Niesamowite podczas spotkania Andrzeja Dudy z awangardą Koalicji Obywatelskiej było obserwowanie, jak Donald Tusk staje się coraz mniejszy przy głowie państwa.
Biegusiem dawać nam tu władzę, bo nie wytrzymamy – taki jest komunikat wciąż jeszcze opozycji, skoro stary Sejm ma sobie dotrwać do końca kadencji. A tu tylu jest chętnych, żeby się wykazać. Bartłomiej Sienkiewicz chce się mścić. Sławomir Nitras chce likwidować. A niejaki Adam Szłapka chciałby ponoć zajmować się obronnością. To mogłoby się udać, gdyby wymyślił nowy „najzabawniejszy kawał świata”, czyli broń masowego rażenia wprowadzoną do uzbrojenia przez Ernesta Pismaka z Armii Monty Pythona (sam autor był pierwszą ofiarą tej wyjątkowo śmiercionośnej broni).
Niewyznaczony jeszcze komisarz od kultury chce zaorywać media publiczne i wywalać każdego, kto kultury nie postrzega jak coś w rodzaju współczesnego Proletkultu spod sztancy Aleksandra Bogdanowa (skądinąd urodzonego w Sokółce jako Malinowski) albo Anatolija Łunaczarskiego (ten jeszcze stworzył podwaliny pod nową pedagogikę).
Chłopaki i dziewczęta w rewolucyjnym zapale chcieliby już robić miazgę z instytucjami i ludźmi poprzedniej epoki, a tu trzeba poczekać. Stąd wielka frustracja i przebieranie odnóżami w próżni. To jednak krótkowzroczne. Sami zainteresowani czyszczeniem i odkażaniem wiedzą, że rewolucyjny zapał mija szybko, a potem trzeba jednak pokazać, że się coś umie. A przecież każdy wie, że Sienkiewicz, Szłapka czy Nitras (oraz inni komisarze) może coś umieją, ale nie to, co trzeba i nie to, z czego może być jakikolwiek pożytek.
Dużo lepiej byłoby nie liczyć na wejście smoka, bo to grozi spektakularną klęską przy pełnej widowni, skoro takie wejścia są jednak obserwowane, a potem jest głupio. Oczywiście media spod znaku „cała prawda całą dobę” mogą tych wszystkich speców od niczego przedstawiać jako nowych Edisonów, Teslów i Einsteinów, lecz samo opakowanie z tych postaci nie wystarczy. Ci, którzy się wyrywają powinni być więc wdzięczni prezydentowi Andrzejowi Dudzie, że chroni ich przed natychmiastową kompromitacją.
Poczekają trochę, to może przypadkowo trafią na jakąś książkę, ktoś im coś podpowie, doradzi, opanują pierwsze narowy i może się przynajmniej zorientują, o co chodzi. W najlepszym wypadku ktoś im powie to, co marszałek Józef Piłsudski gen. Felicjanowi Sławoj-Składkowskiemu. Sam ostatni premier II RP tak to relacjonował: „Pan Marszałek podał mi rękę nad stołem, wskazał ręką krzesło i powiedział bez wstępów: ‘No więc, zostaniecie ministrem spraw wewnętrznych, bo Młodzianowski nie chce już dłużej pracować z tym… Sejmem’. Siedziałem cicho, czekając co Komendant powie dalej, gdy jednak milczał, patrząc mi badawczo w oczy, zwróciłem posłusznie uwagę, że z polityką dotychczas się nie stykałem, że są inni koledzy, znający ją lepiej. Na to Pan Marszałek, śmiejąc się i jakby przyznając mi rację, powiedział: ‘Niepotrzebna tu polityka. Wszyscy krzyczą, że jesteś administrator, więc dlatego będziecie ministrem. Zameldujcie się u pana Bartla. No, do widzenia!’ Tu Komendant, jakby znudzony tą rozmową, opuścił głowę i zaczął stawiać pasjansa, nie podając mi ręki na pożegnanie. Wymeldowałem się i wyszedłem z Belwederu, zdziwiony i tym, że zostałem ministrem, ale również i formą, w jakiej to się odbyło”.
Gdyby arywiści z wciąż jeszcze opozycji uznali, że zestawienie ich z gen. Sławoj-Składkowskim jest niesprawiedliwe, mieliby rację. Ostatni premier II RP był doktorem medycyny, a i generałem nie był wcale malowanym, podobnie jak administratorem, więc absolutnie nie jest równy Sienkiewiczowi, Nitrasowi czy Szłapce. Przeskakuje ich o lata świetlne (arywistom warto wyjaśnić, że to miara odległości, a nie czasu), ale forma powołania na szefa MSW była na tyle zabawna i niecodzienna, że pewnie wielu by chciało coś takiego przeżyć. Gdybyż jeszcze Donald Tusk był choćby dwutysięczną wodą po kisielu po marszałku Piłsudskim, a nie jest i nigdy nie będzie.
Prezydent Andrzej Duda chroni arywistów przed przedwczesnym ośmieszeniem i daje im szansę na zdobycie jakiejś wiedzy, a jeśli nie, to przynajmniej jakiejś elementarnej ogłady, choć nadzieje na sukces wielkie nie są. Ale liczy się każde doświadczenie. Niesamowite podczas spotkania Andrzeja Dudy z awangardą Koalicji Obywatelskiej było obserwowanie, jak Donald Tuska staje się coraz mniejszy przy głowie państwa. Prawidłowo, bo styl uczniaka z podziwem patrzącego na kogoś, kto jednak dwukrotnie został wybrany i wie, co to godne sprawowanie urzędu, był całkiem na miejscu. „Światowiec” i „Europejczyk” został jednym spojrzeniem prezydenta sprowadzony do właściwych rozmiarów (kto chce, może to sobie obejrzeć), czyli nagle wyparowało rumakowanie.
Prezydent daje szansę na podciągnięcie się, żeby na starcie było mniej obciachu i żenady, ale ta szansa raczej zostanie zmarnowana. Chłopcy i dziewczęta tak są napaleni na władzę i jej zewnętrzne cechy narcystyczne, że nikt i nic ich nie powstrzyma. I wprawdzie będzie zabawnie, ale zaraz potem smutno, bo jednak nie chodzi o kabaret, tylko o Polskę. A najlepszego rozwiązania, czyli rezygnacji z próby zepsucia wszystkiego jednak nie można się spodziewać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/668360-prezydent-daje-opozycji-szanse-na-unikniecie-kompromitacji