„Jeżeli teraz będzie taka narracja, że PiS stoi za bezpieczeństwem Polski, a część opozycji stara się zalać Polskę migrantami, to może wzrosnąć poparcie dla PiS-u i będzie się toczyła brutalna walka, która nie ma sensu. My żadnych przymusowych migrantów nie chcemy. To był błąd polityczny, że ten film został puszczony do kin przed wyborami” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Władysław Teofil Bartoszewski, poseł PSL.
wPolityce.pl: Wybiera się pan do kina na film Agnieszki Holland pt. „Zielona granica”?
Władysław Teofil Bartoszewski: Nie pójdę na to do kina. Poczekam, aż pojawi się w jakimś serwisie filmowym. Gdy ludzie proszą mnie, bym wypowiedział się na temat tego filmu, to mówię, że nie lubię wypowiadać się na temat czegoś, czego nie widziałem. Znam ten film tylko z recenzji i dość szokujących jego fragmentów, które pojawiły się w sieci.
Ze strony przedstawicieli opozycji nie brakuje jednak pozytywnych opinii odnośnie tego filmu.
Z tego, co słyszę, to ten film ma kilka wymiarów – estetyczny, kinematograficzny. Ewidentnie jest to film, który bardzo się podobał w Wenecji, pani Agnieszka Holland potrafi robić dobre filmy, wyreżyserowała np. bardzo dobry film o głodzie na Ukrainie. Natomiast film „Zielona granica” ma też wymowę moralną. Jestem pytany na przykład, czy podchodzę z empatią do ludzi, którzy chcą uciec np. z Syrii, gdzie zbrodniarz Asad mordował bronią chemiczną. Mam dużo zrozumienia dla tych osób, ale patrzę na tę sprawę również z punktu widzenia Polaka i Europejczyka.
Czy ma pan zrozumienie dla ludzi, którzy próbują nielegalnie przekraczać granicę Polski?
Nie. To migranci, którzy zapłacili duże pieniądze, by przy pomocy reżimu Łukaszenki dostać się na granicę polsko-białoruską i ją nielegalnie przejść. Nie mam dla tych ludzi sympatii, ani zrozumienia. Co więcej uważam, że obowiązkiem naszego państwa jest to, by zabezpieczyć granicę. Głosowałem za tym, by powstała zapora na granicy, popieram działania Straży Granicznej. Gdyby tej zapory nie było, to funkcjonariusze Straży Granicznej musieliby pracować w jeszcze gorszych warunkach i byłoby znacząco trudniej zapobiegać nielegalnej migracji. Na granicy mogły się zdarzać nieprawidłowości, miały miejsce pushbacki, które są wedle naszego prawa nielegalne i to nie powinno mieć miejsca, natomiast z całą pewnością powinniśmy być wdzięczni Straży Granicznej, że powstrzymuje masową, nielegalną migrację. Dobrze, żebyśmy mieli dobrze działającą Straż Graniczną, a nie biuro biznesowe w alei Szucha, które zajmuje się sprzedawaniem pozwoleń na pracę i wiz dla migrantów. Wolę polegać na Straży Granicznej niż na niefunkcjonującym MSZ. W tej chwili pan eksminister Wawrzyk został wyrzucony z pracy i listy wyborczej PiS-u. Jest też duża presja na ministra Raua, bo z tego co słyszę, stracił zaufanie prezydenta i premiera, ledwo się trzyma. To pan minister Rau otwierał centrum przyspieszania wydawania wiz dla cudzoziemców z krajów kulturowo nam obcych w Łodzi, które miało wydawać 400 tys. wiz rocznie. Nie może unikać odpowiedzialności za to, co się dzieje w jego resorcie. Zamieszane w aferę wizową są też inne ministerstwa.
Ta sprawa jest wyjaśniania. Wracając do filmu „Zielona granica” – pan mówi, że nie widział tego filmu, przyznam, że ja również, jednak z fragmentów filmu, jakie się pojawiły w sieci, jego recenzji, a także z ostatnich wywiadów reżyser Agnieszki Holland wyłania się taki obraz, że jednak chodziło o to, by funkcjonariuszy Straży Granicznej przedstawić w bardzo negatywnym świetle, w kontraście pozytywnie zaprezentowanych do uchodźców i wspierających ich aktywistów.
Nie można powiedzieć, że Straż Graniczna w Polsce to jest banda przestępców, a migranci ekonomiczni z różnych państw, którzy próbują dostać się do Polski, to są anioły, których należy przyjąć z otwartymi rękami. Mieliśmy przykład tego, co się stało w 2015 roku, kiedy pani Angela Merkel otworzyła bramy dla miliona migrantów i jaki z tego problem wyniknął dla Europy. W tej chwili ani w Niemczech, ani we Francji, ani w Szwecji, nie ma przyzwolenia na tego typu działania. My jako strażnicy wschodniej granicy UE mamy też obowiązek, by nie dopuszczać do nadużyć. Rozumiem, że można z empatią podchodzić do ludzi, którzy chcą żyć w lepszych warunkach w Europie, zamiast np. w strasznych warunkach w Syrii. Oni raczej byli uchodźcami, ale większość ludzi przy polskiej granicy to migranci, którzy zapłacili duże pieniądze, by ich przetransportować samolotami na Białoruś. To w większości młodzi mężczyźni i nie ma zgody na to, by wpuszczać ich do Polski. Jakoś trzeba ich zatrzymać. Jeśli nie zrobimy tego przy pomocy zapory, to jak inaczej? Robiąc dziesięciokrotnie większy nabór do Straży Granicznej? Nie ma zgody na to, co się dzieje na Lampedusie. Nie pozwolimy na to, by tak wyglądała sytuacja w Polsce. Nie można krytykować ludzi, którzy z narażeniem swojego zdrowia starają się zatrzymać zgodnie z prawem nielegalnych migrantów. Film Agnieszki Holland jest moim zdaniem w tym momencie pokazywany po to, żeby w jeszcze większym stopniu spolaryzować opinię publiczną – że albo się stoi po stronie zbrodniczej Straży Granicznej i PiS-u, albo się stoi po jasnej stronie mocy i jedynie słusznej partii opozycyjnej.
