Cięcia w programach społecznych, podatki w górę, programy mieszkaniowe do kosza, wielka prywatyzacja i koniec z bezpłatnymi studiami. Tego oczekiwali wyborcy Tuska? Nie? I tak to dostaną.
Witold Gadomski w gazecie Michnika o polityce mieszkaniowej pisze dziś twardo: „Nie ma sensu, by państwo budowało mieszkania”. Według niego lansowany przez KO program kredytu zero procent „doprowadzi do wzrostu cen mieszkań”. Zaś pomysł Lewicy budowania mieszkań na wynajem „to perspektywa kumoterstwa, korupcji i utrudnień dla rodzin samodzielnie budujących domy i mieszkania”.
Co więc będzie z głośnymi w kampanii programami mieszkaniowymi opozycji? Nic nie będzie. Ale to dopiero przygrywka do dużo większego „nic”.
Weźmy wcześniejszy tekst red. Gadomskiego, sprzed czterech dni zatytułowany „Okiem liberała. Polska gospodarka potrzebuje rynkowych reform”. To nie tylko prywatna opinia publicysty i podpowiedź redakcji, która robiła wszystko, by wynieść opozycje do władzy, ale też, jak się wydaje, całkiem realna zapowiedź kierunku polityki gospodarczej nowej ekipy. I nie jest to, mówiąc najoględniej, perspektywa optymistyczna. Dla nikogo.
Zapamiętajmy te cytaty, bo ich różnorakie wariacje będą nam sączone wraz z rozkręcaniem się turboliberalnej maczety przyszłego rządu.
Podatki to tylko jedna strona równania makroekonomicznego. Ich obniżenie i uproszczenie jest potrzebne, ale możliwe będzie jedynie wtedy, gdy w finansach państwa zostaną wprowadzone niezbędne oszczędności pozwalające przywrócić i utrzymać równowagę fiskalną.
„Niezbędne oszczędności” – to hasło zawsze towarzyszyło rządom „liberalnych” ekip. I zawsze oznaczało to samo – drastyczny spadek poziomu życia obywateli przy wyprzedaży państwowego majątku.
Jak mantrę będą powtarzać, że stan finansów państwa jest katastrofalny (co jest strategia samobójczą, gdyż skutecznie odstrasza inwestorów), a jeśli ktoś powie, że to bajki i w dzisi3ejszych czasach nie ma państw bez długów, zaś nasza sytuacja jest daleko lepsza od państw zachodniej Europy, usłyszy – choćby od red. Gadomskiego:
Nie wolno uspokajać się tym, że polski dług publiczny wciąż jest niższy niż średni w Unii Europejskiej.
Bo rzekomo nasz rośnie szybciej niż w innych krajach Wspólnoty. Gadomskiego niepokoją te dane:
Najnowsza średnioterminowa strategia zarządzania długiem publicznym przedstawiona przez Ministerstwo Finansów zakłada wzrost relacji długu do PKB do 53,9 proc. w 2024 r. i do 58,7 proc. w 2027 r.
Jak te wskaźniki dziś kształtują się w innych państwach? Grecja ma ponad 170 proc., Włochy – ponad 140 proc., Portugalia, Hiszpania i Francja – ponad 110 proc., Belgia – ponad 100 proc., strefa euro – ponad 90 proc. Czy nasze niespełna 60 proc. (nieprzekraczalne w perspektywie kolejnych czterech lat) naprawdę stanowi tak wielki problem, że trzeba drastycznie ciąć wydatki i rezygnować z wielkich inwestycji?
Oczywiście nie. Ale będziemy karmieni narracją odwrotną:
Rząd musi przyjąć ścieżkę obniżania deficytu głównie poprzez redukcję wydatków w relacji do PKB.
Jak? Gadomski ma przygotowanych parę konkretów:
Rząd powinien przedstawić ścieżkę wchodzenia do strefy euro, określając orientacyjne daty objęcia złotego mechanizmem ERM II (tak zwanym przedsionkiem do euro) i zastąpienia polskiego pieniądza przez wspólną walutę. (…) Entuzjastami euro są Nowa Lewica i Trzecia Droga. Plan przyjęcia euro zmuszałby te partie (zwłaszcza Nową Lewicę) do zaakceptowania ograniczeń budżetowych.
