„Instytucje zewnętrzne nie miały prawa ingerowania w proces wyborczy w Polsce, a niestety tak się stało. Twarzą tej aktywności była szefowa KE Ursula von der Leyen, która wyrażając nadzieję, że spotka się z Tuskiem już jako premierem, jawnie i świadomie włączyła się w kampanię w Polsce. Dodać do tego trzeba także naciski ze strony tzw. Grupy Webera” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Jadwiga Wiśniewska, europoseł PiS.
CZYTAJ TAKŻE: Zapowiedź Leszczyny ws. KPO. Wiceminister Kaleta: Liderzy PO przyznają, że szantażowanie Polski było czysto polityczne
wPolityce.pl: W kampanii wyborczej Donald Tusk w Sopocie złożył „uroczyste przyrzeczenie”, że dzień po wyborach „pojedzie i odblokuje środki z KPO”. To się nie stało, ale później politycy KO tłumaczyli, że to metafora. Izabela Leszczyna zapewniła, że ta blokada zostanie zdjęta dzień po utworzenia nowego rządu uformowanego z obecnej opozycji. Czy pani wierzy w to, że to się uda zrealizować?
Jadwiga Wiśniewska: Gdyby tak się stało i KE odblokowałaby KPO, byłoby to jawne przyznanie się Komisji do tego, że decyzja o wstrzymaniu środków była motywowana politycznie, wykorzystywana jako narzędzie do wywierania nacisku na polski rząd i demokratyczne wybory Polaków. Pokazałoby to wprost, że KE działała na polityczne zamówienie. To haniebne, bo to właśnie ta instytucja europejska aspiruje do miana apolitycznej strażniczki Traktatów, a jak widać jest nią tylko z założenia. Co do samych obietnic Tuska nie jest to pierwsza jego niespełniona obietnica w sprawie KPO. Wielokrotnie obiecywał, że pojedzie do Brukseli i środki popłyną. Ani nie pojechał, ani środki nie zostały odblokowane. W kampanii deklarował, że zrobi to dzień po wyborach. Minęły cztery. Teraz mówi, że wybiera się do Brukseli w połowie przyszłego tygodnia. Ciekawe tylko w jakim charakterze. Przypomnę, że w wyborach zwyciężyło Prawo i Sprawiedliwość i to nasz rząd jak na razie sprawuje władzę. Można przypuszczać, że Tusk wróci z przekazem, że pieniądze są, czekają tylko, aż prezydent powierzy misję formowania rządu lewicowo-liberalnej koalicji chaosu. Zapewne będzie to jedna z kart przetargowych polityków opozycji, którzy będą wywierać presję na Pana Prezydenta. Dobrym zwyczajem polskiego parlamentaryzmu jest to, że to zwycięskiemu ugrupowaniu powierza się misję formowania rządu. Prawu i Sprawiedliwości zaufało ponad 7,6 mln Polaków, to o ponad 1 mln więcej, niż drugiej w kolejności KO. To my mamy więc silny, demokratyczny mandat do tego, żeby podjąć próby powołania nowego rządu. A te naciski, które płyną w stronę Pałacu Prezydenckiego ze strony ugrupowań opozycyjnych, są nieuprawioną presją.
Jeśli rzeczywiście te środki są nadal blokowane przez – jak twierdzi KE – brak praworządności w Polsce, to czy możliwe jest, by owa praworządność została przywrócona przez nowy rząd w jeden dzień?
