To może zaskakiwać, ale pod koniec 2023 r. mamy chęć powrotu do lat 90. i utrwalonych wtedy społecznych hierarchii, a więc także nierówności.
Wielu ze zdziwieniem przyjęło to, że wyborcy nie okazali wdzięczności tym, którzy tak wiele w latach 2015-2023 dla nich zrobili. W Internecie pojawiły się złośliwe wpisy w takim stylu, że na przykład w piątek 13 października cała rodzina cieszyła się z darmowego laptopa dla dziecka, by dwa dni później dorośli członkowie tej rodziny poszli głosować na Koalicję Obywatelską, Trzecią Drogę lub Nową Lewicę. Rzeczywistość jest trochę bardziej skomplikowana, choć wnioski są dość oczywiste.
Owszem, w polityce generalnie nie ma wdzięczności, ale w wyborach 15 października 2023 r. proporcje ułożyły się tak, że ponad 7,6 mln Polaków głosujących na Prawo i Sprawiedliwość mogło brać pod uwagę wdzięczność jako jeden z czynników, 1,5 mln wyborców Konfederacji różnie, podobnie jak ok. 800 tys. głosujących na mniejsze ugrupowania. Z kolei dla ok. 11,5 mln wyborców Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Nowej Lewicy taka motywacja raczej nie istniała.
Wdzięczność to nie jest kategoria ściśle polityczna, natomiast bardzo polityczne są kryteria klasowe. I wielu osobom może się to wydawać dziwne i zaskakujące, ale wiele wskazuje na to, że w wyborach 15 października 2023 r. znaczącą, o ile nie decydującą rolę odegrał czynnik klasowy. Kryteria klasowe w 2023 r. wcale jednak nie są dziwne, tym bardziej że są mocno widoczne w wyborach w innych państwach Unii Europejskiej, szczególnie w Niemczech. Inne mogą być natomiast przyczyny pojawiania się czynnika klasowego czy wręcz walki klasowej.
Kiedy programy socjalne rządu Beaty Szydło zaczęły już w 2016 r. przynosić efekty (w latach następnych było to jeszcze bardziej widoczne), a kilka lat później było widać, że miliony osób awansowały materialnie, zaczęły się ujawniać konflikty ściśle klasowe. Pierwszym znakiem tego było wybrzydzanie różnych celebrytów na to, że w ich ulubionych miejscach - nad Bałtykiem, na Mazurach czy w górach pojawili się ludzie, których wcześniej tam nie było. Że tych nowych było po prostu stać.
Naruszona została hierarchia społeczna i klasowa zarazem. Ci, którzy uważali się za klasę wyższą, choć niekoniecznie z powodu statusu materialnego, poczuli się niejako upokorzeni, że na swej drodze i jako właściwie równych sobie spotkali ludzi traktowanych dotychczas jako klasa niższa. Ta klasa niższa awansowała, głównie materialnie i to dzięki polityce państwa, a to państwo rządzone było przez Prawo i Sprawiedliwość. Ci zaliczający się do wyższej klasy poczuli złość, że oni zawdzięczają wszystko własnej pracy (tak przynajmniej myśleli redukując niemal do zera wpływ polityki państwa na swój los, materialne powodzenie i miejsce zajmowane w społecznej hierarchii), a ktoś dostał od państwa prezent i dzięki temu awansował.
Politycy i sympatycy opozycji wobec PiS od jakiegoś czasu mówili całkiem otwarcie o tych „z awansu”, że wręcz pasożytują na tych z wyższych klas społecznych. Zwykle przedstawianych jako pracowici, zaradni i mający wysokie kompetencje dzięki własnemu wysiłkowi, nawet jeśli nie mogli się pochwalić lepszym statusem materialnym. Niektórzy nazywali to wręcz patologią. To dowód, że czynnik klasowy stawał się coraz ważniejszy w miarę poprawiania się sytuacji ekonomicznej milionów osób z grup społecznych uznawanych wcześniej za niższe.
Ludzie uważający się dotychczas za klasy wyróżnione, a więc i uprzywilejowane, zauważyli, że nie tylko ich rówieśnicy z klas niższych awansowali, ale także dzieci z tych rodzin stają się całkiem realną konkurencją dla ich potomstwa: w dostępie do dobrych szkół, wartościowego wykształcenia, nabywania wyższych kompetencji. Nieważne, że całe społeczeństwo na tym zyskało, że był to jeden z czynników szybkiego wzrostu. Interes klasowy jest na to ślepy i nieczuły.
To interes klasowy sprawiał, że klasy uważające się za wyższe musiały znaleźć winnego zakłócenia struktury i hierarchii klasowej. I było oczywiste, że wielu z nich winnego znajdzie w Prawie i Sprawiedliwości. Przecież to ta partia zainicjowała i rozwinęła procesy prowadzące z jednej strony do większej równości społecznej, a z drugiej - do relatywnego zdegradowania klasy wyższej, także w dziedzinie prestiżu. Najbardziej obrazowo można to przedstawić w ten sposób, że klasy wyższe uznały, iż nie może być tak, żeby chamy weszły na salony i jeszcze czuły się tam u siebie.
Partie, które mają szansę rządzić, dzięki temu, że głosowało na nie ok. 11,5 mln wyborców stały się nadzieją, że przywrócą większe rozwarstwienie społeczne, że zburzą spłaszczoną po 2015 r. strukturę społeczną. Że znowu będzie widać różnice między klasami wyższymi i niższymi. Wyborcy mogli sądzić, że tak właśnie się stanie, bo politycy tego obozu (nawet jeśli jest tam lewica – przecież w sporym stopniu kawiorowa) dość otwarcie walczyli z wyobrażonymi „chamami” i niespecjalnie się kryli z pogardą dla „chamów”, szczególnie liberałowie.
W wyborach 15 października 2023 r. pojawił się zaskakujący wątek antyrównościowy i dążenie do zwiększenia nierówności społecznych, a wręcz klasowych. To nie dziwi, także w wypadku deklaratywnej lewicy, gdyż najlepsze dla tych ludzi były lata 90. XX wieku, gdy nierówności bardzo się zaostrzyły, a ich beneficjentami byli głównie ci, którzy doprowadzili do zbratania się elit postsolidarnościowych z postkomunistycznymi. Pod koniec 2023 r. mamy powrót do lat 90 i utrwalonych wtedy społecznych hierarchii oraz ostrych różnic statusowych.
Liczba beneficjentów zaostrzenia podziałów i nierówności klasowych będzie oczywiście ograniczona, bo zawsze jest ograniczona. Z tego punktu widzenia miliony ludzi zostały wykorzystane do przywrócenia antyrównościowej struktury i hierarchii społecznej. I wcale na tym nie skorzystają. Ale musi minąć trochę czasu, zanim to zrozumieją i odczują.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/667699-w-wyborach-decydujaca-role-odegral-interes-klasowy