„Intensyfikacja tych bezczelnych działań przypada na czas, gdy Zjednoczona Prawica słusznie zwróciła uwagę i zaczęła działać w kierunku nagłaśniania, ale przede wszystkim - żądania, nie tylko w sensie werbalnym, ale także prawnym - reparacji. A to dla Niemców temat szalenie niewygodny” - mówi Beata Kempa, była szefowa KPRM, od 2019 r. europoseł, w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Jak podaje PAP, Stały Przedstawiciel Polski przy UE Andrzej Sadoś przedstawił dziś Brukseli stanowisko naszego kraju ws. projektu deklaracji na szczyt w hiszpańskiej Grenadzie. polska domaga się m.in., aby w dokumencie pojawiły się zapisy dotyczące jednomyślności i dobrowolności ws. migracji. Czy to, Pani zdaniem, satysfakcjonujące stanowisko?
Beata Kempa: Migracja jest w tej chwili jednym z najpotężniejszych problemów, z jakimi boryka się Unia Europejska i tak naprawdę największe kraje UE, takie jak Niemcy, Francja czy Hiszpania, ponoszą skutki własnej polityki migracyjnej, którą zapoczątkowały de facto jeszcze przed 2015 r.. To, co dziś obserwujemy, jest próbą rozpaczliwego ratowania się czy niwelowania potężnych skutków migracji. Po drodze mamy bowiem kwestię wojny w Ukrainie, która wywołała również ruchy migracyjne, co ma związek również z zawirowaniami wokół bezpieczeństwa żywnościowego. Zeszłoroczne zerwanie łańcucha dostaw zboża wywołało potężne perturbacje szczególnie w krajach Afryki, ale przede wszystkim też na Bliskim Wschodzie, bo brak zboża oznacza przecież również brak materiału siewnego.
Unia Europejska nie podjęła skutecznej walki czy choćby skutecznej koalicji, np. z takimi krajami jak Stany Zjednoczone. Trzeba było się nie obrażać na Stany Zjednoczone, tylko rozpocząć potężną akcję walki z przestępczością zorganizowaną, która zajmuje się przemytem ludzi do granic Unii Europejskiej. Dzisiaj mamy te potężne skutki i próba jedynie poprzez sprawę relokacji, umieszczania tych uchodźców bez ich woli, lecz przede wszystkim - bez zgody i woli państw członkowskich.
Trzeba bowiem przypomnieć, że migranci, płynąc do granic Europy, wyrzucają i niszczą również dokumenty, w ten sposób niszcząc swoją tożsamość. My nie wiemy, kto dopływa do Europy, kto przekracza granice Unii Europejskiej, niemożliwa jest więc weryfikacja również tych osób, które miałyby docelowo w ramach relokacji dotrzeć do poszczególnych krajów członkowskich, w tym do Polski.
Próba podejmowania decyzji czy wcielania w życie konkluzji z Konferencji w sprawie przyszłości Europy - a konferencja jest w naszej ocenie wydarzeniem niekonstytutywnym, dlatego nie powinno mieć wpływu na procesy prawne w Unii Europejskiej. To była tylko konferencja, a oni nadali jej rangę bardziej PR-ową, ale poprzez to również uważają, że należy teraz takie konkluzje wdrażać, co jest oczywiście wygodne dla krajów Unii Europejskiej.
Wpisuje się to bowiem w ogólny trend związany z federalizacją Unii, a co za tym idzie - procesem decyzyjnym, najważniejszym przy tej federalizacji. W tym procesie decyzyjnym zasada jednomyślności ma zostać zlikwidowana. Pretekstem do tego jest fakt, że Unia twierdzi, że właśnie w warunkach kryzysowych, jak wojna u granic UE czy właśnie kryzys migracyjny, łatwiej będzie w ich ocenie podejmować decyzje, nie czekając na zgodę poszczególnych państw. Słyszymy, że wówczas te decyzje będą podejmowane szybciej, a Unia Europejska będzie zażegnywać te kryzysy.
