„Kobiet należy słuchać, poznawać ich poglądy, poznawać ich potrzeby, które na pewno nie zamykają się w dostępności aborcji na życzenie, albo w hasłach, które widziałam na marszu tzw. Strajku Kobiet. Polacy chcą też czegoś więcej niż odsunięcia PiS od władzy, a na tym opiera się tzw. program opozycji” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Danuta Dmowska-Andrzejuk, była minister sportu, była mistrzyni świata i Europy w szpadzie, kandydatka w wyborach do Sejmu RP z warszawskiej listy Prawa i Sprawiedliwości.
wPolityce.pl: Czy myśli pani, że Polki ulegają pewnemu forsowanemu przez opozycję poglądowi, że kobiety w naszym kraju mogą, a wręcz powinny głosować tylko na partie liberalne?
Danuta Dmowska-Andrzejuk: Gdy ogłosiłam, że będę startowała z listy Prawa i Sprawiedliwości, to nagle okazało się, że kobiet o poglądach prawicowych jest wokół mnie o wiele więcej, tylko wcześniej o tym nie mówiły. Może tutaj działać psychologia tłumu, pewien nacisk środowisk sympatyzujących z opozycją, że jak któraś z nas jest z Warszawy, albo innego dużego miasta, to powinna być liberalna.
Jak to? Mieszkańcy dużego, europejskiego miasta, ludzie światli i oczytani nie dopuszczają, że ktoś może mieć inne poglądy niż oni?
Według mnie na tym powinna polegać tolerancja, o której tak dużo słyszymy. Że jeśli chcę startować z listy PiS, to należy to uszanować niekoniecznie się ze mną zgadzając. Bo i na takich ludzi trafiłam podczas kampanijnej drogi przez Warszawę. Słyszałam to od niektórych przechodniów, którzy kompletnie mnie nie znając, ani nie pytając o nic odchodzili oburzeni, że nie kandyduję z PO albo Lewicy. A kobiet należy słuchać, poznawać ich poglądy, poznawać ich potrzeby, które na pewno nie zamykają się w dostępności aborcji na życzenie, albo w hasłach, które widziałam na marszu „Strajku Kobiet”. Polacy chcą też czegoś więcej niż odsunięcia PiS od władzy, a na tym opiera się tzw. program opozycji.
Czego więc chcą polskie kobiety?
Kobiety w Polsce są nowoczesne, mądre, odważne i przedsiębiorcze. Chcą się realizować, ale nie tylko zawodowo, chcą także mieć szczęśliwe rodziny. A nawet jeśli chcą tylko być matkami i spełniać się na tym polu, to mają do tego prawo. W drugą stronę tak samo, nie można wykluczać, ani szufladkować kobiet, które wybierają karierę zamiast macierzyństwa, to ich wybór. Ambicje każdej kobiety zasługują na docenienie i myślę, że programy społeczne Prawa i Sprawiedliwości kobiety wspierają i dają nam duże pole do rozwoju. Wiem, co mówią politycy Koalicji Obywatelskiej, że PiS nie dba o kobiety, ale kompletnie się z tym nie zgadzam.
Pani chce być przykładem dla kobiet?
Jestem żoną i matką trójki dzieci, mam za sobą bogatą karierę sportową, teraz startując do Sejmu chcę udowodnić, że jeśli kobieta podejmie taką decyzję, to może się realizować na wybranym przez siebie polu. Jeśli kobieta chce czegoś, to może wszystko.
Mówi pani, że jest kobietą spełnioną zarówno zawodowo jak i prywatnie. Dlaczego zatem zdecydowała się pani kandydować do Sejmu? Polityka jest aż tak pociągająca?
Gdyby ktoś powiedział mi kilka lat temu, że będę najpierw ministrem sportu, a potem, że będę kandydować do Sejmu, to bym mu nie uwierzyła. Ale ja do życia podchodzę jak do kolejnych wyzwań. Skoro przyszła taka propozycja, ktoś widzi we mnie potencjał i daje mi taką szansę to mówię, okej, trzeba spróbować. Jeśli dostanę się do Sejmu, to będę pracowała, by tego zaufania nie zawieść.
