Publicystka „Gazety Wyborczej” Dominika Wielowieyska polemizuje z tekstem Jarosława Bratkiewicza na łamach tego samego periodyku. Co ciekawe, zaczyna od próby postawienia znaku równości między językiem, którego użył wobec nie tylko polityków, ale i wyborców PiS były dyplomata i absolwent moskiewskiej MGIMO. Ostatecznie dochodzi do wniosku, że zwolennicy Zjednoczonej Prawicy „to bardzo różni ludzie i bardzo różne są ich motywacje”.
Bratkiewicz wśród „małp”
Szerokim echem odbił się w mediach i internecie tekst Jarosława Bratkiewicza na łamach „Wolnej Soboty” - weekendowego magazynu „Gazety Wyborczej”. Jest to już kolejny raz, gdy były dyplomata, związany z MSZ od 1992 do 2021 r. (oprócz lat 1997-2001, kiedy to pełnił funkcję ambasadora RP na Łotwie) w niewybredny sposób uderza nie tylko w PiS, ale i wyborców tej partii. W poprzednim tak głośnym tekście z kwietnia tego roku pokusił się o karkołomne i szokujące „wyjaśnienie” napadu hitlerowskich Niemiec na Polskę w 1939 r..
Tym razem postanowił zabłysnąć nie tyle znajomością historii, co oczytaniem. I sięgnął po porównanie z „Księgi Dżungli” Rudyarda Kiplinga.
Już w latach 2006-07 w polskiej polityce, ponad powagą spraw i celów państwowych, rozhuśtała się iście małpoludzia czereda. Czyli rządzący PiS i nabożnie otaczający tę partię „lud pisowski”
— napisał Jarosław Bratkiewicz.
Użycie tego dehumanizującego określenia próbuje uzasadnić właśnie analogią literacką - małpi lud Bandar-log z „Księgi Dżungli” Kiplinga. Choć to właśnie te przejawy „uśmiechniętej, tolerancyjnej Polski” najbardziej rzuciły się w oczy czytelnikom, to jednak w całym, dość długim tekście, było ich znacznie więcej.
CZYTAJ WIĘCEJ: Kolejny obrzydliwy tekst Bratkiewicza. Absolwent moskiewskiej MGIMO o PiS i jego wyborcach: „Małpoludzia czereda”
Oburzenie Wielowieyskiej na PiS i Bratkiewicza
W ciekawy sposób na tekst Bratkiewicza zareagowała publicystka „Gazety Wyborczej” Dominika Wielowieyska. Swoją polemikę rozpoczęła bowiem od… uderzenia w PiS i przekonywania, że dokładnie takiego samego języka używają politycy tej partii.
Oburza mnie zachowanie polityków PiS, ich język, toporna i głupia retoryka. Uważam za niedopuszczalne wszelkie epitety w stylu „sługus niemiecki, „agent Berlina”, którymi PiS obrzuca Donalda Tuska. Partia Jarosława Kaczyńskiego poniża w ten sposób wszystkich Polaków i państwo polskie, bo określenia te dotyczą byłego i przyszłego premiera RP, który reprezentuje nasz kraj
— pisze Wielowieyska. Czy tak samo oburzało ją, gdy ów prawdopodobny przyszły premier określał Prawo i Sprawiedliwość, czyli rządzącą wówczas partię jako „zło”, „truciznę”, kiedy przed Pałacem Prezydenckim, gdzie urzęduje głowa państwa, również reprezentująca nasz kraj, zwracał się do Andrzeja Dudy bardzo konkretnym i obrazowym cytatem z wiersza Czesława Miłosza „Który skrzywdziłeś…”. „Oświeceni” zwolennicy opozycji drwili później, że „ciemny, pisowski lud” oburza się i myśli, że Tusk naprawdę chce wieszać prezydenta, a przecież on tylko cytował wiersz.
