„Mobilizowanie bazuje na emocjach, a ten film jest nastawiony na wywołanie bardzo silnych, często skrajnych emocji” - komentuje w rozmowie z portalem wPolityce.pl toczącą się w Polsce kampanię przedwyborczą dr Sergiusz Trzeciak, specjalista ds. marketingu politycznego i autor książki „Drzewo kampanii wyborczej 2.0 czyli jak wygrać wybory”.
wPolityce: Mamy już serię spotów PiS, z których dowiadujemy się, jak dziś, że „Tusk padł na kolana przed Putinem i rozbroił Polskę”, że Tusk podzielił Polskę i udaje, że nie ma tematu zapory na wschodniej granicy i problemu z napierającymi na tę granicę migrantami. Jakie te spoty mają znaczenie w kampanii wyborczej? Taka retoryka pomoże Prawu i Sprawiedliwości?
Dr Sergiusz Trzeciak: Mamy do czynienia z kampanią PiS opartą na silnej polaryzacji prowadzącej do mobilizacji zwolenników opartej przede wszystkim o wytworzenie sytuacji zagrożenia, którym jest Tusk i Koalicja Obywatelska. I to się Prawu i Sprawiedliwości udaje poprzez mobilizacje żelaznego elektoratu.
Ta polaryzacja - sprowadzenie sprawy do prostego wyboru: jeśli nie chcesz powrotu do władzy Platformy, to jedyną alternatywą jest PiS - sprzyja partii Jarosława Kaczyńskiego. Ale korzysta także KO, ponieważ ta polaryzacja marginalizuje inne ugrupowania na opozycji. Traci na tym i Konfederacja, i Trzecia Droga. Tu tworzy się alternatywę: jeśli nie chcesz dalszych rządów PiS, to głosuj na KO. To wszystko odzwierciedlają te wyborcze spoty.
Jak bardzo te spoty okażą się skuteczne? Czy to wystarczy? To się dopiero okaże podczas wyborów. W tej chwili na podstawie pojedynczych sondaży trudno to ocenić. Obecną sytuację oceniam jako wyjątkowo dynamiczną. Wpływa na nią wiele czynników, nie tylko spoty i sondaże. Trudno więc ocenić, na ile ten czy inny spot, czy splot wydarzeń, konwencja, mniejsza czy większa „afera”, czy też wypowiedzi polityków, które pojawią się podczas kampanii, mają czy będą miały wpływ na ostateczny efekt tej kampanii i realne poparcie dla poszczególnych partii.
A nawet jeśli mamy średnią sondażową to jeszcze kolejnym czynnikiem jest istnienie błędu pomiarowego, który może sięgać do 3 proc., więc przy niewielkich różnicach sondażowych nie będziemy wiedzieli do samego dnia wyborów, jak się te wyniki ukształtują, a co za tym idzie – kto będzie rządził. Dlatego nie przywiązywałbym szczególnej wagi do jednego spotu, wydarzenia, konwencji itd.
Podam przykład. Mamy do czynienia z konwencją, która później jest komentowana, i czasami jest tak, że dużo większe znaczenie, niż sama konwencja, ma to, jak jest ona komentowana przez innych polityków, media itp. I co się wydarzy potem, jaka będzie reakcja konkurencji?
Te spoty PiS pojawiają się codziennie. Ich intensywność na trzy tygodnie do wyborów nie zmęczy wyborców?
Powiedziałbym, że utrzymują one elektorat PiS w mobilizacji i demobilizują elektorat konkurencji nie tylko gdy chodzi o to, na kogo głosować, ale także czy iść, czy nie iść na wybory. O to chodzi i w tym sensie jest to zasadne, skuteczne. Wyborcy są przyzwyczajeni do ciągłych bodźców i to bodźcowanie ma na celu także dotarcie do jak najszerszej grupy wyborców z przypominaniem głównych tez kampanii.
