Od czasu najazdu Rosji na Ukrainę opozycja stara się wmówić, iż Zjednoczona Prawica ma jakieś związki z Kremlem i w jakiś sposób mu sprzyjała. Dowodem na to mają być spotkania z zachodnimi, podobno proputinowskimi politykami jak wicepremier Włoch Matteo Salvini, premier Giorgia Meloni, Marine Le Pen, czy członkowie hiszpańskiej partii Vox. To demagogia w czystej postaci. W Europie krwawy rosyjski reżim najbardziej może liczyć na wsparcie Berlina i Paryża.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
To, że Salvini w czasie wizyty w Moskwie zakładał koszulkę z Putinem to infantylny idiotyzm bez znaczenia w porównaniu z tym, że rządy Macrona i Merkel łamiąc sankcje sprzedawały zbrodniczemu reżimowi broń, czy komponenty do jej produkcji i robiły z nim wielkie interesy. To nie Le Pen, ani nie Meloni wydzwaniają po nocach do Putina i mizdrzą się do niego, tylko prezydent Francji. To nie one biorą, czy brały od Kremla krwawe pieniądze tylko głownie politycy Francji i Niemiec, ale też Austrii. Te wszystkie opowieści jakoby kremlowski bank finansował kampanię wyborczą Le Pen, to manipulacje zwykłe. W tej super hiper ekstra demokratycznej Francji na polecenie Macrona, choć nie wyrażone wprost, wszystkie banki odmówiły kredytowania kampanii legalnie działającej partii - Zjednoczeniu Narodowemu. Najbardziej lewackie, komunistyczne formacje dostały kredyt, a Le Pen nie, bo stanowi realne zagrożenie dla establishmentu. Pożyczki udzielił dopiero mały, specjalizujący się w obsłudze Rosjan we Francji First Czech Russian Bank.
To nie Le Pen sugeruje oddanie Rosji Krymu i okupowanych terenów Ukrainy w zamian za jakiś niby pokój, tylko były prezydent Francji Sarkozy. To jego najbliższy współpracownik, były premier Francois Fillon jest na moskiewskiej służbie - pracuje dla ruskich koncernów i bierze za to wielkie pieniądze. Dawne sympatie czy fascynacje Putinem, czy Rosją choćby Salviniego, czy Le Pen nigdy nie miały tak realnego znaczenia jak czyny francuskich i niemieckich elit na rzecz Rosji.
Moskwa nie ma w Europie bliższych sojuszników niż Paryż, a zwłaszcza Berlin. Oczywiście Niemcy wobec Unii, Stanów Zjednoczonych, takich państw jak Polska, muszą się nieco krygować i udawać, ale cały czas pracują nad tym by relacje z Rosją nawet w warunkach wojny były jak najlepsze i by być w każdej chwili gotowym na zakończenie działań militarnych i powrót do robienia interesów ze zbrodniczą Rosją.
Najlepszym dowodem jest to, iż nadal działa założona przez premier Meklemburgii-Pomorza Zachodniego Manuelę Schwesig finansowana m.in. przez Gazprom Fundacja Ochrony i Środowiska. Jej celem było ominięcie oszustwami sankcji nałożonych na Rosję i kontynuowanie budowy Nord Stream 2. Teraz ta polityk, wiceprzewodnicząca rządzącej SPD została przewodniczącą Bundesratu - izby niemieckiego parlamentu, w kład której wchodzą przedstawiciele landów. Stanowisko przypadło Schwesig, nazywanej w Niemczech Barbie Putina w wyniku rotacji - sprawują je czasowo szefowie rządów poszczególnych landów. Być może to właśnie niemiecki system rotacyjny inspiruje teraz naszą opozycje, która chce fotel marszałka Sejmu, a może i inne zmienić w gorące krzesło tak, żeby jak najwięcej polityków się na nie załapało.
Jakkolwiek na to nie patrzeć, to na czele Bundesratu, stoi oszustka i popleczniczka Putina, która próbowała ukryć związki z Kremlem. Jej fundację zakładała - opracowała statut, pracująca dla Gazpromu międzynarodowa kancelaria prawnicza. Ten gigant gazowy Moskali przekazał też fundacji 20 milionów euro. Dokumenty dotyczące darowizny spalono. Urzędnik się podobno przestraszył i w ataku paniki wrzucił je do kominka.
Konserwatywny magazyn „Tichys Einblick” pisze o Schwesig, że to kobieta pozbawiona honoru. Artykuł o niej zatytułował „Utracona cześć Manueli Schwesig” nawiązując do znanej książki Heinricha Bolla „Utracona cześć Katarzyny Blum”. Ta polityk pełni teraz jedną z najważniejszych funkcji w Niemczech - de facto zastępuje prezydenta Niemiec. Gdyby z jakiegoś powodu Frank-Walter Steinmeier nie mógł wykonywać swoich obowiązków, to ona je przejmuje. Według magazynu Schwesig nie jest godna sprawowania żadnych funkcji publicznych i powinna stanąć przed sądem. No cóż w czasach postpolityki i postępowych wartości, jeśli płyniesz z politycznym głównym nurtem, to nie ma takiej podłości, której nie możesz się dopuścić, by cię zhańbiła, by we wstydzie wylądować na marginesie życia publicznego.