Gdy pojawia się zadanie: idę do wyborów, to czy charakter sportowca ma znaczenie w realizacji tego celu?
Oczywiście, że tak. Moja kampania była krótka, ale codziennie wypełniona obowiązkami, harmonogram miałam rozpisany bardzo precyzyjnie.
Jeśli sportowiec na iść na trening, to nie ma, że dzisiaj odpuszcza, tylko idzie, choćby nie wiem co?
Dokładnie tak. I zawsze jest walka na całego i do końca. Trzeba zawsze myślec pozytywnie i proszę tego nie traktować jako wyświechtanego sloganu. Na pewno nie jest powodem do wstydu podjęcie próby, walki. Może się nie udać, to jest wpisane i w sport i w politykę, ale nie przekonamy się o tym, jeśli nie spróbujemy.
Warszawa nie jest przypadkowym miejscem pani startu w wyborach.
Cieszę się, że mogę kandydować z Warszawy, bo to jest moje miasto, tu się urodziłam ja i moje dzieci. Chcę mieć, jako poseł ze stolicy, realny wpływ na to, co tutaj się dzieje.
A patrząc szerzej, w Polsce dzieje się dobrze, czy nie za bardzo?
Zależy kogo posłuchać. Jestem świeżo po powrocie z Chicago, gdzie spotykałam się z Polonią. Proszę mi wierzyć, że często słyszałam tam narzekania na to, że nie napływają już nowi ludzie z Polski. Rozumiem, że nasi rodacy chcieliby w większym gronie dbać o polskość i ją manifestować, ale przypadkiem wyrazili ogromne uznanie dla tego, jak nasze sprawy są prowadzone w kraju. Jeśli nie ma konieczności wyjazdów, jeśli można realizować się na miejscu, to się z tego cieszmy. I słyszałam jeszcze, że nie muszą już wysyłać paczek do domu, bo u nas w zasadzie wszystko jest. Już nie mówię o poczuciu bezpieczeństwa, którego polski poziom jest dla wielu krajów nieosiągalny dzięki stanowczej i konsekwentnej polityce rządu. A z drugiej strony słyszę polityków, oczywiście przeciwnych obozowi Zjednoczonej Prawicy, którzy mówią, że się cofamy, że jest gorzej niż w PRL. Pamiętam dobrze czas, gdy nie można było wyjechać prawie nigdzie, a papier toaletowy był reglamentowany, jakimś absurdem jest porównywanie tych rzeczywistości.
Mówi pani, że politykę traktuje jako zadanie do wykonania. Jakie ma pani cele?
Jestem sportowcem, byłym ministrem sportu, więc siłą rzeczy to są obszary, na których chciałabym się skupić. Zawsze miałam ambicję, by coś po sobie zostawić i nadal chciałabym pracować dla naszego wspólnego dobra. Wydaje mi się, że mimo ogromnych nakładów na infrastrukturę sportową w ostatnich latach, wciąż mamy pewien dystans do Zachodu, który można i trzeba nadrabiać. W stolicy nie ma obiektów olimpijskich, a marzy mi się, by Warszawa przyciągała młodych ludzi nie tylko pod kątem biznesu, ale także pod kątem sportowym. Wzorem w tej dziedzinie jest dla mnie Paryż, gdzie jest wielki ośrodek olimpijski. Najwybitniejsi reprezentanci kraju w sportach olimpijskich żyją, studiują i trenują w stolicy. W Warszawie mogłoby być tak samo, ale widzimy, że nie można w tej kwestii liczyć na władze miasta, bardziej liczę na ogromne pieniądze przeznaczone na ten cel z budżetu centralnego.
