Po 15 października 2023 r. platformerskie masy liczą na to, że szybko nadejdzie dzień zemsty na sympatykach PiS oraz czas oczyszczenia z nich.
Żadne sprawy programowe. Nieważne problemy do rozwiązania. Gospodarka i finanse państwa to jakieś nudne tło. Gdy Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Nowa Lewica spotkała się 24 października 2023 r. by wydalić z siebie komunikat, iż idą razem (co za sensacja), idą w tym samym kierunku (niesamowite) i pod wodzą Donalda Tuska (niebywała niespodzianka), można już się pokusić o dekonstrukcję pierwszych miesięcy ich spodziewanych rządów. To zresztą łatwe, gdyż sam kieszonkowy Herkules, czyli drugi współcześnie znany sopocianin (obok Klausa Kinskiego – głośnego niemieckiego aktora, ale też niestety psychopaty i pedofila), zdradził, że jak już odbije telewizję publiczną i „wszyscy wylecą”, to urządzi się spektakl o „zbrodniach” PiS.
Jedyne, co Tusk może realnie zrobić to spektakl będący albo wstępem do zemsty i odwetu, albo transmisją na żywo z tego rodzaju atrakcji. Gdy chleb jest problematyczny, będą igrzyska. Platformerski lud domaga się tego zresztą od roku, czyli od spotkania z Donaldem Tuskiem 8 października 2022 r. w Kluczborku. Wtedy ujawniła się strategia polegająca na tym, że trzeba się zemścić na obecnie rządzących, a nawet na każdym, kto wykazuje choćby cień sympatii do nich. A szczególnie trzeba się zemścić na tych, którzy w mediach opisywali strategię odwetu Tuska, jego kolegów i zwolenników.
Od powrotu do polskiej polityki na początku lipca 2021 r. Donald Tusk przygotowywał swoich zwolenników do rewolucji na ulicach i „ludowej sprawiedliwości”, czego konsekwencją miały być represje, samosądy, „komisje krzywd” (pomysł Rafała Trzaskowskiego z kampanii prezydenckiej w 2020 r.), procesy pokazowe, łącznie z jakąś formą powtórki z Trybunału Norymberskiego oraz coś w rodzaju obozów odosobnienia. A jeśli sytuacja wymknęłaby się spod kontroli, o co na ulicy łatwo i co wcale nie byłoby odrażające, mogłoby się zdarzyć nawet coś w rodzaju powtórki z Nocy św. Bartłomieja (z 23 na 24 sierpnia 1572 r.), nocy długich noży w czerwcu 1934 r. w Niemczech, a nawet pacyfikacji Wandei (w latach 1793-1794) czy czerwonego terroru od lipca do września 1918 r. w Rosji.
Wstępem do „nocy oczyszczenia” miało być „wyprowadzanie” urzędników, szefów instytucji, dziennikarzy i pracowników mediów publicznych. Od wielu miesięcy budowano klimat, jaki znamy z 1934 r., gdy 12 lipca tamtego roku powstało Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Początkowo miało tylko izolować „osoby zagrażające bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu”. A gdy już było, stało się najważniejszym ogniwem prześladowania politycznych przeciwników i zemsty na nich. Tym użyteczniejszym narzędziem, że do Berezy trafiało się na podstawie decyzji administracyjnej i bez prawa apelacji.
Zanim Tusk wrócił na stałe, 10 maja 2020 r. Rafał Trzaskowski zapowiedział, że gdyby wygrał wybory prezydenckie, zacząłby robić „porządek”. Kazał się pakować dziennikarzom TVP, zapowiadając likwidację TVP Info, „Wiadomości” i publicystyki. Do tego dochodziła wciąż aktualna chęć likwidacji IPN, czyli wymazywania przywróconej pamięci historycznej, oraz likwidacji CBA, żeby skorumpowani nie siedzieli w więzieniu, tylko na grzędach (urzędach).
