Kryzys imigrancki boleśnie uświadamia nam jakim to zepsutym, zdegenerowanym tworem biurokracji stała się Unia Europejska i w jak katastrofalnym stanie są jej niektóre państwa członkowskie. Chodzi nie tylko o ekonomię, ale też mentalność władców, ich całkowitą demoralizację. Oto licząca ponad 400 milionów, dysponująca największym bogactwem część świata (chodzi o zgromadzone zasoby, a nie bieżące PKB) nie jest w stanie poradzić sobie z inwazją Afrykańczyków i mieszkańców Bliskiego Wschodu desantujących się na nią w gumowych i blaszanych łódkach.
Jak Putin najechałby Włochy, bądź Hiszpanię
Jest wojna na Ukrainie, ale umówmy się, gdyby Putin wymyślił, że zwerbuje 80 tysięcy mieszkańców Kaukazu, ściągnął tych, którzy służą w wojsku uformował ich w jednostki i umówił się z którymś z wojujących w Libii klanów, że przerzuci je np. do Trypolisu, Benghazi etc. - miast na wybrzeżu Morza Śródziemnego, a oni stamtąd na pontonach wyruszą do Europy, to Unia by wszystkich wpuściła. Jeszcze niemieckie finansowane przez Berlin organizacje przestępcze zajmujące się przemytem ludzi pomogłyby w przeprawie. Bez przeszkód dziesiątki tysięcy moskiewskich żołdaków siedziałoby na południu Europy. Przecież żadne z tych żałosnych francuskich, hiszpańskich, czy włoskich służb zajmujących się witaniem tzw. uchodźców nie odróżnią Czeczenów, Dagestańczyków, Osetyńców, Inguszów etc. od libijskich Arabów, czy Berberów z Maroka. Wpuszczono by jak leci biednych uchodźców. Zresztą nie ma pewności, że za kolejną wielką falą imigracyjną z Afryki Subsaharyjskiej nie stoją Moskale, którzy z pomocą miejscowych pogonili Francuzów.
Zdrajcy Europy i ochrona ryb
Bezczynność, bezradność władców Europy jest przestępcza i zakrawa na zdradę. Taką, za jaką staje się przed sądem i do końca życia w lochu ląduje. Za finansowanie przemytników Scholza i jego ekipę powinny ścigać trybunały. Władcy Europy z większą determinacją bronią dostępu do łowisk niż granic swych państw. Bardziej im na rybach i homarach zależy niż na własnych obywatelach. W 2021 roku Wielka Brytania i Francja wysłały swe flotylle wojenne na Kanał La Manche, gdy wybuchł spór o łowiska homarów wokół wyspy Jersey. Obie strony potrafiły się blokować, bo chodziło o makrele, homary i jakieś głowonogi, generalnie owoce morza, które lądują w paryskich restauracjach.
W 1995 roku w czasie tzw. wojny halibutowej z Kanadą, Hiszpania wysłała swe patrolowce, by ochraniały kutry na wodach wokół Nowej Fundlandii. Kanadyjczycy zatrzymywali hiszpańskie i portugalskie trawlery, niszczyli sieci także z pomocą ładunków wybuchowych. W czasie jednego z incydentów Hiszpanie o mało nie staranowali kanadyjskiej jednostki. Prawie doszło do wymiany ognia, na szczęście sztorm nieco ostudził marynarzy. A wszytko poszło o to kto, ile, jakiego halibuta grenlandzkiego może niedaleko kanadyjskiej Nowej Fundlandii odławiać. Najsłynniejsza wojną o ryby była ta toczona od lat 50-ych do 70-ych XX wieku między Islandią a Wielką Brytanią. Chodziło o łowiska dorsza. Ostatecznie wojnę wygrała mała Islandia, która zagroziła NATO likwidacją bazy sojuszu.
Co zrobiłaby Żelazna Dama
W ubiegłym roku była 40-sta rocznica wojny o Falklandy. W kwietniu 1982 roku rząd Margaret Thatcher wysłał składającą się ze 127 jednostek Grupę Zadaniową 317, by odbić z rąk Argentyńczyków kilka położonych 13 tysięcy km od Londynu skalistych, zimnych nieprzyjaznych wysp. Oprócz lotniskowców, łodzi podwodnych płynęły też zarekwirowane cywilne statki handlowe i liniowce pasażerskie, na których pokładzie umieszczono żołnierzy SAS, SBS (Special Boat Service), 3 Brygady Komandosów z marines, 5. Brygadę Piechoty, 2. Batalion Gwardii Szkockiej 2. Batalion Spadochronowy i 1. Batalion 7. Brygady Gurkhów Księcia Edynburga.
