„Plan obrony, który był przyjęty przez ministra Klicha i ówczesnego szefa Sztabu Generalnego, gen. Cieniucha, za czasów rządów Donalda Tuska, to był właściwie plan zagłady połowy kraju. (…) Ci panowie w sposób świadomy najpierw przyjęli pewną fałszywą diagnozę polityczną, dotyczącą przyjacielskich, partnerskich, życzliwych relacji z Rosją, a później, na podstawie tej fałszywej diagnozy, dokonywali cięć w systemie obronnym” - mówi portalowi wPolityce.pl dr Jan Parys, socjolog i były szef MON.
CZYTAJ TAKŻE?: Nowa akcja PiS! Ruszył baner „Linia zdrady Tuska”. Sobolewski: „Polska Wschodnia była przygotowywana po to, aby zostać opuszczona”
wPolityce.pl: Prawo i Sprawiedliwość opublikowało spot „Linia zdrady Tuska” i rozpoczyna również akcję z bilboardami polegającą na przypominaniu Polaków o stosunku rządu PO-PSL do Polski wschodniej, w tym również - planie obrony Polski na linii Wisły. Jak oceniłby Pan tamten plan obrony z perspektywy tego, co obserwujemy od 1,5 roku za wschodnią granicą?
Dr Jan Parys: Plan obrony, który był przyjęty przez ministra Klicha i ówczesnego szefa Sztabu Generalnego, gen. Cieniucha, za czasów rządów Donalda Tuska, to był właściwie plan zagłady połowy kraju. Nie chciałbym używać nadmiernie ostrych słów, ale wyraźnie widać, że ci panowie w sposób świadomy najpierw przyjęli pewną fałszywą diagnozę polityczną, dotyczącą przyjacielskich, partnerskich, życzliwych relacji z Rosją, a później, na podstawie tej fałszywej diagnozy, dokonywali cięć w systemie obronnym.
Nie tylko zlikwidowali wówczas wiele jednostek wojskowych, ale też zredukowali armię do stanu poniżej 100 tys. żołnierzy. Trzeba otwarcie powiedzieć sobie, że przy tak dużej redukcji obrona Polski ani na linii Bugu, ani Wisły, jest prostu niemożliwa. Nasz kraj jest tak duży, że siła naszego wojska musi być kilkakrotnie większa niż oni przewidywali, żeby skutecznie się bronić.
Widać więc, że raczej nie przewidywali żadnej skutecznej obrony kraju ani na linii Wisły, ani na linii Bugu. Zamierzali po prostu albo wierzyć w dobrą wolę Rosji i brak agresji, albo wierzyć, że w razie agresji przyjdzie nam z pomocą Sojusz Północnoatlantycki. Oczywiście, ale NATO przychodzi z pomocą, gdy kraj sam się broni, a w żadnym razie nie wówczas, gdy wycofuje się, ucieka.
W nowym spocie PiS „Linia zdrady Tuska” premier Mateusz Morawiecki nawiązuje zresztą także do nagrań z restauracji Sowa i Przyjaciele, gdzie jeden z polityków w sposób wulgarny mówi o stosunku do Polski wschodniej.
Niewątpliwie, potraktowanie Polski wschodniej jako terenu, który można oddać potencjalnemu agresorowi, jest lekceważeniem życia i mienia połowy narodu. Świadczy to o bardzo pogardliwym podejściu do własnego państwa i gdyby taki wariant doszedł do skutku, to Polska stałaby się jakimś karykaturalnie małym krajem, który byłby tylko dodatkiem do państwa niemieckiego.
Z czego właściwie wynikało to dążenie rządu Tuska do dobrych relacji z Rosją czy też może pewne przekonanie, że kraj rządzony przez Putina nas nie zaatakuje? Z naiwności czy z dobrych relacji z Niemcami, które z Moskwą przez lata robiły wielkie interesy, czy może jeszcze czegoś innego?
Myślę, że politycy PO dali dowód wielkiej naiwności i zachowywali się, jakby byli zupełnie pozbawieni wiedzy o historii Polski i historii stosunków naszego kraju z Rosją. Taki brak wiedzy może być zrozumiały w przypadku kogoś, kto żyje np. w Stanach Zjednoczonych czy nawet Hiszpanii, w każdym razie - daleko od Rosji. Ktoś taki może być naiwny i może nie znać ambicji i tradycji rosyjskiej ekspansji wojskowej, militarnej.