W dodatku nie ma znaku równości pomiędzy „sługusem niemieckim” czy „agentem Berlina” kierowanym do konkretnego polityka, który był i być może ponownie się znajdzie na wysokim stanowisku i słyszał już różne wypowiedzi na swój temat, jest więc w pewien sposób uodporniony (podobnie jak Jarosław Kaczyński zapewne jest uodporniony na „gnoma”, „karła”, „pokurcza”, „starego dziada” etc.) a „małpoludzią czeredą” skierowaną nie tylko do polityków, ale i wyborców, definiowanych przez Bratkiewicza jako „lud pisowski”. „Sługus” czy „agent” to wciąż człowiek, małpolud czy małpa - jednak niższy poziom.
Dominika Wielowieyska, żywiąc naiwne przekonanie, że „jeżeli 11,5 miliona ludzi wykazało się tak wielką determinacją, by odsunąć PiS od władzy, to także dlatego, że spora ich część chce zmiany stylu polityki, zmiany języka, chce debaty publicznej lepszej jakości”, oburza się właśnie na „małpoludzią czeredę”. Tę „zmianę języka” i „lepszą jakość debaty publicznej” mogliśmy zobaczyć tak podczas kampanii wyborczej, jak i wcześniej, na różnego rodzaju protestach. Wystarczy popatrzeć na profile wielu zwolenników opozycji lub jej najzagorzalszych „pałkarzy”, takich jak senator Adam Szejnfeld czy mecenas Roman Giertych, żeby zobaczyć, że zamiast cieszyć się z nowych szans, z prawdopodobnej wygranej, dzielić się nadzieją, że nowy rząd wprowadzi w Polsce takie zmiany, jakich jego wyborcy by chcieli i wspierać partie opozycyjne, głównie dyszą żądzą zemsty na PiS.
To jest język oświeconych elit? „Małpoludzia czereda”? Paweł Kowal, poseł Koalicji Obywatelskiej, który w rządzie PiS był wtedy wiceministrem spraw zagranicznych, też się zalicza do tej grupy?
— oburza się Wielowieyska, cytując omawiany już fragment tekstu Bratkiewicza.
Zasypać rowy
Dalej publicystka zwraca uwagę na cytaty z „Księgi Dżungli” użyte przez byłego dyplomatę i opisujące małpi lud.
To jest poziom argumentacji charakterystyczny dla Jarosława Kaczyńskiego i Joachima Brudzińskiego, którzy wykrzykiwali pod adresem wyborców opozycji epitety w stylu „komuniści i złodzieje”. To jest poziom Krystyny Pawłowicz, która wypisuje rozmaite obelgi w mediach społecznościowych
— podkreśla Wielowieyska. I znów nie ma racji. „Komunista” i „złodziej” to bowiem wciąż człowiek, a nie małpa, w dodatku „głupia, zła, niechlujna, bezczelna”.
Następnie publicystka pokazuje jednak, że zauważa pewne fakty. Albo przynajmniej próbuje, bo z jednej strony próbuje tłumaczyć, dlaczego 7,6 mln wyborców poparło PiS, a z drugiej - używa dość zdumiewających stwierdzeń.
Głosowali na tę partię z różnych powodów: boją się świata, boją się rewolucji obyczajowej, są konserwatystami, są przywiązani do Kościoła i jego nauki, uważają PiS za partię, która reprezentuje interesy mniej zamożnych Polaków. Być może czują się lekceważeni i wyśmiewani. Są też w tym gronie koniunkturaliści i cwaniacy, którzy wypompowują pieniądze publiczne do swoich kieszeni. Są to bardzo różni ludzie i bardzo różne są ich motywacje
— podkreśla. Koniunkturaliści i cwaniacy są oczywiście w każdym gronie, ale co znaczy „boją się świata”?
