Wpis posła Krzysztofa Bosaka, iż informowanie o proponowanych zmianach w traktatach o Unii Europejskiej i jej funkcjonowaniu, to gra na emocjach, wywołał w sieci sporą dyskusję. Polityk uspokaja, że nic złego się nie stało, a droga do ich przyjęcia daleka i żmudna. Zaiste przedziwny to głos, naiwny wręcz.
Oto mamy zapowiedź fundamentalnego niebezpieczeństwa - zmiany Unii w urzędniczy twór sterowany już tylko wolą eurokratów i władców Europy, ale siądźmy w spokoju i poczekajmy aż się nowotwór rozrośnie. Nie ma potrzeby zajmować się byle drobiazgiem, bo negocjowanie traktatów jeszcze przed nami - uważa Bosak.
Tymczasem proponowane zmiany to nie poprawki krawieckie, tylko zupełnie nowy więzienny uniform dla Europy i takie projekty należy niszczyć u zarania, a nie dopiero jak zakwitną pełną gębą. Już w listopadzie o przyjęciu 267 poprawek zdecyduje Parlament Europejski i nie ma najmniejszej wątpliwości, że jest w nim zbudowana koalicja niemieckiej władzy zdolna, by zmiany zatwierdzić. Wystarczy spojrzeć na skład sprawozdawców Komisji Konstytucyjnej, która je proponuje.
Jest wśród nich szef Komisji, fanatyczny unioentuzjasta Belg Guy Verhovstadt i czworo Niemców. Pochodzący z NRD, dawny działacz komunistyczny - coś jak nasz Miller, czy Borowski Helmut Scholz reprezentuje właśnie komunistyczną frakcję w Parlamencie GUE/NGL. Niemka Gabriele Bischoff to przedstawicielka socjalistów. U nich teraz siedzą Miller, Cimoszewicz, Belka i reszta naszej europejskiej lewicy. Niemiec Sven Simon jest z Europejskiej Partii Ludowej Manfreda Webera, w której skład wchodzą PO i PSL. Zaś Zielonych z antymięsną Sylwią Spurek reprezentuje Daniel Freund, wielki zwolennik finansowego głodzenia nieprawomyślnych krajów, który wielokrotnie wzywał do tego by Unia zablokowała nam wszelkie fundusze.
Ten skład dowodzi, że Parlament Europejski zatwierdzi poprawki. Z każdym głosowaniem, pomyślnie przebrniętą procedurą siły zwolenników zbudowania brukselskiego, urzędniczego monstrum będą rosnąć. Będzie im przybywać argumentów, wzmoże się propaganda. Już prace nad tym rozpoczęły media z Niemiec jak „Deutsche Welle” czy Onet, który infantylnie nawołuje do zbudowania Stanów Zjednoczonych Europy.
Coraz większe będą środki nacisku. Te, które stosowano w 2009 roku, by wymusić zgodę na Traktat Lizboński, kiedy do śmieci wyrzucono referendalne głosy Irlandczyków, Francuzów, czy Holendrów okażą się ledwie nienachalną perswazją w porównaniu z tym, co ośmieleni swym bezprawiem i bezkarnością zrobią teraz władcy Europy i ich urzędnicy. Już się nauczyli jak szantażować blokowaniem nieposłusznym państwom unijnych funduszy.
Trzeba to zabić zanim złoży jaja
— mówiła o kosmicznym potworze Ellen Ripley, bohaterka filmu Ridley Scota „Obcy - ósmy pasażer Nostromo”.
Bosak chce tego czy nie, już wpisuje się w głosy tych, którzy rozmiękczają zagrożenie. Podobnie było przy dyskusjach o tzw. pakcie imigranckim i przymusowych przesiedleniach nielegalnych imigrantów, kiedy nasi zakochani w Unii polityczni kabotyni, mówili, że jeszcze nie został przyjęty, zagrożenia nie ma, więc po co o tym rozmawiać. I tak Artur Nowak-Far, były wiceminister spraw zagranicznych w rządzie PO mówi portalowi WP, że to są tylko takie tam propozycje bez znaczenia.
To nie ma wpływu na sam traktat. PE ma prawo tworzyć rezolucje, bo to są pewnego rodzaju wezwania dla państw, żeby wzięły się do pracy, zaczęły negocjować traktaty. Ale najpewniej tego i tak nie zrobią, bo nie ma bezpośredniej potrzeby.