Kanclerzowi Scholzowi absolutnie nie przeszkadza, że jego partyjną towarzyszką, zastępczynią przewodniczącej SPD Saski Eskend jest właśnie Barbie Putina. O tej partii jak o Schwesig można powiedzieć, że też jest pozbawiona honoru i poczucia wstydu. Właśnie partyjne odznaczenie dostał najbardziej jawny kolaborant kremlowskich zbrodniarzy, pozostający wprost na ich żołdzie były kanclerz Gerhard Schroeder.
Po miesiącach sporów został uhonorowany przez swoją partię -SPD za 60 lat członkostwa w ugrupowaniu. Podczas zamkniętego dla publiczności wydarzenia, które odbyło się w Hanowerze – stolicy landu, którego Schroeder był premierem, zanim został kanclerzem otrzymał honorowy dyplom i okazjonalną przypinkę. Uroczystość zorganizował hanowerski okręg SPD
— pisze „Die Welt”.
Wszystkie opowieści jakoby od Schroedera dystansowali się najważniejsi politycy Niemiec, w tym jego partyjny towarzysz kanclerz Scholz należy włożyć między bajki. To blaga, oszustwo, gra taka dla zachowania pozorów.
Nie udało się nam wykluczyć Gerharda Schroedera z partii. Nie udało nam się również przekonać go, że powinien sam zrezygnować z członkostwa – do czego go namawiałam”,
powiedziała szefowa SPD Esken telewizji RTL.
Spadkobiercy Róży Luksemburg są tak demokratyczni, że nawet nie mogą pozbyć się kremlowskiego kolaboranta, bo niby partyjne doły się sprzeciwiają. Jeśli tak, to tym gorzej to świadczy o SPD. No cóż, dziedzictwo polskiej komunistki Róży Luksemburg, która była jedna z liderek SPD i rozpętywała w Niemczech bolszewicką rewolucję, zobowiązuje.
Po co właściwie SPD taki stary Schroeder? Z łatwością mogłaby się go pozbyć. Albo Barbie Putina Schwesig? Dlaczego ich jawna kolaboracja z Kremlem jest powszechnie akceptowana? Nie tylko w SPD, ale też w partiach koalicji rządowej - u Zielonych i liberałów z FDP. Po co nadal działa opłacana przez Gazprom fundacja, na której czele stoi były premier Meklemburgii Pomorza Zachodniego, również członek SPD Erwin Sellering?
Chodzi o kanały komunikacyjne z Kremlem i gotowość do jak najszybszego rozpoczęcia biznesów z krwawą moskiewską tyranią, kiedy tylko ustana działania wojenne i może jakiś rodzaj rozejmu, czy niby traktatu pokojowego zostanie podpisany. Mechanizmy robienia interesów z Moskwą muszą być smarowane i cały czas być w dobrym stanie. Nazwijmy to gotowością bojową. Tym bardziej, że nie ma najmniejszych wątpliwości, iż Niemcy pracują nad tym by zwieść Ukrainę, oszukać ją, doprowadzić do uznania status quo i posadzić do rozmów z Moskwą
Jakikolwiek więc rząd w Polsce nie powstanie, to zbliżenie się Polski do Niemiec, zwrot polityczny na Berlin oznaczać będzie zwrot ku najbardziej proputinowskiej ekipie w Europie, blisko współpracę z najwierniejszymi kolaborantami Kremla. Żaden rząd Polski nie ucieknie przed tym oczywistym faktem. Żeby nie wiadomo jakich kłamstw i zaklęć używał Sikorski, czy ktokolwiek, to największym sojusznikiem Moskwy jest Berlin i przez ten pryzmat należy obserwować naszą politykę wobec zachodniego sąsiada.
Niewykluczone, że Niemcy będą chciały wykorzystać Polskę jako swoista przyzwoitkę. Już raz to zrobiły. To Polska w czasach rządów PO, postrzegana niby jako antyrosyjska, miała Moskwie dać świadectwo moralności. Więc może i teraz obsadzona zostanie w roli posłannika pokoju i dla Niemiec i Rosji będzie miała przekonywać Ukrainę, by ta się poddała. Sikorski ma wprawę. Już w 2014 roku groźbami chciał zmusić Kijów do zgody na ruski ład.
Oczywiście niby można mieć nadzieję, że opozycja nauczyła się czegoś po resecie z Rosją Ona jednak pryska, gdy patrzy się na bezmyślny, tępy zachwyt polityką Berlina. Na uległość, a momentami demonstracyjną służalczość. Pamiętajmy uległość i służalczość wobec największych w Europie popleczników Putina.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/669424-utracona-czesc-niemieckiej-socjaldemokracji