Jeśli jednak mieszkamy w Polsce, czujemy się Polakami i znamy historię własnego kraju, nie powinniśmy mieć wątpliwości, że Rosja jest krajem bardzo groźnym i musimy liczyć się z tym, że możemy zostać zaatakowani.
Dlatego bez względu na to, co czasem podpowiadają nam jacyś naiwnie, pacyfistycznie nastawieni politycy francuscy czy niemieccy, nie możemy być naiwni. I właśnie dlatego, że jesteśmy Polakami, musimy być przygotowani do obrony całego, własnego terytorium.
I to jest chyba dość zdumiewające, że politycy, którzy za czasów swoich rządów proponowali Polsce plan obrony, który polegał na oddaniu potencjalnemu agresorowi części kraju niemalże bez żadnej obrony, dziś niezwykle chętnie wypowiadają się na temat bezpieczeństwa Polski. Krytykują zakupy i umowy zbrojeniowe obecnych władz, twierdzą, że w 100 dni zajmą się modernizacją armii na nowo, zapraszają generałów na swoje konwencje partyjne, a wreszcie - zapowiadają naprawę relacji polsko-ukraińskich?
Te aktualne wypowiedzi stanowią próbę przykrycia haniebnego postępowania z lat ubiegłych. Jednak politycy PO nie mogą się tego wyprzeć, ponieważ są na to dokumenty. I Prawo i Sprawiedliwość nie prezentuje przecież swoich opinii, lecz najważniejsze dokumenty w państwie, plan obrony kraju.
Politycy PO nie są w stanie przyznać się do błędu, więc próbują przykryć te dawne, haniebne decyzje obietnicami, że teraz już będą dbać o armię i postępować w sposób patriotyczny.
Nie są jednak w tym wiarygodni. Jeśli bowiem ktoś raz zdradził połowę kraju, to jest w stanie to zrobić ponownie.
A czy byliby w stanie zdradzić tylko połowę Polski, czy również np. naszych sojuszników? Czy po ewentualnym przejęciu władzy hipotetyczny nowy rząd Donalda Tuska byłby w stanie np. wspólnie z Niemcami wciągnąć Ukrainę w jakąś niezbyt dobrą dla niej grę czy też szafować obietnicami prawdopodobnie bez pokrycia, tak jak - co niewykluczone - postępuje obecnie Berlin?
W przypadku dojścia do władzy sądzę, że głównym celem tej ekipy Platformy byłoby realizowanie celów określonych przez polityków w Berlinie, wobec czego interes Polski nie liczyłby się i byłby podporządkowany polityce niemieckiej. Gdy Niemcy kazali im dogadywać się z Rosją, to rząd Tuska układał się z Rosją. Gdy dziś Niemcy nagle postanowili zawrzeć sobie sojusz z Ukrainą, to i oni zawarliby taki sojusz, że prawdopodobnie odbyłoby się to kosztem interesu naszego państwa, naszego własnego kraju.
Dziś widzimy, jak próbują wykorzystać to, co dzieje się w relacjach polsko-ukraińskich. Zapytam na koniec, jak ocenia Pan obecny spór wokół zboża? Czy rzeczywiście Kijów zaczyna grać na Berlin?
Wydaje się, że sprawa zboża stała się pewnym pretekstem dla prezydenta Zełenskiego do zwrotu w kierunku Niemiec, szukania protekcji najsilniejszego, nie oszukujmy się, kraju Unii Europejskiej.
Z tego nie musiało jednak wcale wynikać tak gwałtowne atakowanie Polski, jak to zaobserwowaliśmy podczas wystąpienia prezydenta Zełenskiego w ONZ.
Ukraina dokonała pewnego zwrotu geopolitycznego. Niestety, nasi dyplomaci byli dość pasywni w ostatnim czasie i nie potrafili przekonać Kijowa do tego, że najlepszym sposobem umocnienia Ukrainy jest współpraca w regionie, czyli z Polską i innymi krajami flanki wschodniej. Dopiero tworząc takie lobby Unii Europejskiej i NATO możemy w sposób najlepszy zabezpieczyć zarówno interesy ukraińskie, jak i polskie.
Ukraina postanowiła postawić na sojusz z Niemcami, licząc zapewne na jakieś korzyści, które jednak, moim zdaniem, raczej nie nastąpią. Berlin zawsze będzie traktował Ukrainę w sposób instrumentalny i preferował dobre relacje z Moskwą, a nie z Kijowem.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/664306-parys-kto-zdradzil-polowe-kraju-bylby-gotow-zrobic-to-znow