Opozycyjni politycy, wypowiadający się w mediach na temat głębokiej reformy Unii Europejskiej, nad którą prace ostatnio mocno przyśpieszyły, jeden przez drugiego zapewniają, że to zaledwie wstępne propozycje, a ich partie będą bronić suwerenności Polski.
Tyle tylko, że te propozycje nie mają wcale charakteru wstępnego, a przynajmniej na poziomie Parlamentu Europejskiego, kształt w zasadzie ostateczny, a 267 zmian zaproponowanych w obydwu Traktatach (o Unii Europejskiej- TUE i o funkcjonowaniu UE- TFUE), zostanie przyjętych ostatecznie już na listopadowym posiedzeniu Parlamentu Europejskiego (najprawdopodobniej 22 listopada) i to miażdżącą większością głosów.
Jest to oczywistością, bo w Komisji Konstytucyjnej PE w głosowaniu nad sprawozdaniem zawierającym te propozycje 20 europosłów z EPL, Lewicy, Renew (Liberałowie), Zielonych i Komunistów było za, a przeciw było tylko 5 europosłów z ECR i ID i niezrzeszonych. Podobne proporcje w głosowaniu będą zapewne na sali plenarnej w listopadzie, choć być może część europosłów z Polski z Platformy, PSL-u, czy Lewicy ze strachu przed opinią publiczną w naszym kraju, będąc na sali, wyjmie z czytników karty do głosowania.
Zmiany zaproponowane w Traktatach przez sprawozdawców z wymienionych wyżej 5 grup politycznych głosujących „za” (jednego europosła z Belgii i czterech europosłów z Niemiec), są rzeczywiście daleko idące i jak to określają eksperci w konsekwencji prowadzą do wręcz „przewrotu kopernikańskiego” w UE w wyniku którego Wspólnota 27 suwerennych państw zostanie zamieniona w scentralizowane superpaństwo z dominacją niemiecko-francuską, w której kraje członkowskie będą miały zaledwie kompetencje landów (jak w Niemczech).
Chodzi między innymi o przekazanie do wyłącznych kompetencji UE dwóch kolejnych obszarów: ochrony środowiska oraz bioróżnorodności (art. 3 TFUE), a także 8 kolejnych obszarów do tzw. kompetencji współdzielonych tj.: politykę zagraniczną i bezpieczeństwa, ochronę granic, leśnictwo, zdrowie publiczne, obronę cywilną, przemysł oraz edukacja (art.4 TFUE). Przy czym mechanizm funkcjonowania kompetencji współdzielonych, polega na tym że w tych obszarach dla kraju członkowskiego pozostają tylko takie sprawy, których nie przejmą instytucje unijne.
Poza tym zmiany miałby polegać także na odebraniu państwom członkowskich prawa do weta aż w 65 obszarach, co oznaczałoby, że to prawo pozostałyby tak naprawdę tylko w sprawach przyjmowania nowych członków do UE (nawet zmiana Traktatów po tej reformie, byłaby już przyjmowana nie jednomyślnie, ale przez 4/5 państw członkowskich).
Trzeba przy tym dodać, że w przegłosowanych propozycjach znalazł się zapis, że walutą UE jest euro, a więc wszystkie kraje członkowskie musiałby tę walutę ostatecznie przyjąć, a więc pozostające do tej pory poza strefą euro 7 krajów, musiałoby ją szybko przyjąć (Dania, Szwecja, Polska, Czechy, Węgry, Bułgaria i Rumunia). Zapisem tzw. ciężkiej kategorii jest także ten dotyczący tzw. autonomii strategicznej UE, co w konsekwencji w dłuższym okresie, oznaczałoby prowadzenie szeroko rozumianej polityki obronnej UE, samodzielnie już bez Stanów Zjednoczonych.
Po przegłosowaniu w PE już w grudniu to sprawozdanie zostanie przekazane przez przewodniczącą w tym półroczu Hiszpanię na Radę Unii Europejskiej d/s ogólnych, a ta zapewne zwykłą większością głosów przekaże go na poziom Rady Europejskiej (szefów rządów albo głów państw członkowskich).
Ta z kolei może zwołać tzw. Konwent do zmiany Traktatów (szefowie rządów albo głowy państw, przedstawiciele parlamentów krajowych, Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej) i wtedy mamy drogę zmian trwającą nawet 3-4 lata, albo drogę zawartą w art. 48 - pt. „Uproszczone procedury zmiany”, gdzie zgodnie z pkt 6 można pominąć utworzenie wspomnianego Konwentu, a zmiany będzie przyjmowała Rada Europejska, a ratyfikowały kraje członkowskie (tyle tylko, że jeżeli wtedy ich nie ratyfikują, to mogą się znaleźć w tzw. drugim unijnym kręgu, bez wpływu na unijne decyzje czy dostępu do unijnych funduszy).
Niemcom i Francuzom bardzo się spieszy z tymi zmianami Traktatów, bo po pierwsze bardzo szybko ich gospodarki tracą dystans do gospodarki USA, Chin i innych krajów azjatyckich i tylko bycie pod każdym względem dominatorem w tak zmienionej UE, pozwala im być na „wierzchu” i dowodzić trzecią gospodarką świata jaką jest UE, a tym samym ciągle być równorzędnym partnerem dla wspomnianych wyżej USA i Chin. Po drugie obecne elity w Berlinie, Paryżu obserwują z niepokojem narastające niezadowolenie w swoich społeczeństwach, co może spowodować w nadchodzących wyborach wymianę rządzących, więc pozbawienie zasadniczej części suwerenności państwa członkowskie jest im na rękę, bo właściwym centrum decyzyjnym stanie się Bruksela, w której oni ciągle niepodzielnie rządzą.
Właśnie z tych dwóch względów elitom chadeckim, liberalnym i lewicowym w Brukseli tak się spieszy i być może dlatego będą gotowe pójść na skróty jeżeli chodzi o zaproponowaną zmianę traktatów. Także utworzenie rządu w Polsce pod przewodnictwem Tuska, witają z radością, bo wiedzą, że nowy rząd zgodzi się bez żadnych oporów na te zmiany traktatowe i w ten sposób zniknie jeden z głównych filarów oporu przeciwko tym zmianom, jakim był rząd Prawa i Sprawiedliwości i gromadzące się wokół niego rządy mniejszych krajów Europy Środkowo-Wschodniej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/669592-opozycja-mowi-o-suwerennosci-ale-koledzy-w-pe-robia-inaczej