Oczywiście może być taka sytuacja, że pewne osoby mogą być tym zmęczone i wyłączają się, przestają w ogóle śledzić to, co się dzieje. I to dotyczy sporej części społeczeństwa, głównie tej, gdzie obywatele w ogóle nie lubią polityki i nie są zainteresowani głosowaniem. Jednak osoby, które śledzą to, co się w polityce dzieje – te są cały czas doinformowane i utrzymywane w mobilizacji.
Do telewizji publicznej powrócili politycy PO. Dziennikarze zadają im trudne, ważne pytania, na które oni nie chcą odpowiadać. Kalkuluje im się to?
Jestem przeciwnikiem w ogóle bojkotu jakikolwiek mediów, i po jednej, i po drugiej stronie. Media są tylko lepszym lub gorszym przekaźnikiem. Jeżeli ktoś potrafi korzystać z tego przekaźnika, zawsze dotrze do jakiejś grupy wyborców. Jeśli są nawet poddawani próbie, grillowani czy wręcz atakowani - zawsze mają szansę dotarcia do nowych wyborców, do których jeszcze nie dotarli, która może jest jeszcze niezdecydowana. Pamiętajmy, że oglądający TVN i TVPInfo – to są jednak w dużej mierze nie ci sami odbiorcy. Takie założenie przyjął np. marszałek senatu Tomasz Grodzki, który skorzystał z tego, by wygłosić orędzie w TVP, po to właśnie by dotrzeć do wyborców, którzy nie oglądają TVN lub Polsatu.
Nawet kosztem pokazania widzom, że polityk od niewygodnych, obnażających błędy jego partii pytań ucieka?
Pytanie: co taki polityk ma do stracenia poza swoim czasem? Najwyżej i tak na niego nie zagłosują. Zawsze jest szansa, że jednak do jakiejś grupy elektoratu dotrze. Rzecz w tym, że trzeba być przygotowanym na to, że te trudne pytania w telewizji, która nas nie będzie rozpieszczać. Co więcej, nawet jeśli dojdzie do awantury to paradoksalnie polityk może na tym wygrać robiąc z siebie ofiarę ataku i uzyskując dzięki temu potrzebny mu rozgłos.
Jest jeszcze ten element, że nie zawsze ci politycy, którzy np. w TVP w tzw. prime time występują, mają szansę wystąpić w prime time TVN. Kalkulują więc, że bardziej opłaca im się pokazać w czasie dobrej oglądalności TVP i do kogoś dotrzeć, komuś się pokazać, kogoś może do siebie przekonać, niż wystąpić w „słabym” czasie antenowym telewizji, która im sprzyja, i pozostanie to niezauważone.
Jaki wpływ, Pana zdaniem, może mieć film Agnieszki Holland na preferencje wyborcze Polaków? Mówi się, że „Zielona Granica” może pogrążyć PO, jednak partia Tuska nie ma takiego wrażenia, wręcz utożsamia się z przekazem tego filmu.
Nie widziałem tego filmu, więc mogę opierać się wyłącznie na obrazach i informacjach, które do mnie już dotarły. Obserwując jednak to, co się wokół filmu dzieje, mam wrażenie, że mamy do czynienia z kolejną narracją polaryzującą społeczeństwo. Wyborców opozycji ma utwierdzać w przekonaniu, że należy odsunąć PiS od władzy. A z kolei dla zwolenników PiS ten film jest argumentem, że należy iść do wyborów i nie dopuścić do powrotu do władzy PO. Czyli, paradoksalnie, zamieszanie wokół filmu bardziej mobilizuje, niż przekonuje wyborców.
Warto dodać do wszystkich zagadnień, o których rozmawiamy, zastrzeżenie, że czym innym jest sympatia do danego polityka czy ugrupowania deklarowana w sondażach, a czym innym sam udział w wyborach. O tym decyduje wiele innych czynników z pogodą czy innymi zajęciami w dzień wyborów włącznie. Stąd element ciągłego mobilizowania wyborców jest bardzo istotny, nie do przecenienia. Mobilizowanie bazuje na emocjach, a ten film jest nastawiony na wywołanie bardzo silnych, często skrajnych emocji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/663868-nasz-wywiad-dr-trzeciak-o-przebiegu-kampanii-wyborczej