Wir schaffen das. My tak! Ale wy…? Migracyjne wzmożenie w 28. państwie Unii Europejskiej, państwie brukselskiej oligarchii, ma przede wszystkim niemieckie korzenie. Jakikolwiek pakt w tej sprawie niemiecką odpowiedzialność za łamania prawa Schengen musi przede wszystkim eksponować.
To decyzja gabinetu kanclerz Angeli Merkel o „Willkommen Politik” na dworcu w Monachium zdewastowała wspólną europejską granicę. Dziś nieważne, czy powodowana wyrachowaniem gospodarczym, związanym z rynkiem pracy, które jeden z jej poprzedników rozwiązywał według systemu „Arbeit macht frei”, czy jakąś humanitarną refleksją, a może odczuciem osobistej współodpowiedzialności za działalność w Berlinie dziadka Ludwiga Kasnera sierżanta SD, policji bezpieczeństwa III Rzeszy.
Odpowiedzialność za brak odpowiedzialności za Europę, jej obywateli, razem z kanclerz ponoszą jej ówcześni ministrowie: wicekanclerz Sigmar Gabriel, Franz Walter Steinmeier - odpowiadający za politykę zagraniczną, Ursula von der Leyen - odpowiadająca za sprawy obrony, Andrea Nahles - kierująca resortem spraw społecznych, Manuela Schwesig - odpowiedzialna za politykę rodzinna oraz Thomas De Maiziere - kierujący resortem spraw wewnętrznych.
Dziś polscy europarlamentarzyści z frakcji politycznej Tuska, Czarzastego i Kosiniaka-Kamysza głosujący za jakimkolwiek paktem migracyjnym maskującym niemiecką nieodpowiedzialność, stają się wspólnikami niemieckiej plajty wymierzonej w prawa Europejczyków i likwidującej granice zewnętrzne UE jako znak terytorium wspólnego. To byłoby groteskowe podnoszenie ręki na własne państwo. Jego konstytucja w art. 26 mówi bez zbędnych uniesień o obowiązku „ochrony niepodległości państwa i niepodzielności jego terytorium oraz zapewnieniu bezpieczeństwa i nienaruszalności jego granic”. Tego może nie rozumieć reżyser filmu, ale to mają obowiązek respektować polscy delegaci do Parlamentu Europejskiego. Tego mógł nie pojmować oczadzony Brukselą szef Rady Europejskiej, bredzić przy tym coś o karach, ale czy oglądając nie tylko Lampedusę, polityk polski może rozważać komercjalizację przemytu i handel nielegalnymi imigrantami? A konstytucja, którą wywrzaskują po ulicach?
Państwo, które nie broni swoich granic, nie wypełnia zasadniczej umowy społecznej, która stanowi o sensie i trwałości jego istnienia. Czy politycznym żołnierzom Tuska,Czarzastego i Kosiniaka-Kamysza Polska jest już zbędna? Działając na rzecz poprawy opłacalności przemytu ludzi, który zdaje się być etycznie. Przecież „Człowiek za burtą”, „manoverboard” bardziej poprawny niż przemyt kokainy, politycy dopuszczają się zdrady własnych społeczeństw, nawet jeśli prowokowany pozwem przez Agnieszkę Pomaską sędzia Piotr Pancer uważa inaczej. Być dziś wspólnikiem Angeli Merkel i uznawać rządy CDU za błogosławieństwo to być albo analfabetą, albo, no właśnie… Frau Merkel, Sie haben das nicht geschafft. A Polska daje radę!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/665208-na-granicy-zdrady