było to 503 do 91, w Czarnem 548 do 85, w Kamińsku 497 do 53, we Włocławku 473 do 71 czy w Potulicach 577 do 94. Przewaga miażdżąca, bo zwykle 5-7-krotna.
Osoby przebywające w ciupie jakoś wyczuwają wspólnotę interesów albo wspólnotę losu, a może po prostu wiedzą, że jeśli „doktryna Neumanna” chroniła przed dostaniem się do ciupy, to może istnieć inna doktryna, na przykład Karpińskiego, która umożliwia wydostanie się z ciupy. I to nie tylko na wolność, ale wręcz do świetnego miejsca, gdzie dostaje się świetne pieniądze i jeszcze odkładają na równie świetną emeryturę. Może się więc okazać, że jeszcze nigdy trafienie do więzienia nie było tak dobrym interesem, szczególnie gdy chodzi o korupcję i osoby z najbardziej europejskiej opcji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/669899-wlasnie-rodzi-sie-doktryna-karpinskiego