Już wygranie wyborów przez Zjednoczoną Prawicę w 2015 i 2019 r. było zbrodnią. Dlatego po 15 października 2023 r. wreszcie będzie można odpłacić wszystkim, którzy podnieśli swoje łapska na święty porządek, w którym rządzić mogą tylko liberałowie i lewica. Jak towarzysz Józef Cyrankiewicz, który chciał odrąbywać ręce powstańcom Poznańskiego Czerwca 1956 r. i tym, którzy ich wspierali. Samo to, że znienawidzona „hołota” spod znaku rządzących w latach 2015-2023 i ich wyborców ma jakieś prawa obywatelskie, w tym prawo głosu mogącego „oświeconą elitę” odsunąć od władzy, stanowisk oraz apanaży wołało o pomstę do nieba.
Demokracja przed 15 października 2023 r. kompletnie się nie sprawdzała, co było powodem ogromnej frustracji, złości i wściekłości. A to z kolei uzasadniało fizyczną rozprawę nie tylko z podobywatelami, ale wręcz z podludźmi. I po wyborach 15 października 2023 r. oświecone platformerskie masy liczą na to, że szybko nadejdzie dzień zemsty na sympatykach PiS oraz czas oczyszczenia z nich, bo dłużej tak żyć się nie da.
Przyszli mściciele zaczęli od piętnującego i wykluczającego języka (tak było podczas protestów organizowanych przez Ogólnopolski Strajk Kobiet i Martę Lempart). A potem chodziło o taki scenariusz, jaki można było obserwować od 15 marca 2022 r. na Sri Lance. Tam tłum wtargnął do domów i urzędów w imię zdemaskowania nienależnego bogactwa ludzi władzy. Przemoc wobec rządzących czy tylko osób z nimi powiązanych lub o to podejrzewanych ma być uzasadnioną sprawiedliwością ludową i wstępem do zastraszenia społeczeństwa.
Zemsta i odwet wiszą w Polsce w powietrzu od jesieni 2015 r., czyli od „zbrodniczego” przejęcia władzy przez tych, którym tego nie wolno było zrobić. A wstępem był tzw. pucz sejmowy (16 grudnia 2016 r. – 12 stycznia 2017 r.). Donald Tusk był wtedy jeszcze przewodniczącym Rady Europejskiej, więc tylko sprawował nadzór nad tą próbą puczu. Brudną robotę wykonywali inni. Tusk nadał scenariuszowi zemsty i odwetu nową dynamikę, a po wyborach 15 października 2023 r. jego pretorianie i żołnierze mogą uznać, że dojrzeli nawet do Nocy św. Bartłomieja.
Lud platformerski pod wodzą Tuska dojrzał do tego, co stało się z jakobinami podczas rewolucji francuskiej. Tam początkowo niegroźny Klub Bretoński (powstały w 1789 r.), przemianowany na szczytne Stowarzyszenie Przyjaciół Konstytucji ewoluował w skrajnie radykalną dyktaturę. Najpierw tylko straszono rządzących żyrondystów (konserwatystów, przedstawicieli inteligencji i burżuazji, którzy początkowo byli prawym skrzydłem jakobinów), potem ich masowo aresztowano, a wreszcie brutalnie się z nimi rozprawiono, wielu po prostu pozbawiając głów.
Jakobini działali w sytuacji zewnętrznego zagrożenia i im było ono większe, tym silniejszy był terror wewnętrzny. Lud platformerski i jego wódz też kreowali obraz Polski zagrożonej, szczególnie wykluczeniem ze wspólnoty europejskiej wskutek trzymania się idei suwerenności i pełnego samostanowienia. To zbrodnia, której zapobiec może tylko pójście razem z Niemcami ku europejskiemu superpaństwu, co dzieje się na naszych oczach. I Tusk jako ewentualny premier może być bardzo użytecznym kamerdynerem obsługującym tych, którzy zdecydują, także w sprawie suwerenności Polski. A tych, którym się to nie podoba, czyli rząd PiS, jak tylko skończy urzędowanie, trzeba zdeptać i zniszczyć, choćby polała się krew. Ale to krew oczyszczająca i wolnościowa. No i to krew wrogów, a kto by się nimi przejmował.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/668097-gdy-juz-dorwa-sie-do-wladzy-rzadzenia-nie-bedzie