Choć oficjalnie politycy Platformy Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Lewicy zapewniają, że wszystkie rozmowy na temat ew. przyszłego rządu rozpoczną się dopiero po ogłoszeniu przez PKW pełnych wyników wyborów, to tak naprawdę już dziś te negocjacje się rozpoczęły. Jedno z głównych pytań brzmi: ile Trzeciej Drodze i Lewicy uda się wynegocjować w rozmowie z Platformą? Czy Władysław Kosiniak-Kamysz zostanie premierem? Układ sił jest taki, że wydaje się, że jest to jego historyczna szansa.
CZYTAJ TAKŻE: Kosiniak-Kamysz przy dobrych wiatrach mógłby być premierem, ale skończy oklaskując wpuszczenie nielegalnych imigrantów
Zacznijmy jednak od Prawa i Sprawiedliwości. Nadziei na to, że Zjednoczonej Prawicy uda się utrzymać władzę, nie ma za dużo nawet w samym PiS-ie. Wyniki wyborów są jednoznaczne. Prawo i Sprawiedliwość musiałoby przeciągnąć na swoją stronę około 30 posłów, co wydaje się niemal niemożliwe, choć w polityce, jak niedawno stwierdził marszałek Tomasz Grodzki, „nigdy nie mów nigdy”. O tym, że będzie to zadanie bardzo trudne, choć PiS po decyzji prezydenta Andrzeja Dudy najpewniej się go podejmie, mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl wicemarszałek Ryszard Terlecki.
CZYTAJ WIĘCEJ: NASZ WYWIAD. Terlecki: Spróbujemy powołać rząd, ale to będzie bardzo trudne. Jeśli będziemy opozycją, to z pewnością niełatwą
Trzecia Droga, a dokładnie to jej zielona część, bo to właśnie z PSL-em najchętniej rozmawialiby pisowcy, w rozmowie z prezesem Kaczyńskim mogłaby zażądać naprawdę wiele. Łącznie z tym, aby stanowisko premiera przypadło właśnie ludowcom.
Trzecia Droga mogłaby mieć, co tylko chce
— mówi Wirtualnej Polsce jeden z polityków PiS.
Nie wydaje się jednak, aby politycy Trzeciej Drogi chcieli się układać z PiS-em. Od rana bowiem zarówno członkowie PSL-u i Polski 2050 zarzekają się, że żadnego sojuszu z Kaczyńskim nie będzie. Gdyby do takich rozmów doszło, ich wyborcy i media sprzyjające obecnej (jeszcze) opozycji, by ich kolokwialnie mówiąc, zjedli. Ale właśnie to twarde zarzekanie się polityków PSL-u, że do stolika z Kaczyński nie usiądą, jest moim zdaniem ich dużym błędem. Dlaczego? Jest to bowiem sygnał dla Donalda Tuska, że Platforma, jako największa partia tego triumwiratu, wcale nie będzie musiała im wiele dać. Dzisiejszymi deklaracjami sami osłabiają swoją siłę negocjacyjną. A wystarczyło odpowiedzieć słowami marszałka Grodzkiego.
Czy Kosiniak-Kamysz odważy się zagrać o premierostwo? Wydaje się, że to jest właśnie ten moment. Na pewno miałby łatwiej w rozmowach z Kaczyńskim, choć potencjalna zgoda, mogłaby ludowców również wiele kosztować.
Warto jednak zwrócić uwagę na dwie dzisiejsze wypowiedzi odnośnie właśnie przyszłego premiera. Marszałek Grodzki stwierdził, że chciałby, aby premierem był Donald Tusk.
Bo to w tej chwili największy żyjący polski polityk. Miałby on dużo energii i charyzmy, żeby wszystko ogarnąć
— argumentował w rozmowie z Onetem.
Z kolei Władysław Teofil Bartoszewski w rozmowie z Wprost.pl stwierdził, że najlepszym kandydatem na premiera byłby właśnie lider PSL.
Jeżeli koalicja składa się z kilku partii, to premierem musi być polityk, który cieszy się zaufaniem wszystkich i nie jest kontrowersyjny. (…) Dla mnie, jako członka PSL, najlepszym kandydatem na premiera jest nasz lider, Władysław Kosiniak-Kamysz. Jest merytoryczny, doświadczony i może się dogadać ze wszystkimi, a to jest bardzo ważne
— podkreślił Bartoszewski.
Jak widać „rozmowy” na temat tego, kto w ewentualnym rządzie PO-Trzecia Droga-Lewica będzie premierem, już się rozpoczęły. Jaki będzie ich finał? Zdaje się, że dzisiaj mocniejsze kart w ręku trzyma Trzecia Droga. Bez nich Tusk nie ma co marzyć o sformułowaniu rządu, choć nie należy oczywiście jeszcze zupełnie przekreślać szans PiS-u na sformułowanie przyszłego rządu. Wszystko może się zdarzyć.
Kosiniak-Kamysz z pewnością stoi dziś przed swoją historyczną szansą. Jeżeli nie ugra dla siebie premierostwa, będzie to z pewnością oznaka słabości jego i jego środowiska. Taka szansa może się długo ponownie nie pojawić.
Na koniec wrócę jeszcze do słów Bartoszewskiego o „nie kontrowersyjnym” polityku, który może „dogadać się ze wszystkimi”. Jeżeli Tusk na serio mówił o „pojednaniu”, to powinien zgodzić się na premiera, którym będzie polityk, który bardziej łączy niż dzieli. Myślę, że taki wybór byłby również dobrze przyjęty na Nowogrodzkiej, ale także w Pałacu Prezydenckim, z którym przecież opozycja, o ile stworzy przyszły rząd, będzie musiała współpracować. Czy będzie to łatwiejsze z Tuskiem u steru rządu czy z Kosiniakiem-Kamyszem? Odpowiedź na to pytanie nie wymaga dłuższego namysłu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/667022-teraz-albo-nigdy-czy-szef-psl-zostanie-premierem