Polska jest demokratycznym i praworządnym państwem, czego najlepszym dowodem są ostatnie wybory, w których wzięła udział rekordowa liczba obywateli. Ta imponująca frekwencja, za którą należą się podziękowania wyborcom, pokazuje że polska demokracja ma się dobrze. Mamy do czynienia z takim oto paradoksem, że teraz nie słychać ze strony partii opozycyjnych, że Polska jest niepraworządnym krajem, tylko dlatego że połączone partie opozycji dysponują większą liczbą mandatów. Ten paradoks polega na tym, że ich zdaniem praworządność jest zawsze wtedy, kiedy to oni wygrywają. Prawda jest taka, że niestety instytucje unijne zostały zaprzęgnięte do kampanii wyborczej w Polsce. Te wybory pod tym względem nie były równe. Instytucje zewnętrzne nie miały prawa ingerowania w proces wyborczy w Polsce, a niestety tak się stało. Twarzą tej aktywności była szefowa KE Ursula von der Leyen, która wyrażając nadzieję, że spotka się z Tuskiem już jako premierem, jawnie i świadomie włączyła się w kampanię w Polsce. Dodać do tego trzeba także naciski ze strony tzw. Grupy Webera. Takie nieuprawnione naciski były podejmowane też na forum PE, który na dwa tygodnie przed wyborami w Polsce podjął debatę na temat tzw. afery wizowej, chociaż wcześniej prezydium PE ustaliło, że na sześć tygodni przed wyborami w danym państwie nie będzie podejmowało się debat na jego temat, by nie doszło do ingerencji w proces wyborczy. Mało tego, tuż przed wyborami w Komisji Konstytucyjnej PE miało się odbyć głosowanie nad zmianami w Traktatach, które de facto przekształcą UE w superpaństwo, bez prawa weta. Także i to głosowanie zostało przełożone, tak aby politycy totalnej opozycji nie musieli tłumaczyć się przed wyborcami z tego, że takie niekorzystne dla Polski postulaty popierają. Podkreślę raz jeszcze – KPO jest blokowane z powodów politycznych, bowiem nie ma żadnych merytorycznych przesłanek.
W związku z tym spodziewa się pani, że KO nie zrealizuje swoich obietnic wyborczych, czy też że nowy rząd zmodyfikuje czy zlikwiduje programy społeczne, wprowadzone przez PiS?
Patrząc na to, w jaki sposób traktowali obietnice wyborcze wtedy, kiedy rządzili, to nie spodziewam się, że teraz będą realizować swoje zapowiedzi. Wiadomo, że na użytek kampanii mówili różne rzeczy. Zresztą to przecież podczas wieczoru wyborczego, z ust jednego z liderów Trzeciej Drogi usłyszeliśmy, że w Polsce kończy się czas rozdawnictwa. Doktryna PO, że „pieniędzy nie ma i nie będzie” jest wszystkim znana i wiele wskazuje na to, że i teraz będzie obowiązywać. Już dziś słyszy się o jakiejś rzekomej „dziurze Morawieckiego”. Budżet na nowy rok jest budżetem odpowiedzialnym i bezpiecznym, przygotowanym tak, aby wszystkie programy społeczne były realizowane. Nie ma żadnej „dziury”. Takie insynuacje to przygotowanie się do wycofania się z programów społecznych.
Nawiążę jeszcze do tego, co mówiła pani wcześniej – jest pani zdania, że PE, poprzez debatę o tzw. aferze wizowej zaraz przed wyborami, i KE, przez blokadę KPO, celowo mieszały się w kampanię wyborczą w Polsce?
Tak, ewidentnie. Stawiam bardzo wyraźnie tę tezę, że zarówno PE, jak i KE, nie były apolityczne, bezstronne, opowiadały się po jednej stronie sporu politycznego i wpisywały się w trwającą kampanię wyborczą w Polsce. Pieniądze europejskie dla Polski były blokowane na życzenie totalnej opozycji, czego dowodem jest wypowiedź pana Trzaskowskiego w 2018 roku, który przestrzegał, że jeżeli oni nie wygrają wyborów, to pieniądze będą mrożone. I tak rzeczywiście było. To jest instrumentalne wykorzystywanie instytucji unijnych do ingerowania w procesy wyborcze w kraju członkowskim.
not. as
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/667597-wisniewska-instytucje-ue-ingerowaly-w-wybory-w-polsce