Obrazki z Londynu czy Berlina, gdzie Arabowie świętowali ataki terrorystyczne Hamasu na Izrael, każą nam się jeszcze głębiej zastanowić nad tym, co chcą nam zgotować unijni technokraci, wciskając siłą tzw. pakt migracyjny. To kolejny powód, by nie dezerterować w najbliższą niedzielę i opowiedzieć się w referendum za bezpieczną Polską.
Na trybunach warszawskiej Legii widniał wczoraj wielki transparent: „Nie chcemy tu Berlina, Lampedusy, Francji – dla imigrantów zero tolerancji”. Identyczne hasło powiesili kibice Rakowa w sektorze gości. Fani Śląska Wrocław na swój mecz przygotowali płachtę z komunikatem: „Brońmy europejskich granic, nie dopuśćmy, rodacy do tego, by do Polski wpuszczono islamskiego konia trojańskiego”. A Hutnika Kraków: „Nie chcemy Paryża w Krakowie - stop nielegalnym imigrantom”.
Kibice mobilizują nie tylko te dziesiątki tysięcy, które przychodzą na stadiony, ale i setki tysięcy przed telewizorami. Dają jasny sygnał: trzeba iść na referendum i zaprotestować wobec planu wciśnięcia nam nielegalnych migrantów z Afryki i Azji.
W północnej Afryce czekają setki tysięcy młodych mężczyzn gotowych do tego, by wsiąść na łodzie i dobić do brzegów włoskiej Lampedusy czy hiszpańskiej Teneryfy. Wciąż jesteśmy na początkowym etapie najazdu na Europę. Presja będzie się tylko zwiększać, wraz z kolejnymi decyzjami zachodnioeuropejskich stolicy i wraz z przyrostem demograficznym na Czarnym Lądzie (do 2050 r. liczba mieszkańców Afryki ma wzrosnąć o miliard, a już dziś połowa młodych Afrykańczyków chce wyemigrować na Stary Kontynent).
Na razie jeszcze Polska i Węgry są osamotnione w blokowaniu obowiązkowej relokacji. Co więcej, polskie władze nie mogą tu nawet liczyć na opozycję. W czasie ubiegłotygodniowej debaty w PE nie zabrał głosu żaden eurodeputowany z formacji mających apetyt na przejęcie władzy. Andrzej Halicki zapisał się do głosu, lecz ostatecznie zrezygnował. A przecież była to świetna okazja, by dowieść, że Platforma nie zgadza się na relokację niechcianych migrantów ekonomicznych nad Wisłę.
Czasu nie zostało wiele. Dlatego należy się trwożyć na fakt, iż zaczynające się w Unii ruchy tektonicznie są tak słabiutkie. Trzy kraje – Słowacja, Czechy i Austria – wstrzymały się od głosu ws. paktu na radzie ambasadorów, a kolejne pewną dopiero będą się łamać w kolejnych odsłonach tego dramatu, gdy tylko zobaczą, że opór innych jest coraz silniejszy. Polska może zatem dać przykład całej Unii do sprzeciwienia się nieodwracalnym zmianom cywilizacyjnym na Starym Kontynencie. Nad referendum podobnym do naszego zastanawiają się już we Francji. Za Odrą w lokalnych wyborach umacnia się antyimigrancka Alternatywa dla Niemiec. Kwestią czasu jest więc, kiedy ten proimigrancki, samobójczy obłęd runie. Pytanie, czy nie będzie już za późno.
Dla Polski – nie, pod warunkiem, że władza nie zmieni swojego podejścia. A zatem trzeba zapewne postawić zastrzeżenie: pod warunkiem, że nie zmieni się władza. Jaka by ona po 15 października nie była, musi otrzymać jasny sygnał od narodu: nie ma zgody na relokację migrantów do naszego kraju.
Paweł Kukiz mówił mi dziś w Kwadransie Politycznym w TVP 1, że instrukcje opozycji, co zrobić, żeby nie brać udziału w tym referendum, są dla niego działalnością antyobywatelską i antypolską, bo w niedzielę będziemy odpowiadać na naprawdę ważne pytania. Trudno się z nim nie zgodzić i zrozumieć, jak można Polaków odwodzić od wyrażenia głosu troski za ojczyznę.
Namawiajmy więc bliskich, rodzinę, znajomych, by w niedzielę wypowiedzieli się w referendum. Dla siebie, dla naszych dzieci i wnuków, i dla Europy, dla której to ostatni dzwonek, by zmądrzeć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/665887-polskim-obowiazkiem-jest-wypowiedziec-sie-w-referendum