„Nie powinniśmy się oglądać na Brukselę. Mało tego - nie powinniśmy przyjmować przynajmniej niektórych instrumentów „antykryzysowych” Brukseli, ponieważ one bardziej nam będą szkodzić, niż pomagać” - ocenia w rozmowie z portalem wPolityce.pl forsowany przez instytucje UE pakt migracyjny politolog, europeista i socjolog, wykładowca UW prof. Tomasz Grosse.
wPolityce.pl: „Włochy i Wielka Brytania chcą przewodzić w Europie walce z nielegalną imigracją” – dowiadujemy się ze wspólnego, opublikowanego przez „Corriere della Sera” i „The Times” artykułu Rishi’ego Sunaka i Giorgii Meloni. Jak oceniać tę inicjatywę, tak inną od założeń tzw. paktu migracyjnego, zakładającą zatrzymanie nielegalnej imigracji do Europy, a nie rozmieszczanie w Europie imigrantów?
Prof. Tomasz Grosse: Przede wszystkim trzeba patrzeć na to jako dwustronną współpracę tych państw z inicjatywy Wielkiej Brytanii. Celem jest pokazanie obywatelom Zjednoczonego Królestwa, że rząd energicznie przystępuje do walki z kryzysem migracyjnym, co oznacza skuteczne zmniejszenie fali nielegalnych imigrantów napływających do wybrzeży brytyjskich. W tym celu Sunak zawarł już dwustronne porozumienia z rzędem francuskim, z rządem albańskim, i teraz negocjuje z Włochami tę samą bilateralną umowę, która ma tak naprawdę na celu zabezpieczyć granice Wielkiej Brytanii przed falą nielegalnej imigracji.
Rzeczywiście uderza we wspomnianym artykule to, że jest to kompletnie inna strategia, niż ta podejmowana przez Unię Europejską. Premierzy Sunak i Meloni kładą nacisk na obronę granic zewnętrznych swoich krajów i walkę z przemytnikami. I to jest istota rzeczy: obrona granic czyli zmniejszenie fali imigrantów napływających do konkretnych krajów, a nie próby wprowadzania działań mających przesuwać problem imigracji z jednych państw do drugich.
Polityka Unii Europejskiej jest nieskuteczna. Ta nowa strategia przyniesie lepsze rezultaty?
Premier Sunak i premier Meloni adresują swoje działania wprost w kryzys, odpowiadają na jego przyczyny, dlatego mają szansę być dużo bardziej skuteczne, niż to, co robi Bruksela.
„Tylko zatrzymując nielegalny napływ możemy przywrócić zaufanie obywateli brytyjskich i włoskich nie tylko do naszych granic narodowych, ale także do współpracy europejskiej i międzynarodowej” – czytamy w artykule. Wydaje się to bardzo ważne dla samej Unii w sytuacji erozji zaufania do niej ze strony społeczeństw państw-członków.
Z całą pewnością. Nie można udawać że kryzysu nie ma, wkładać głowę w piasek lub pozorować działania. Na dłuższą metę wyborcy tego nie kupują, odrzucają taką politykę. To robi Unia Europejska i dlatego wyborcy są coraz bardziej rozczarowani narzucaną im polityką antykryzysową Brukseli. Sunak i Meloni mówią wprost: nasi wyborcy oczekują konkretnych działań, a nie działań pozorowanych. Chodzi o to, żeby ten kryzys zacząć realnie rozwiązywać, czyli zmniejszyć falę masowej imigracji z zewnątrz. Bruksela tego nie robi.
Jak w tym kontekście ocenić 10 punktów programu, z którymi przyjechała niedawno do Lampedusy Ursula von der Leyen? Meloni – jak twierdzi – przyjmuje je pozytywnie jako sposób, by „rozbić bandy przemytników” dostarczających nielegalnych migrantów na włoskie wybrzeże.