Czy rzeczywiście pozwoliłoby to UE podejmować decyzje szybciej i sprawniej, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych?
Nic bardziej mylnego. Historia pokazała, że w ogóle proces decyzyjny w UE nie jest sprawny - czy ta jednomyślność będzie, czy też nie, Bruksela nie potrafi wypracować takich decyzji, które byłyby skuteczne. Jest im to potrzebne po to, aby ten kryzys rozładowywać za pomocą przymusu, który będą konstruować największe kraje UE - zwłaszcza Niemcy, które najsilniej prą do tego, aby zasady jednomyślności nie było. W ten sposób będą mogli narzucać całej Unii swoje rozwiązania.
Jest to niedopuszczalne i bardzo mnie cieszy twarde, nieprzejednane i jednoznaczne stanowisko polskiego rządu w tej sprawie. Dlatego że to, co w tej chwili proponuje się na różnego rodzaju szczytach to jest łamanie Traktatów. Nie można w tej kwestii zasłaniać się presją migracyjną, wojną w Ukrainie, problemami z energetyką.
Unia miała na tyle dużo czasu, aby poprzez swoje instytucje móc takie decyzje podejmować szybko i sprawnie. Bo co z tego, że np. przyjęto dyrektywę powrotową, która jasno i wyraźnie mówi, że odsyłamy migrantów, którzy nie spełniają warunków koniecznych do pozostania na terenie UE. Na ponad 140 tys. decyzji wydanych w ubiegłym roku, skutecznie przeprowadzonych jest ok. 20 proc..
W ostatnim czasie - chyba rychło w czas - „obudził się” kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który z jednej strony zaczyna dostrzegać, że migrantów jest zbyt dużo, z drugiej - próbuje pouczać Polskę, np. w kwestii wiz.
To już nie pierwszy raz. Myślę, że nie jest czymś odosobnionym taki pogląd, że jest to też element operacji, która ma za zadanie ingerować w wybory w Polsce. Czas podejmowania takich decyzji nie jest bowiem przypadkowy.
Olaf Scholz i inni politycy niemieccy zaczęli coraz bardziej zuchwale atakować Polskę. To bezczelna próba ingerowania nie tylko w wybory, ale w ogóle sprawy Polski. Są zainteresowani tym, aby obalić rząd Zjednoczonej Prawicy, żeby był ich przyjaciel Donald Tusk i żeby mogli w naszym kraju realizować i zabezpieczać swoje interesy.
Jest to bardzo groźne, bo - po pierwsze: zupełnie odbiega od jakichkolwiek standardów kultury politycznej, po drugie: jest to rodzaj ekspansji. Bo dziś, aby walczyć z danym krajem lub próbować przejmować jego interesy czy procesy decyzyjne, nie trzeba czołgów. Wystarczy polityka nadrzędności, próba pokazania, kto jest hegemonem w tej części Europy.
Jednak w mojej ocenie jest jeszcze jeden problem z postawą Niemiec. Otóż intensyfikacja tych bezczelnych działań przypada na czas, gdy Zjednoczona Prawica słusznie zwróciła uwagę i zaczęła działać w kierunku nagłaśniania, ale przede wszystkim - żądania, nie tylko w sensie werbalnym, ale także prawnym - reparacji. A to dla Niemców temat szalenie niewygodny. W Niemczech jest chociażby bardzo wielu Polaków i oni też coraz żywiej zaczynają o tej kwestii dyskutować. Tak więc do naszych zachodnich sąsiadów ten temat powrócił po latach, ale trudno tu mówić o „przedawnieniu”, bo oni przecież Niemcy nigdy tak naprawdę się z nami nie rozliczyli. A w tej chwili próbują robić na Polsce interesy. Bo przecież cała sprawa zielonego ładu, narzucanie przepisów przez Unię, też ma na celu zubożenie naszego społeczeństwa, zubożenie naszego państwa.
