„W Polsce nie było dotąd sytuacji, by tak kolorowa koalicja powstała i rządziła. To koalicja od części konserwatywnej z PSL po ultralewicowe środowisko. Bardzo trudno będzie stworzyć umowę. Ona siłą rzeczy musi być bardzo ogólna. Nadszedł czas, że trzeba wchodzić w szczegóły. Na początku można było mówić, że trzeba jedynie odsunąć PiS od władzy, ale teraz już potrzeba konkretów. Teraz zaczynają się schody, bo różnic jest za dużo” — mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Kazimierz Smoliński, poseł PiS.
wPolityce.pl: Dostrzega pan błędy w kampanii wyborczej? Są głosy mówiące o tym, że zbyt duży był nacisk na Donalda Tuska, inni, że za mała była oferta dla kobiet. Jak pan sądzi?
Kazimierz Smoliński: Po pierwsze, jest jeszcze gorący okres powyborczy. Pogłębionych analiz jeszcze nie ma. Gorące komentarze są oparte na emocjach związanych z wyborami. Jedni, rzeczywiście mówią, że było za dużo konfrontacji, inni zwracają uwagę, że potrzeba jej było jeszcze więcej, by pobudzić nasz elektorat. Bez emocji nie uda się mobilizacja. To nam się nie udało w takim stopniu, w jakim udało się opozycji.
Elektorat PiS nie był zmobilizowany? PiS uzyskał ponad 7 mln głosów. Może zabrakło dotarcia do osób nieprzekonanych?
Pewnie też. Sam przekaz odnośnie Tuska był być może za długo utrzymywany. Popełniliśmy jednak błąd znacznie wcześniej. Był to błąd polegający na zbyt małym dotarciu do młodych ludzi. Trzeba było wyciągnąć wnioski po wydarzeniach z października 2020 r., po strajkach kobiet. Tam było widać jednak, że młodzież wyszła na ulice. Jedni byli autentycznie przekonani, że trzeba manifestować, inni byli zmanipulowani. Był to dosyć duży ruch. Nie wyciągnięto z tego właściwych wniosków. Od tego momentu zaczęło się pogorszenie naszych pozycji w sondażach.
A jak patrzy pan w przyszłość, na propozycje zawarte w umowie koalicyjnej dzisiejszej opozycji? Tam m.in. marszałek rotacyjny, ale też kwestie przedsiębiorców. Świeżo wybrana na senatora Magdalena Biejat źle oceniała przedsiębiorców B2B i o tym, że to ich należałoby skontrolować zapominając chyba o tym, że nadal często to pracodawca stawia takie warunki.
To jest absolutnie, moim zdaniem, błędna droga. To nie jest kwestia indywidualnego podejścia do pewnej grupy. Mamy przedsiębiorców na samozatrudnieniu. To największy problem w naszej gospodarce. Myślę, że po prostu trwa poszukiwanie wspólnych płaszczyzn w tej koalicji. Tych wspólnych płaszczyzn w tej potencjalnej koalicji jest coraz mniej. W Polsce nie było dotąd sytuacji, by tak kolorowa koalicja powstała i rządziła. To koalicja od części konserwatywnej z PSL po ultralewicowe środowisko. Bardzo trudno będzie stworzyć umowę. Ona siłą rzeczy musi być bardzo ogólna. Nadszedł czas, że trzeba wchodzić w szczegóły. Na początku można było mówić, że trzeba jedynie odsunąć PiS od władzy, ale teraz już potrzeba konkretów. Teraz zaczynają się schody, bo różnic jest za dużo.
Wyborcy będą musieli zapomnieć o obietnicach?
Nawet licząc się z tym, że nie zrealizują obietnic, dalej myślą tylko o odsunięciu PiS od władzy. Ich obietnice niejednokrotnie się jednak wykluczają. Co innego mówi Władysław Kosiniak-Kamysz, czego innego chce Szymon Hołownia. W SLD jest dwóch współprzewodniczących, a do tego Adrian Zandberg i Włodzimierz Czarzasty. W PO, która jest mocno zróżnicowana, przynajmniej niekwestionowane jest przywództwo Tuska. Problemem są personalia, a jak do tego dojdzie jeszcze program, będzie trzeba robić faktycznie rotacyjnego marszałka. Może także rotacyjnego premiera. Wcale bym się nie zdziwił, że Tusk powie po dwóch latach, że robi zmianę i mianuje premierem Władysława Kosiniak-Kamysza. Jestem przekonany, że Tusk liczy po dwóch latach na stanowisko Ursuli von der Leyen. Musi wykonać zadanie, odsunąć PiS od władzy, zameldować jej i przejąć kadencję.
Donald Tusk był już w Brukseli i spotkał się z Ursulą von der Leyen w sprawie KPO. Jak pan sądzi, czy uda się przyciągnąć pieniądze z Unii i jak to świadczy o samej Unii?
Na pewno jest pokusa ze strony Unii, by odblokować pieniądze, by pomóc Tuskowi. Zdają sobie jednak sprawę z tego, że to byłaby woda na nasz młyn i wszystkich innych frakcji konserwatywnych w Europie. Pokazano by, że wystarczy zmienić rząd, by uruchomić strumień pieniędzy. Potwierdziliby nasze stanowisko. My mówiliśmy, że to wyłącznie polityka. Tak łatwo nie będzie niezależnie od tego, że wychodzą nowe problemy w Unii. Konflikt w Izraelu także oznacza unijne wydatki. To będzie też powstrzymywało ich przed tym, by ograniczać wypłatę unijnych środków. Tu może mieć problem Donald Tusk. Sam z ciekawością będę to obserwował.
A w jakim stanie jest obecnie nasz budżet?
Budżet na tle innych krajów unijnych jest w dobrej kondycji. Nie ma żadnej dziury Morawieckiego. To retoryka, by usprawiedliwiać brak spełnienia obietnic wyborczych. Część polityków i zaplecze PO potwierdziło te teorie. Teraz bardzo łatwo jest manipulować. Każdy powinien odróżnić deficyt od długu finansów publicznych. Sytuacja procentowo jest lepsza. Wyższy jest wzrost dochodów do budżetu. To kolejna retoryka, by wmówić społeczeństwu, że sytuacja jest dramatyczna po to, by przerzucić jeszcze na ten rok wydatki. Po to, by wypadł on jak najgorzej. Prezydent może jednak zawetować ustawy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/669324-nasz-wywiad-smolinski-nie-udalo-nam-sie-zmobilizowac-ludzi