„Być może takie są zamiary nowej ekipy, aby osłabić współpracę z USA, a postawić na kooperację z Niemcami, które zainteresowane są wygaszaniem konfliktów z Rosją i współpracą z Rosją” - mówi dr Jan Parys, socjolog, były szef MON w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
CZYTAJ TAKŻE: Znów zwijanie wojska?! Siemoniak nie chce 300 tys. żołnierzy: „Optymalnym wariantem jest 150-tysięczna armia zawodowa”
wPolityce.pl: Według byłego szefa MON Tomasza Siemoniaka „Polska nie ma potencjału demograficznego do budowy 300-tysięcznej armii”, a ponadto tak duża liczebność wojska nie jest nam potrzebna. Jak oceniać tego rodzaju wypowiedzi?
Dr Jan Parys: Liczebność armii zależy od tego, jakie kraj ma terytorium i jakie są zagrożenia wokół tego kraju. Obecna sytuacja powoduje, że tak skromna armia, jaką tworzono za rządów Platformy Obywatelskiej nie byłaby w stanie obronić naszego kraju ani na linii Bugu, ani na linii Wisły.
Nasz kraj, w momencie, gdy narastają napięcia międzynarodowe, powinien mieć co najmniej 6 dywizji ukompletowanych i kilkaset tysięcy rezerwistów. Te próby powrotu do dawnych pomysłów redukowania wojska jak było za czasów Donalda Tuska, gdy był premierem, poniżej 100 tys., czy, jak mówił Tomasz Siemoniak, do 150 tys. żołnierzy, byłoby po prostu szaleństwem.
Tymczasem wydaje się, że byłaby to jedna z wielu prób powrotu do pomysłów i działań z lat 2007-2015, również bez refleksji nad obecną sytuacją międzynarodową.
Nikt nie wie, kto będzie tworzył personalnie nowy rząd i czy te osoby wyciągną jakieś wnioski z tego, że sytuacja się zmieniła i że nie można ani w gospodarce, ani w polityce obronnej wracać do tego, co było osiem czy kilkanaście lat temu. Trzeba widzieć tę nową rzeczywistość gospodarczą i nową sytuację międzynarodową.
A ponieważ ta sytuacja międzynarodowa wyraźnie się pogorszyła i mam nadzieję, że politycy Platformy wyciągną z tego wnioski.
Wydaje się, że właśnie sytuacja międzynarodowa, chociażby rosyjska agresja na Ukrainę, również pokazuje nam dziś, jak ważna jest także liczebność armii?
Bez wątpienia i nie można liczyć wyłącznie na nowoczesne narzędzia walki. Liczy się zarówno liczba żołnierzy, jak i nowoczesne uzbrojenie. Jako główny kraj flanki wschodniej, musimy mieć silną armię, która będzie w stanie realnie bronić naszego terytorium.
Teoretycy wojny wiedzą, ile kilometrów granicy może obronić jedna dywizja. Nie są to liczby, które można dowolnie sobie ustalać. Sześć dywizji to jest minimum dla ochrony naszej granicy wschodniej.
Mówi Pan o nowoczesnym uzbrojeniu, a tutaj również pojawiały się już ze strony polityków opozycji, zwłaszcza KO i Trzeciej Drogi, różne zapowiedzi dotyczące umów zawieranych czy negocjowanych za rządów PiS. Już słyszeliśmy, że niektóre z nich trzeba będzie renegocjować, poddać refleksji, być może nawet z części kontraktów zrezygnować.
Myślę, że każda ekipa, która przejmuje władzę, musi zdefiniować swoje priorytety. Priorytetem może być równowaga budżetowa, ale może nim być też bezpieczeństwo kraju i każdego obywatela.
Zobaczymy, jakie priorytety przyjmie nowa ekipa. Jeśli uzna, że równowaga budżetowa jest ważniejsza niż bezpieczeństwo państwa i obywateli, to będzie zapewne kasować te kontrakty zawierane w ubiegłych latach.
Do czego to doprowadzi i czy w takiej sytuacji możemy czuć się bezpieczni?
Takie działania oczywiście wpłyną na pozycję międzynarodową kraju. Przestaniemy być traktowani jako kraj poważny i istotny sojusznik Stanów Zjednoczonych we wschodniej Europie. Być może takie są zamiary nowej ekipy, aby osłabić współpracę z USA, a postawić na kooperację z Niemcami, które zainteresowane są wygaszaniem konfliktów z Rosją i współpracą z Rosją.
Można więc stwierdzić z pewną ironią, że jeśli przyjmie się taką wizję, w której Rosja jest przyjacielem Polski i przyjacielem Niemiec, no to silna armia rzeczywiście nie jest potrzebna…
Bardzo dziękuję za rozmowę.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/667761-parys-pomysl-redukowania-wojska-bylby-po-prostu-szalenstwem