Trzeba odkłamać proces prywatyzacji i uznać, że nie da się bez niej odpolitycznić gospodarki (…) Prywatyzacja to jedyny sposób, by skończyć z rujnującymi gospodarkę i politykę praktykami obsadzania zarządów i rad nadzorczych spółek partyjnymi nominatami oraz realizowania przez nie partyjnej polityki.
Czyli lepiej będzie, jeśli spółki nie będą realizować polityki polskiego rządu (nie partii), a rządów, czy też koncernów zagranicznych? Tak, to ma sens.
Co z podatkami? W ramach liberalnego oszustwa, proponowane jest punktowe ich obniżanie, ale wyłącznie po uprzednim ich podwyższeniu gdzie indziej:
Koalicja Obywatelska obiecała podniesienie kwoty wolnej od podatku przy rozliczeniu PIT do 60 tys. zł rocznie, co oznaczać będzie znaczący uszczerbek w finansach państwa, a także wzrost wynagrodzeń netto. Pomysł KO mimo wszystko ma wiele zalet pod warunkiem, że zostanie sfinansowany podniesieniem podatków pośrednich.
Polityka społeczna?
W czasie kampanii wyborczej ugrupowania, które prawdopodobnie utworzą nowy rząd, przedstawiły szereg kosztownych i wzajemnie sprzecznych pomysłów z zakresu polityki socjalnej, których realizacja przyniosłaby prawdopodobnie nie najlepsze efekty.
Że były to gruszki na wierzbie, to już wiemy. Tekst Gadomskiego tylko potwierdza to, co politycy opozycji zdążyli nam już w pierwszym powyborczym tygodniu powiedzieć.
Zdrowie. Czyżby szykował się powrót do prywatyzacji szpitali?
W polityce zdrowotnej należy wprowadzić konkurencję, która będzie obniżać koszty i zapewni lepszą jakość usług.
To może coś dla młodych? Coś z kategorii: edukacja?
Bezpłatne studia w uczelniach państwowych są nieuprawnionym przywilejem dla młodzieży bogatszej pochodzącej zwykle z rodzin o wyższym kapitale intelektualnym. Większość płaci za studia na uczelniach prywatnych lub studiach zaocznych. To oczywisty absurd i niesprawiedliwość. Wszystkie studia powinny być płatne.
I jeszcze jedno zdanie, które warto przeczytać dwukrotnie, by upewnić się co do jego wymowy:
Państwo powinno ograniczyć transfery pieniężne do rodzin będących rzeczywiście w trudnej sytuacji, a część zaoszczędzonych w ten sposób pieniędzy należy przeznaczyć na rozbudowany system stypendiów pozwalający ukończyć dowolną szkołę młodym, ambitnym osobom pochodzącym z uboższych rodzin.
Czyli już nie tylko kryterium dochodowe przy świadczeniach społecznych, nie tylko warunek zatrudnienia jednego z rodziców, ale dużo głębsze cięcia.
Gdyby ktoś miał wątpliwości, na ile te zapowiedzi red. Gadomskiego mogą pokryć się z decyzjami rządu Donalda Tuska, powinien wiedzieć, że jego tekst ukazał się również na stronach Fundacji Wolności Gospodarczej.
Co to za twór? Jego prezesem jest Arkadiusz Muś, jeden z najbogatszych Polaków, który jako pierwszy wpłacił maksymalną dopuszczalną kwotę na fundusz wyborczy PO i publicznie zachęcał do tego (skutecznie) innych krezusów. Wiceprezesem FWG jest Marek Tatała (jeden z najbliższych współpracowników Leszka Balcerowicza, zachęcającego do jeszcze ostrzejszych działań), a w radzie fundacji zasiadają np. Maria Muś (córka Arkadiusza, także donatorka PO) czy Jakub Karnowski (prezes m.in. PKP za rządów Tuska).
Mówimy więc o zapleczu eksperckim Platformy w dziedzinie gospodarki, które zaczyna operację anulowania obietnic wyborczych Platformy.
Również jej wyborcy powinni więc zapiąć pasy. A właściwie zacisnąć.
PS. Gorąco polecam nowe wydanie tygodnika „Sieci”, w którym piszę więcej o tym, jak szybko i z jak wielu obietnic wyborczych wycofuje się obóz, który zamierza przejąć władzę.
Cały artykuł „Obiecanki cacanki” znajdą Państwo w naszej Strefie Premium.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/667888-wyborcy-opozycji-wiedza-juz-jak-ciezkie-czasy-dla-nich-ida