Działania wojenne trwały 74 dni i Brytyjczycy odzyskali wszystko. Bili się nawet o położone 1500 km na południe od Falklandów terytoria antarktyczne - wysepki archipelagu Południowa Georgia i Południowy Sandwich, na których nie ma nic. Tylko skała, kamienie lód, śnieg, trochę mchu i porostów. Dziś, 40 lat później kolejne niby konserwatywne rządy Wielkiej Brytanii nie potrafią ochronić Zjednoczonego Królestwa przed inwazją nielegalnych imigrantów płynących z Francji na pontonach przez Kanał La Manche. To jest miara upadku zachodniej cywilizacji, degeneracji wspólnoty i państwa.
Dyplomacja kanonierek
To Zachód wymyślił coś, co nazwano dyplomacją kanonierek. Może nawet autorami określenia są Niemcy. Prezydent USA Theodore Roosevelt - nie mylić z Franklinem Delano, mówił o polityce długiego kija. Chodziło o demonstrację siły, by chronić swe interesy nawet na krańcach świata. Amerykanie w połowie XIX wieku wysłali swe jednostki do Japonii. Brytyjczycy w 1878 wpłynęli na Morze Marmara, by ostrzec Rosjan przed próbą najazdu na Istambuł. W 1902 roku okręty Wielkiej Brytanii i Francji blokowały Wenezuelę, by zmusić ją do spłacania pożyczki. Dyplomację kanonierek prowadzono na Kanale Sueskim, w Cieśninie Tajwańskiej, Cieśninie Malakka, Morzu Południowochińskim, w Maroku, przy Zanzibarze etc. Najczęściej chodziło tylko i wyłącznie o demonstrację siły. Nie tylko tej technicznej wojskowej, ale też determinacji.
Czy kraje Unii nie mają trałowców, korwet, patrolowców, uzbrojonych kutrów, holowników etc? To wszystko jest nawet na wypadek, gdyby gdzieś sardynki i śledzie trzeba było bronić (Na marginesie - Unia chce nam zabronić od przyszłego roku połowów śledzi na Bałtyku). Ale nie ma woli użycia ich dla obrony własnych obywateli, europejskiej cywilizacji.
Inwazję można by powstrzymać bardzo szybko. Ja nędznikom władającym Europą wytłumaczę jak. Najpierw jednym strzałem kuter niszczy śrubę statku opłacanych przez niemiecki rząd przemytników ludzi. Na pokład wchodzą włoscy komandosi morscy (aż trudno uwierzyć, że kiedyś mieli najlepsze na świecie morskie jednostki specjalne) i grzecznie przy pomocy pięści i kolb przeprowadzają ewakuację finansowanych przez Berlin przestępców. Ich statek brany jest na hol i uroczyście złomowany w jakimś porcie. Zaś przemytników wtrąca się do lochu, by czekali na proces. Potem nadstawia się ucha, by wsłuchać się we wrzask rządu Scholza, iż opłacanym przez niego przestępcom krzywda się dzieje.
Z łódek ewakuuje się nielegalnych imigrantów i odstawia na miejsce, z którego wypłynęli, co można uczcić jakimś uroczystym strzałem, albo nawet salwą w skalę, czy łachę piachu na wybrzeżu Libii, czy Tunezji. Zarekwirowane pontony, czy blaszane łódki również uroczyście niszczy się. I tak dzień pod dniu. Trzeba oczywiście zadbać by relacje z tego we wszystkich mediach się pokazały i jak największe protesty były takich jak Ochojska, Stuhr, Holland, tłumoki z TVN i GW etc.
8 lat minęło odkąd to popychło Putina kanclerz Merkel otworzyła Europę na inwazję obcych. Przez 8 lat zdrajcy Europy nie zrobili nic, a teraz planują przymusowe przesiedlenia. Nie wiem co paraliżuje rozsądną wydawałoby się Giorgię Meloni. Nie wiem jakie siły działają wewnątrz w Rzymie, iż nie robi tego co trzeba. Nie ma wątpliwości, że presja zdrajców Europy z Brukseli, czy Berlina jest wielka. Pewnie szantażują ją funduszami. Tak czy owak być może jest czas, by polski rząd zaoferował pomoc. Wysłanie kilku kutrów, komandosów Formozy i Gromu. Jeśli nie my to kto? Nie łudźmy się, inwazja z Afryki to też nasz problem i osłanianie granic Polski już nie wystarczy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/665716-kryzys-imigrancki-czas-na-dyplomacje-kanonierek