Wojna w Izraelu odbije się na Europie szybciej myślimy. Wczorajsze manifestacje Palestyńczyków w Berlinie są tego zwiastunem. Już w 2015 roku, gdy hordy islamistów napierały na europejskie granice, pojawiało się niebezpieczeństwo, które dziś dostrzegamy jeszcze wyraźniej. Świat islamski łączył się w Europie, a jego przywódcy nawoływali do „przeniesienia wojny do serc domów i miast krzyżowców Zachodu”. I właśnie dlatego sprawa zablokowania nielegalnej migracji jest tak istotna. Gołym okiem widać przecież, że to narzędzie paramilitarne w wielkiej hybrydowej wojnie, za którą od lat stoi Rosja.
Atak Hamasu na Izrael nieprzypadkowo miał miejsce 6 października. To 50. rocznica wojny Jom Kipur. Atak przygotowany tak perfekcyjnie, że nawet wywiad izraelski nie zwęszył zagrożenia. Jego porażająca skala każe sądzić, że Hamas ma zewnętrzne wsparcie. Równie porażający jest fakt, że państwo posiadające najlepszy wywiad świata, dało się aż tak zaskoczyć. Dlaczego? Bo od dawna pogrążone jest w wewnętrznych sporach i chaosie, zdominowanym przez masowe protesty wobec reformy sądownictwa. To ważna lekcja dla wszystkich krajów, które pozwalają się rozgrywać wewnętrznie i tracić czujność na zagrożenia zewnętrzne. Nie będę w tym tekście omawiać trudnych relacji izraelsko-palestyńskich, które są ogromnie złożone i mocno przemocowe. Skupię się tylko na bezpośrednim przełożeniu tych wydarzeń na bezpieczeństwo Europy. Nie bez znaczenia będzie tutaj też postawa Stanów Zjednoczonych.
Fala islamskiego wsparcia dla Palestyny
Mamy więc na świecie kolejną wojnę. Władze Iranu stanęły po stronie Palestyny. Doradca ajatollaha Alego Chameneiego pogratulował „palestyńskim wojownikom” i zapewnił o wsparciu „aż do momentu pełnego wyzwolenia Palestyny i Jerozolimy”. Władze Egiptu i Turcji wezwały strony do „zachowania maksymalnego umiaru”. Niebawem poszczególne kraje będą musiały opowiedzieć się po którejś ze stron konfliktu, co z pewnością wymusi opinia publiczna. Już wczoraj w Turcji, Iranie i Jemenie odbyły się wiece poparcia. Ale ten oddolny ruch poparcia Palestyny widoczny jest nie tylko w krajach arabskich. Widać je także w Berlinie i Londynie. Brytyjska prezenterka telewizyjna opublikowała nagranie ludzie tańczących z palestyńskimi flagami. „Właśnie minęłam dwa samochody w zachodnim Londynie z powiewającymi palestyńskimi flagami i z pasażerami podskakującymi w górę i w dół, najwyraźniej świętującymi jakby mieli imprezę” - napisała. Służby poinformowały, że „zwiększono liczbę patroli policyjnych w różnych częściach Londynu”.
Podobna demonstracja miała miejsce w Berlinie, gdzie mężczyźni z palestyńskimi flagami rozdawali słodycze, by uczcić ataki terrorystyczne na Izrael jako „zwycięstwo ruchu oporu”. Na terytoriach palestyńskich ataki na cele izraelskie są często świętowane poprzez rozdawanie słodyczy na ulicy - napisał portal dziennika „Berliner Zeitung”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Niewiarygodne. Atak Hamasu na Izrael uczczono… w Berlinie. Mężczyźni z palestyńskimi flagami rozdawali na ulicy słodycze
Co zrobią islamiści w Europie?
Palestyńskie manifestacje w Berlinie mogą się zaostrzyć po dzisiejszych doniesieniach medialnych, według których niemiecka pomoc finansowa dla Autonomii Palestyńskiej może zostać wstrzymana. Projekt budżetu Niemiec na 2024 rok przewiduje około 350 milionów euro na ten cel. „Terror jest wstrząsający. Powinniśmy na niego reagować nie tylko słowami” – powiedział minister finansów w wywiadzie dla „Bild am Sonntag”. I nie jest to głos odosobniony.