Kosztem wydobycia polskiego węgla, a co za tym idzie kondycji polskiej energetyki, ale też poszczególnych regionów - np. Śląska, mają wejść niemieckie wiatraki czy niemieckie pompy ciepła.
Widzimy, że oni tak naprawdę są zainteresowani rządem, który zagwarantuje im, że nie będzie się mówić o reparacjach. Bo to nie jest tylko kwestia pieniędzy, które powinni Polsce wypłacić jako zadośćuczynienie, ale również - przypomnienia, jakim narodem byli kiedyś Niemcy. Nie można bowiem mówić, że to byli tylko naziści. Bo przecież to naród wybrał Hitlera, to naród tolerował Hitlera i potężne zbrodnie, jakich chyba nigdy wcześniej nie było, obozy zagłady, obozy śmierci, eksterminację Żydów. To naród tolerował, a wręcz cieszył się z pierwszych sukcesów Hitlera na wschodzie czy zachodzie.
Dziś z perspektywy czasu, cywilizacji, postępu, widać, jak bardzo to, co robili Niemcy, było okrutne, podłe, nie do przyjęcia. Oni oczywiście chcieliby wymazać to z pamięci. Ale nie. Muszą stanąć, powiedzieć „przepraszamy”. A poza tym, trzeba mieć świadomość, że ta ich mentalność, która obecnie objawia się w tych próbach podporządkowania sobie UE, jest wciąż w nich żywa. A do tego dopuścić nie możemy.
Jak ponadto przekazano w depeszy PAP, Polska domaga się, aby w dokumencie ze szczytu w hiszpańskiej Grenadzie jasno podkreślono, że mamy do czynienia z „atakiem hybrydowym”, reakcja UE powinna być natychmiastowa, a państwa nie mogą być pozostawione samymi sobie. Jak w tym kontekście możemy patrzeć na obecną sytuację we Włoszech - na ile pozostawienie premier Meloni niejako samej sobie w obliczu problemu z nielegalnymi migrantami, może być odczytane jako próba obalenia prawicowego rządu, a na ile włoska premier ponosi też konsekwencje pewnych decyzji swoich poprzedników?
Pamiętamy ingerencję - miękką, ale skuteczną - na przykład w przypadku Grecji. Pamiętamy to, bo tam również obalono rząd. Wcześniej obalony został rząd włoski, i wiemy, czyje to były działania.
Uważam zresztą, że w ogóle kwestia wywołania migracji czy np. hołubienia NGO-sów, które w zasadzie pomagają w przybywaniu tych ludzi do granic, pokazuje, że jak najbardziej trwa atak hybrydowy na Europę, a jeśli chodzi o naszą granicę, dzieje się to przy współdziałaniu -jawnym i skutecznym - Putina i jego reżimu, ale również reżimu Łukaszenki.
Z drugiej strony jest to również próba ataku na włoski rząd czy w ogóle na rządy prawicowe. To ewidentnie widać, bo Brukseli nie podoba się rząd polski, węgierski, w tej chwili już także włoskie, a gdy Szwecja zaczęła mówić o problemie nielegalnej migracji i potężnym kryzysie, to też powoli przestaje się podobać. A dzieje się tak dlatego, że panowie i panie, którzy siedzą w tej liberalnej bańce, uważają, że wolno im dyktować warunki, wbrew narodom, które wybierają własne rządy. To jest niedopuszczalne i Polska pokazuje w swoim stanowisku, że mamy do czynienia z rozzuchwalaniem się kilku osób w UE, które wykorzystują instytucje i przydane im instrumenty do tego, aby uzurpować sobie prawo do zmiany rządu w danym kraju. Jest to po prostu niedopuszczalne i trzeba, aby Polacy to widzieli.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
CZYTAJ TAKŻE: Polska domaga się dobrowolności ws. relokacji migrantów! Zawarła to w uwagach do projektu deklaracji na szczyt UE
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/664910-kempa-dzialania-niemiec-wobec-polski-to-rodzaj-ekspansji