Już pierwszym punktem pani von der Leyen jest relokacja do innych państw członkowskich. Z góry wiadomo, że to w żaden sposób nie jest odpowiedzią na kryzys. Mówi też, że trzeba wzmocnić granice zewnętrzne przez Frontex, co jest - powiedziałbym - wypowiedzią kabaretową biorąc pod uwagę dotychczasowe działania tej agencji. Polegały one zasadniczo na tym, żeby kontrolować państwa członkowskie, czy przypadkiem nie naruszają praw imigrantów dostających się nielegalnie do Unii Europejskiej. W związku z tym Frontex ograniczał służby graniczne w państwach członkowskich w wypełnianiu swoich działań, a jednocześnie wspierał imigrantów i przemytników lub w przypadku naszej granicy - Łukaszenkę i Putina. Żeby destabilizowali zewnętrzne granicę Unii Europejskiej. A więc jeśli pani von der Leyen w ten sposób myśli o przeciwdziałaniu kryzysowi migracyjnemu, to siłą rzeczy doprowadzi to donikąd.
Innym punktem proponowanym przez von der Leyen jest umowa między Tunezją a Unią Europejską. Tak naprawdę polega ona na tym, że Tunezja szantażuje Brukselę żądając pieniędzy w zamian za to, że ona będzie powstrzymywać napływ mieszkańców Afryki do UE. To najlepiej pokazuje, w jakim momencie znalazła się Unia Europejska, szantażowana w bardzo wrażliwej sprawie, w czasie poważnego kryzysu, który z całą pewnością Unię destabilizuje.
I jak reaguje Unia Europejska? Opóźnia wysyłanie obiecanych funduszy lub wysyła nie całą obiecaną kwotę, tylko mniej więcej jedną dziesiątą tej kwoty. To - rzecz jasna - powoduje rozgoryczenie po stronie tunezyjskiej. Jeśli więc tak ma wyglądać realizacja tych umowy pomiędzy Tunezją, a Unią Europejską, to trzeba to odczytywać raczej jako przykład bezsilności i nieporadności Brukseli, niż programu przezwyciężającego kryzys migracyjny. Reasumując - wspomniane 10 punktów pani von der Leyen to przykład i bezsilności, i kompletnego rozmijania się z rzeczywistością jeśli chodzi o ocenę przyczyn kryzysu i podejmowanie adekwatnych propozycji jego rozwiązania.
„We współpracy z partnerami europejskimi i naszymi sąsiadami jesteśmy otwarci na przedyskutowanie nowych porozumień mających na celu zatrzymanie odpływania łodzi” – napisali także Meloni i Sunak. To może lub powinna być propozycja dla Polski?
Nie znajdujemy się na szlaku imigranckim wiodącym z południa Włoch – przez Francję - do Zjednoczonego Królestwa. Powtórzmy, że to jest umowa bilateralna, z inicjatywy Brytyjczyków, by zablokować szlak prowadzący do Zjednoczonego Królestwa. Póki co ten szlak wiedzie tak, jak wiedzie. Z pewnością jednak my powinniśmy wyciągnąć z tego pewną lekcję: jak rozwiązywać kryzys migracyjny. Polska powinna identyfikować, gdzie są źródła nielegalnych migracji do Polski, i rozmawiać ze wszystkimi tymi państwami, które są na tym szlaku. Nie ze wszystkim rozmawiać się da, jak to jest w przypadku Mińska czy Moskwy, ale z tymi na szlaku bałkańskim rozmawiać można i powinniśmy to robić. I następnie trzeba podejmować konkretne działania ograniczające napływ nielegalnej imigracji do Polski właśnie w porozumieniu z naszymi sąsiadami. A jeśli nie będą chcieli z nami kooperować, to działać na zasadzie jednostronnej, tak, jak zbudowaliśmy zaporę na granicy z Białorusią.
Nie powinniśmy się oglądać na Brukselę. Mało tego - nie powinniśmy przyjmować przynajmniej niektórych instrumentów „antykryzysowych” Brukseli, ponieważ one bardziej nam będą szkodzić, niż pomagać. My powinniśmy chronić siebie przed napływem imigrantów, a nie przyjmować cudzych imigrantów z innych państw członkowskich. Ta koncepcja, to nieporozumienie.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/665632-prof-grosse-ws-migrantow-nie-ogladajmy-sie-na-bruksele