Jest pani z wykształcenia także architektem wnętrz. Może się mylę, ale mam wrażenie, że to zawód, który wymaga od człowieka precyzji i poukładania, może nawet rezygnacji z pewnej spontaniczności. Czy nie będzie pani tego brakowało w polityce, szczególnie tej dzisiejszej, która opiera się na emocjach, a momentami bywa bardzo brutalna?
Spontaniczności na pewno mi nie zabraknie. A czy nauczę się tych twardych zasad polityki? Nie wiem, czy chcę się ich uczyć, może po prostu będzie taka konieczność. Jako kobieta nie chciałabym być w polityce atakującą. Na razie działam według swojego własnego wyczucia, ale rozumiem też, że pewne emocje są konieczne, szczególnie w kampanii.
Kampania wyborcza Zjednoczonej Prawicy skupiona jest w zasadzie wokół kwestii bezpieczeństwa, które zawarte są w pytaniach referendalnych. Czy to są sprawy, które naprawdę zajmują Polaków?
Bezpieczeństwo dotyczy i zajmuje wszystkich. Bez dwóch zdań. Ale mnie przede wszystkim bardzo nie podoba się ta narracja zniechęcająca Polaków do udziału w referendum, zachęcanie ich, by kart nie brali albo je niszczyli. To jest dla mnie niezrozumiałe. Jeśli ktoś się nie zgadza, to niech odpowie po swojemu, niech się wypowie. Po to jest właśnie referendum, to jest sens demokracji i możliwość osobistego zadecydowania o ważnych sprawach. Przecież te cztery pytania są naprawdę kluczowe. Myślenie, że udział w referendum biorą tylko zwolennicy PiS jest nieporozumieniem. Tu chodzi o sprawy Polski. Mam nadzieje, że większość moich rodaków rozumie to właściwie.
Często widać panią wśród Warszawiaków, rozmawia pani z ludźmi codziennie w kolejnych dzielnicach. Jakie są ich reakcję na panią i pani kandydowanie?
Czasem jest tak, że ludzie chcą mnie poznać, ja więc muszę się im przypomnieć. Słyszę, że boją się o przyszłość Polski, o wynik tych wyborów. Zwolennicy PiS cieszą się, że wychodzimy do nich, że z nimi jesteśmy, bo atmosfera na ulicy nie jest czasem przyjazna. Jest tu sporo naszych zwolenników, ale się tym nie afiszują. Raz spotkałam człowieka, o którym chciałabym szybko zapomnieć, bo obrzucił mnie i moich współpracowników stekiem obrzydliwych wyzwisk. To na szczęście tylko margines. Jeśli ktoś się nie zgadza, to zazwyczaj mówi kulturalnie, że dziękuje, nie ta opcja i odchodzi. Takie spotkania są dla polityka bezcenne, nic nie da takiego doświadczenia jak bezpośredni kontakt z wyborcami.
A czego dotyczą obawy Polaków, o których pani wspomniała?
Mówią mi, że jeśli Prawo i Sprawiedliwość nie utrzyma władzy, to kwestia nielegalnej imigracji może stać się naszym naprawdę dużym problemem, bo nasi przeciwnicy się na nią po prostu zgodzą. Ale niepokój jest także z tego powodu, że nie ma pewności, czy i jaki rząd uda się stworzyć po wyborach. Ludzie boją się chaosu, stabilność i bezpieczeństwo są dla nich najważniejsze. Ja to rozumiem, chciałabym, żeby Sejm był miejscem prawdziwej debaty o ważnych sprawach. Może jestem idealistką, dążę do realizacji swoich planów tak, by nie robić krzywdy innych i zawszę szanuję odmienne poglądy. Wymagam jednak, by ludzie mieli szacunek dla mnie, konserwatystki z orzełkiem na piersi. Zawsze.
Rozmawiał Marcin Wikło
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/666518-danuta-dmowska-andrzejuk-to-pis-wspiera-kobiety-w-polsce