I przekonuje, że to tylko straszenie przez PiS.
Tego rodzaju straszenie czymkolwiek w tym kontekście jest nie na miejscu. To bardzo dziwne zachowanie tego, kto inspiruje tego rodzaju postawienie sprawy. Ta informacja nie jest żadną sensacją już na tym etapie.
Nawet Traktat Lizboński kiedyś był tylko propozycją. Jak go przyjęto to na gadanie, dyskutowanie czas minął i teraz mamy do czynienia z wszechwładzą eurokracji, gargantuiczną, monstrualną biurokracją i niekończącymi się kryzysami w Europie.
Trzeba pamiętać, że to wszystko to wciąż tylko rozmowa na ten temat. W ten sposób się proceduje w instytucjach europejskich: przygotowuje się raporty, a potem się nad nimi debatuje. To nie jest podjęcie żadnych decyzji
— mówi z kolei w rozmowie z TVN24 Robert Grzeszczak z Centrum Badań Ustroju Unii Europejskiej UW.
No to rozmawiać, czy nie rozmawiać, bo za wcześnie? Ale skoro już rozmowa się toczy, to można jasno powiedzieć, że wszystkie te zmiany zmierzają tylko do umocnienia władztwa Brukseli, Berlina i Paryża, pozbawienia państw członkowskich znacznej części suwerenności i docelowo zmienienia ich w podległe prowincje europejskiego państwa. Rządzić nim będą Niemcy Francja i trochę przystawki jak Holandia, czy Belgia.
Oczywiście, że proces wprowadzania zmian jest długi skomplikowany, ale podobnie w bólach rodzą się wszelkie unijne pomysły i prędzej, czy później ich koszmarnych błogosławieństw zaznajemy. Wymierzona w polski transport samochodowy dyrektywa o pracownikach delegowanych tez rodziła się latami.
Propozycje piątki reformatorów Unii - Belga i czworga Niemców zostaną w listopadzie przyjęte przez Parlament Europejski. Potem zwykłą większością głosować będzie Rada Europejska i można się spodziewać, że nowy rząd polski gorliwie zmianom przyklaśnie i będzie coś tam opowiadał o wielkim otwarciu i nowych wspaniałych perspektywach Europy.
Po tym przyjdzie czas na konwent złożony z przedstawicieli parlamentów narodowych, szefów państw lub rządów państw członkowskich, Parlamentu Europejskiego i Komisji. Tam teoretycznie potrzebna jest jednomyślność, ale nie należy się spodziewać, że akurat Polska po nowym rozdaniu sejmowym się z niej wyłamie. Może jakieś państwo się sprzeciwi, jak swego czasu Irlandia, a może nie. Nie można zapominać, że eurokraci i władcy Europy będą dysponować niemal nieograniczonymi środkami na propagandę i wielkimi finansowymi dźwigniami nacisku. Albo się zgodzicie, albo pożegnajcie się z unijnymi funduszami regionalnymi. Na dodatek naślemy tyle kontroli, że odechce się wam sprzeciwiać.
Na końcu jest ratyfikacja we wszystkich państwach i w Polsce jeszcze podpis prezydenta. Jeśli będzie nim Rafał Trzaskowski, a przecież to możliwe, to Polska może stać się europejskim prymusikiem w dziele pozbawiania państw suwerenności i przekazywania władzy brukselskim urzędnikom i ich panom z Berlina, Paryża i Brukseli.
Już teraz trzeba się mobilizować, zanim nasz układ odpornościowy osłabnie i nowotwór się rozrośnie. Już samo procedowanie poprawek w traktatach będzie łamało opór i doprowadzało do zmian, nawet bezprawnych. Bezprawny jest pakt imigracyjny, bezprawne jest blokowanie funduszy, no i co z tego. Nie mają pańskiego płaszcza, ukradli i co im pan zrobisz.
Poprawki w traktatach mają ostatecznie usankcjonować to, że TSUE rozstrzyga o wieczystej wyższości prawa unijnego nad krajowym. Przecież już to czyni, choć podstaw do tego nie ma. W odpowiedzi na protesty usłyszymy tylko kłamstwo, że w 2003 roku w referendum na wszytko się zgodziliśmy. A drugiego nie będzie. Opozycja już zadbała o to, by politycy mogli sobie głosami milionów obywateli podcierać co chcą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/668390-zmiany-w-unijnych-traktatach-zabic-to-zanim-zlozy-jaja