Dziś wybory wygrała opozycja demokratyczna. To dobry moment, aby zawalczyć choćby o nieznaczne zasypanie rowów, jakie Jarosław Kaczyński kopie od wielu lat. Ale aby to zrobić, trzeba zrozumieć, że elektorat PiS jest różnorodny i warto postawić na spokojny dialog, a nie wpadać w retorykę, która ma poniżać pokonanych
— pisze dalej Dominika Wielowieyska. Czyli jednocześnie zauważa, że wyborcy PiS mogą „czuć się lekceważeni i wyśmiewani”, ale to Jarosław Kaczyński od wielu lat „kopie rowy” i samo podkreślenie, że „wygrała opozycja demokratyczna” już sugeruje, że te 7,6 miliona Polaków wspiera opcję „niedemokratyczną”, mimo iż w krajach, gdzie są problemy z demokracją nie ma szans, aby wybory wygrała opozycja.
Zastraszony emeryt czy szczery patriota?
W dalszej części tekstu publicystka znów próbuje się pochylić nad tym „bojącym się świata” wyborcą PiS.
Bratkiewicz pisze: „Nie żywię ‘oddania’ Polsce, gdzie rządzi PiS. Bo ‘lud pisowski’ oddał ją w pacht - za ‘chleb’ (500 plus, trzynastą emeryturę itp.) i za ‘igrzyska’ (szczucie na proeuropejskie elity) - rozjuszonym koczkodanom: w konfederatce, koloratce i z karabelką”. Fajnie jest z pogardą i wyższością wypowiedzieć się na temat emeryta, który ma minimalne świadczenie i odlicza każdą złotówkę na leki i dla którego trzynastka ma duże znaczenie. Ma podstawowe wykształcenie i nie ma wiedzy o świecie i nie do końca rozumie zmieniającą się wokół niego rzeczywistość. Cynicy to wykorzystują, podsycając jego lęki
— podkreśla Dominika Wielowieyska. Skąd pomysł, że ów hipotetyczny biedny emeryt musi być przez kogoś wykorzystywany? Czy tylko z własnej winy ma wyłącznie podstawowe wykształcenie? Również ma przecież jakiś własny obraz świata i własną wiedzę o otaczającym go świecie i głosuje, na kogo chce. Opozycja oburza się na sugestie, że wykorzystywała do celów politycznych niektórych Powstańców Warszawskich będących już w bardzo podeszłym wieku, a jednocześnie publicystka opozycyjnego dziennika przekonuje, że emeryt - może mniej wykształcony od np. pani Wandy Traczyk-Stawskiej, jest „wykorzystywany” przez „cyników podsycających jego lęki”.
Polska demokratyczna, patriotyczna, otwarta na świat, kreatywna wygrała te wybory. Musi przestawić kraj na nowe tory. Ale niech nie obraża się na wyborców PiS i nie wyraża pogardy pod ich adresem
— przekonuje Wielowieyska, zachęcając, aby „rozmawiać”, ale nie takim językiem jak były dyplomata.
Wielu wyborców PiS to szczerzy patrioci, przywiązani do tradycji i religii. Wielu z nich razem z wyborcami opozycji wzięło udział w niesamowitym pospolitym ruszeniu, by pomagać uchodźcom z Ukrainy. Ten zryw społeczeństwa obywatelskiego to dobry fundament i przykład współpracy obywatelskiej niezależnie od poglądów politycznych
— a więc jednak nie cynicznie wykorzystywani emeryci nierozumiejący świata i przepełnieni rozmaitymi fobiami?
W podsumowaniu dziennikarka zwraca uwagę, że zwolennicy PiS „nie znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki” i wszyscy żyjemy w jednym kraju.
I musimy się różnić od elit PiS, jeśli chcemy budować minimum wspólnoty narodowej. Tak właśnie odbierzemy tlen antydemokratycznym radykałom i fanatykom
— podsumowuje.
Sądząc nawet po samych komentarzach pod tekstem Wielowieyskiej, można odnieść wrażenie, że „uśmiechnięta Polska” nie bardzo wzięła to sobie do serca. Wynik badania Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego z 2019 r. nie wziął się przecież z sufitu.
CZYTAJ TAKŻE: Ciekawy raport: „Wyborcy partii opozycyjnych w większym stopniu dehumanizują swoich oponentów, niż na odwrót”
aja/Wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/668718-wielowieyska-do-bratkiewicza-to-jezyk-oswieconych-elit