Islamiści wzywali do wojny z Zachodem już w 2015
Konflikt izraelsko-palestyński przenosi się do Europy. Jest tu wystarczająca liczba muzułmanów gotowych stanąć po stronie Autonomii, a to może być czynnikiem uwalniającym kolejne pola konfliktu. Zwłaszcza, jeśli uwzględnimy potężny kryzys migracyjny i kolejne fale napływających do Europy nielegalnych przybyszów. Przypomnijmy, co działo się w roku 2015, gdy zamachy terrorystyczne nasilały się, a liczba islamistów w krajach UE była jednak mniejsza niż dziś.
Terroryści z Państwa Islamskiego w Libii podjęli wówczas kampanię pod hasłem: „Libia to drzwi prowadzące do samego Rzymu”. Wypuszczali do mediów społecznościowych serię zdjęć, ukazujących płonące Wieczne Miasto, nad którym widniała mapa Libii z czarną flagą kalifatu. Prof. Roberto de Mattei alarmował wtedy, że jeden z bojowników ISIS - Abu Gandal el Barkawi - wzywa dżihadystów do „marszu na Rzym, przechodzącego przez Libię, drzwi do Rzymu”.
W tym samym czasie pojawiło się w sieci nagranie, na którym przywódca Al-Kaidy, Ajman al-Zawahiri, wzywa młodych muzułmanów do przeprowadzania zamachów terrorystycznych na Zachodzie i apelował o większą jedność między bojownikami:
Wzywam muzułmanów, którzy mogą skrzywdzić kraje koalicji krzyżowców, by się nie wahali. Musimy skupić się na przeniesieniu wojny do serc domów i miast krzyżowców Zachodu, a zwłaszcza Ameryki.
Czy apel ten zostanie wznowiony także dziś? Algierski pisarz Boualem Sansal przewidywał w 2016 roku, że „zamachy w Paryżu i Brukseli to dopiero początek”. Alarmował, że Francja islamizuje się, ale jednak najbardziej zagrożone islamizacją są Niemcy. Gorzko konstatował wówczas, że „Europa jest skończona”:
Nie ma żadnej przyszłości. Nie lubię islamu. Jest groźny. Rozsadzi nasze społeczeństwa, rozsadzi Europę. Islamiści dzielnie walczą o to, w co wierzą. Jeśli o nas chodzi muszę powiedzieć, że nie ma absolutnie nic, co by nas napędzało. My w nic nie wierzymy. Kiedyś umieralibyśmy za wolność, dziś to już tylko puste słowo. Po zamachach na Charlie Hebdo widzieliśmy do czego Europejczycy są zdolni: do bezsensownego, kolektywnego płaczu. Z tym biednym Hollandem na czele, który nie potrafiłby muchy skrzywdzić.
„Unijne elity” nie wyciągnęły żadnych wniosków tamtych wydarzeń. Nie słuchały ostrzeżeń ani przestróg. Nie nauczyła ich też niczego napaść Rosji na Ukrainę, poprzedzona próbą osłabienia Europy poprzez sforsowanie granicy białoruskiej i wpuszczenie do krajów UE tabunów islamsko-afrykańskich migrantów. Nie ma dziś wątpliwości, że tak silna, obca kulturowo społeczność stanowi potężną siłę destabilizacyjną. Każdy poważny konflikt wyzwoli ich negatywne postawy wobec Europy. Będą się jednoczyć i swoim sprzeciwem destabilizować działania państw. A kolejne tysiące nielegalnych migrantów napierają na granice naszego kontynentu. Czy trzeba czegoś więcej, by przemówić do wyobraźni ludzi odpowiedzialnych za bezpieczeństwo swoich krajów? Sprzeciw wobec relokacji jest dziś rzeczą podstawową. Ale jeszcze bardziej fundamentalne są nasze wyborcze decyzje, w których podejmiemy decyzję, jacy ludzie staną przy sterach naszego kraju. Czy tacy, którzy rozumieją szeroko rozlane zagrożenie, którzy nie pozwolą na destabilizację i narzucanie Polsce skrajnie szkodliwych rozwiązań czy też tacy, którzy będą ślepo wykonywać polecenia zamroczonych decydentów UE, wciskać nas w podległość wobec Niemiec i Rosji, rozbrajać polską armię, działać na szkodę bezpieczeństwa państwa i obywateli. **
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/665804-wojna-w-izraelu-dotknie-i-ue-widac-to-juz-w-manifestacjach