Jak informuje Państwowa Komisja Wyborcza, około 600 tys. osób skorzystało w niedzielnych wyborach z zaświadczenia do głosowania. Na łamach portalu wPolityce.pl opisywaliśmy niepokojące doniesienia naszych czytelników o tym, że zarówno w Polsce, jak i za granicą, członkowie komisji wyborczych zadają im pytania o to, czy chcą pobrać kartę referendalną. Okazuje się jednak, że były przypadki, iż taka karta nie została wydana z automatu! Dlaczego? Jako powód wskazano zaświadczenie do głosowania.
Nieuprawnione pytania o wydanie karty referendalnej
Przypomnijmy, że na łamach portalu wPolityce.pl informowaliśmy o niepokojących praktykach komisji wyborczych, z którymi zetknęli się nasi czytelnicy. Kiedy chcieli oddać głos w wyborach i w referendum – zarówno w Polsce, jak i za granicą – członkowie komisji zadawali pytania o to, czy chcą pobrać kartę referendalną.
Przypomnijmy również, że głos w sprawie zabrała Państwowa Komisja Wyborcza, która wprost podkreśliła, że takie zachowanie jest niewłaściwe. Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak powiedział w niedzielę, że niewłaściwe jest zadawanie pytania, czy wyborca chce kartę do referendum, do Sejmu, czy do Senatu.
Jeżeli wyborca zjawił się w lokalu wyborczym to chce głosować. Dopiero jeżeli wyraźnie odmówi odbioru którejkolwiek z kart, to wówczas komisja w uwagach zaznaczy taką informację
— podkreślił.
Także premier Mateusz Morawiecki wskazywał we wpisie zamieszczonym na Twittere/X, że dodatkowe pytania o kartę referendalną są łamaniem ciszy wyborczej i należy to zgłaszać.
Zaświadczenie nie uprawnia do głosowania w referendum?
Okazuje się jednak, że pytania o kartę referendalną to nie jedyna niepokojąca praktyka stosowana przez członków komisji wyborczych. Problem z pobraniem kart referendalnych miały też osoby, które do lokalu wyborczego udały się z zaświadczeniem uprawniającym do głosowania. O skandalicznej sytuacji poinformował Piotr Krupa, dziennikarz Telewizji Trwam, który głosował w Kowiesach. W spisie wyborców przy nazwisku jego żony zasiadająca w komisji kobieta od razu wpisała, że nie pobiera karty do referendum.
Panie wpisały mojej żonie, że na podstawie tego zaświadczenia, nie może otrzymać karty do referendum. Z czego to wynika? Czy panie dostały taką rekomendację dzisiaj rano? Skąd wynika ta interpretacja, że to zaświadczenie, z którym przyszli też inni obywatele, nie uprawnia do pobrania karty? Bo widzę, że wszyscy mają wpisane. Pani twierdzi, że nie chcieli tych kart. Czy pani potwierdza, że pani wpisała mojej żonie od razu, że nie chce w referendum brać udziału? Czy pani z automatu wpisała, że moja żona nie chce wziąć udziału w referendum?
– dopytywał Krupa, a w odpowiedzi usłyszał pytanie o to, czy jego żona chciała kartę do referendum.
Następnie kobieta stwierdziła, że są osoby, które same pytają o kartę do referendum. Kiedy dziennikarz dopytywał ją, jakie jest prawo i jakie są jej obowiązki wynikające z zasiadania w komisji wyborczej, kobieta odparła:
Wydać wszystkie trzy karty. Jeżeli ktoś powie, że nie chce karty do referendum…
– powiedziała. Krupa zwrócił jej uwagę, że jego żona nie powiedziała, że nie chce karty do referendum, a mimo to zostało to odnotowane. Kobieta zaczęła się tłumaczyć, że wpis ten został przekreślony i parafowany. Dopytywana, dlaczego taki wpis w ogóle się pojawił, zasiadająca w komisji kobieta powiedziała:
Na zaświadczeniu jest wpisane, że wybory są do Sejmu i Senatu.
Dziennikarz telewizji Trwam chciał wiedzieć, czy została wydana taka rekomendacja. Kobieta potwierdziła, że „rekomendacje są”, a zapytana wprost, czy osobom z zaświadczeniami nie są wydawane karty referendalne powiedziała: „Nie są”.
A wiedzą panie, że panie łamią prawo i to bardzo poważnie?
– zwrócił uwagę Krupa.
Myślę, że nie łamiemy
– odparła zasiadająca w komisji wyborczej kobieta.
Jak podkreślił we wpisie na Twitterze/X Piotr Krupa, jest to skandal.
Ok. 600 tys. wydanych zaświadczeń
Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Sylwester Marciniak poinformował, że w porównaniu z poprzednimi wyborami liczba osób, które skorzystały z zaświadczenia o prawie do głosowania wzrosła dwukrotnie. Skorzystało z nich ok. 600 tys. osób.
W porównaniu z poprzednimi wyborami liczba osób, które skorzystały z zaświadczenia o prawie do głosowania wzrosła dwukrotnie. Skorzystało z nich ok. 600 tys. osób. To zawsze zaskoczenie dla OKW, bo nigdy nie wiadomo ile osób trafi do danej komisji
— mówił przewodniczący PKW.
Jak wskazał, sytuacja tego typu miała miejsce we Wrocławiu, gdzie do jednej z OKW zgłosiło się kilkaset dodatkowych osób. „We Wrocławiu było to kilkaset osób, które nie były ujęte w danym spisie. Prozaiczne czynności takie jak, wpisanie imienia i nazwiska, adresu i peselu zajmują czas, więc dwóch czy trzech członków komisji jest zajętych” – zauważył.
Podkreślił, że z punktu widzenia wyborcy jest to „idealna sytuacja”.
Wyborca, który korzysta z zaświadczenia może zagłosować w każdym miejscu w kraju i za granicą. Dla komisji obwodowych to wielka niewiadoma
— powiedział przewodniczący PKW.
Szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak zaapelowała o dopisywanie się do rejestru wyborców. Wyjaśniła, że ze wstępnych informacji sytuacja na Jagodnie we Wrocławiu, gdzie głosowanie trawo do około 3. rano, spowodowana była powstaniem nowego osiedla.
Lokalne uwarunkowania sprawiły, że pojawiła się tam duża liczba nowych wyborców, którzy nie byli w tym miejscu zameldowani. W związku z tym nie znaleźli się w spisie wyborców. Jeżeli wyborcy są zameldowani, to zapewniamy im komfort wpisania do spisu wyborców
— wyjaśniła.
Podkreśliła, że instytucja zaświadczenia, jest przeznaczona dla wyborców, którzy nie wiedzą gdzie będą przebywali w dniu wyborów.
Jeśli ktoś wie, że jest to miejsce jego zamieszkania to apeluję o dopisanie się do rejestru wyborców
— powiedziała.
CZYTAJ TAKŻE:
wkt/wpolityce.pl/Twitter/X/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/666954-zaswiadczenie-do-glosowania-nie-uprawnialo-do-referendum