W wyborach parlamentarnych w 1991 roku Unia Demokratyczna zajęła pierwsze miejsce z wynikiem 12,3 procent. W wyniku ówczesnej ordynacji wyborczej dało jej to zaledwie 62 mandaty. I małe szanse na utworzenie rządu. Jednak, kierując się zasadą, że zwycięzca ma prawo podjąć próbę zbudowania większości, prezydent Lech Wałęsa powierzył tę misję Bronisławowi Geremkowi.
Nikt nie kwestionował tego prawa, nikt nie mówił, że na pewno się nie uda i nikt nie uważał porażki misji profesora Geremka za upokorzenie.
Dlaczego dziś, gdy Prawo i Sprawiedliwość wygrało w sposób zdecydowany i jednoznaczny, wszystkie te stwierdzenia padają?
Jest tylko jedna przekonująca odpowiedź: bo jego wyborcy i działacze są w przestrzeni publicznej dyskryminowani.
Pozbawienie tej formacji prawa do tradycyjnie przysługującej zwycięskiej partii próby zbudowania większości w nowym parlamencie byłoby niestety przypieczętowaniem tej dyskryminacji.
Czy te głosy są gorsze? Czy ktokolwiek dyskutowałby o sensowności kontynuowania ważnego parlamentarnego obyczaju gdyby wygrała jakakolwiek inna formacja?
Słusznie, że prezydent wysoko sobie ceni prawo do podejmowania decyzji, które przyznaje mu Konstytucja. Ale jest też związany demokratycznym zwyczajem. Jeżeli od razu powierzy premierowską misję Donaldowi Tuskowi, złamie regułę obowiązującą od ponad 30 lat. Złamie po raz pierwszy. Złamie na niekorzyść Prawa i Sprawiedliwości, sugerując, że głos wyborców tej formacji mniej znaczy, że może być złamany przez jakiś medialnie ogłoszony „kordon sanitarny”.
Pamiętajmy także, że to nie media, nie publicyści, nawet nie liczby i cyfry podane przez Państwową Komisję Wyborczą decydują o tym, kto zbuduje większość rządzącą. To prawo mają posłowie zgromadzeni w gmachu Sejmu. Kandydat zwycięskiego ugrupowania ma prawo do spokojnego podjęcia z nimi rozmów, poszukania linii wspólnych, sprawdzenia możliwych wariantów.
Powtarzam: byłoby dyskryminacją budowanie precedensu polegającego na odebraniu tej możliwości właśnie ugrupowaniu Jarosława Kaczyńskiego. Czy misja się powiedzie czy nie, jest tu sprawą wtórną.
Szkoda, że nie przecięto tej dyskusji wcześniej, krótkim powyborczym oświadczeniem. Były do tego podstawy - wieloletni zwyczaj. Ochłodziłoby to może co bardziej rozpalone głowy zapowiadające koalicję zemsty i prześladowań, o czym więcej piszemy w najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci”.
Ale i dziś można to przeciąć.
Duża część tworzonych przez opozycję list proskrypcyjnych to ludzie, którzy ciężko pracowali w pierwszej i drugiej kampanii Andrzeja Dudy, którzy go bronili w czasie tych lat, wspólnie z nim realizowali projekt silnej, sprawiedliwej, ambitnej Polski. Czy przyspieszenie ich politycznej i zawodowej egzekucji byłoby właściwym podziękowaniem? Jakie kalkulacje mogłyby taki ruch usprawiedliwić?
Zwłaszcza, że niektóre środowiska potencjalnej koalicji rządzącej wydają się wciąż być w kampanii wyborczej. Naprawdę potrzebują czasu na ochłonięcie i jest to ważny argument za uszanowaniem demokratycznego zwyczaju.
Politycy formacji opozycyjnych wysyłają też niepokojące sygnały świadczące o braku zrozumienia w jak trudnym dla Polski momencie - ze względu na presje i zagrożenia zewnętrzne - obejmują rządy. I tak niestabilny wielopartyjny układ, i tak krótkoterminowa demokratyczna perspektywa mają być zwielokrotnione przez „rotacyjny” system pełnienia najważniejszych w państwie urzędów! Bo jak ujawniają niektórzy politycy opozycji, rozmowy programowe w ogóle się nie toczą, wyłącznie kadrowe. To kto napisze program rządzenia? Berlin?
Na dodatek słychać wycofywanie się z kluczowych obietnic, jakieś kpiny o tym iż były one „przenośnią”.
To w sumie tworzy niebezpieczną sytuację. Niech politycy opozycji siądą na spokojnie i zastanowią się nie tylko kto ma rządzić, ale także po co, w jakim kierunku ma polski okręt płynąć. Mamy obowiązek oczekiwać precyzyjnych odpowiedzi na najważniejsze pytania, także dotyczące bezpieczeństwa kraju, programów społecznych, inwestycji. To jest polska racja stanu, którą prezydent Andrzej Duda ma prawo i obowiązek przywołać.
Tym bardziej, że nie ma przecież żadnego pośpiechu. Państwo i gospodarka są w stanie lepszym niż kiedykolwiek po 1989 roku, toczą się kluczowe inwestycje, budżet zabezpieczony, rozbudowywana jest armia. Każdy miesiąc utrzymania tego kierunku jest wielką wartością.
U bram stoją bowiem ludzie, którzy Polskę mogą raz dwa zwinąć i wyprzedać. O tym też prezydent Andrzej Duda, jestem przekonany, będzie pamiętać. Jeśli ma się to, nie daj Panie Boże, jednak dokonać, to niech dokona się jak najpóźniej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/669569-to-bylaby-dyskryminacja-wyborcow-pis