Pana zdaniem premiera „Zielonej granicy” celowo odbyła się teraz? Dopatruje się pan tu podtekstu politycznego?
Tak, tylko ktoś tego nie przemyślał.
Ale kto ten ruch miał zaplanować – sama reżyser, ekipa odpowiedzialna za ten film, czy ktoś ze świata polityki, na przykład reprezentujący KO?
Wątpię, żeby pani Agnieszka Holland miała takie pomysły, natomiast jej otoczenie mogło mówić, że to dobry pomysł, by to teraz zrobić. Myślę, że ktoś ze świata polityki nierozsądnie podpowiedział, moim zdaniem nawet bezrozumnie. PiS może zacząć mówić: „Totalna opozycja atakuje mundurowych”.
Tak, już tak mówi.
W moim elektoracie są również mundurowi, ja popieram ich działania. Owszem, w każdej profesji znajdują się ludzie, którzy nie powinni tam być. Uważam, że np. szefem policji nie powinna być osoba od granatnika i paru innych policjantów też uważam, że nie powinno pracować w tej służbie, ale to nie oznacza, że cała formacja jest zbrodnicza. Wojsko, policja, Straż Graniczna, straż pożarna – służą tam ludzie, którzy często narażają swoje życie dla dobra ogółu mieszkańców. Nie akceptuję wrogiej wobec nich retoryki, a niektórzy uważają, że to dobry pomysł na przywalenie oponentowi politycznemu. Moim zdaniem to pomysł chybiony i politycznie odwróci się przeciwko jego autorom.
Pojawienie się filmu „Zielona granica” w tym momencie szkodzi politycznie opozycji?
Tak, ponieważ teraz nagle pojawi się narracja, że cała opozycja jest za nielegalnymi migrantami. Otóż my nie jesteśmy.
My, czyli kto? Wypowiada się pan w imieniu PSL-u?
Oczywiście, nie mogę się wypowiadać w imieniu innych partii politycznych.
Pytam, bo nie wiem, czy wypowiada się pan jako PSL, czy jako Trzecia Droga.
Nie będę się wypowiadał w imieniu całej Trzeciej Drogi, ale jako członek PSL-u mówię, że my głosowaliśmy za zwiększeniem wydatków na obronność, za postawieniem zapory na granicy. Zwracaliśmy się nawet o to, by wzmocnić ochronę granicy środkami technicznymi, czyli perymetrią, która jest bardzo skuteczna. Nie otworzymy granic na masową migrację ludzi, których nie chcemy tu mieć. Potrzebujemy migrantów do pracy sezonowej, ich trzeba skądś sprowadzać, ale w odpowiedni sposób.
Z pana wypowiedzi wynika raczej, że jest pan krytyczny do wymowy filmu „Zielona granica”, ale politycy KO na ogół zupełnie inaczej do tego podchodzą. Donald Tusk na przykład skupia się raczej na krytyce oburzenia polityków PiS-u na ten film.
Obu dużym partiom politycznym zależy na tym, by spolaryzować scenę polityczną tak, by nie było miejsca dla żadnych innych partii. Ja reprezentuję partię zdrowego rozsądku, partię centrowo-konserwatywną. My mówimy, że nie chcemy mieć świata, w którym jest kompletna polaryzacja. Potrzebujemy rąk do pracy, potrzebujemy kontrolowanej migracji, ale robionej w sposób przemyślany, a nie w taki jak teraz. Jednak z całą pewnością nie potrzebujemy migrantów, którzy przylatują samolotami na Białoruś i stamtąd się przedzierają do naszej granicy. Takim migrantom dziękujemy, tak samo jak tym z Afryki Północnej, którzy się dostali na Lampedusę i chcieliby pójść na północ. Szczerze mowiąc oni nie chcą iść do Polski, tylko do Niemiec lub Francji, ale takich migrantów Europa nie potrzebuje.
Czy opozycja może przegrać wybory przez film „Zielona granica” i całe zamieszanie wokół niego?
Jeżeli teraz będzie taka narracja, że PiS stoi za bezpieczeństwem Polski, a część opozycji stara się zalać Polskę migrantami, to może wzrosnąć poparcie dla PiS-u i będzie się toczyła brutalna walka, która nie ma sensu. My żadnych przymusowych migrantów nie chcemy. To był błąd polityczny, że ten film został puszczony do kin przed wyborami. Po wyborach nikogo by ta sprawa nie interesowała, wtedy ten film byłby rozpatrywany w kategoriach moralnych, etycznych, religijnych itd. Natomiast w tej chwili jest rozpatrywany wyłącznie w kategoriach politycznych. Stąd ten temat przewija się w każdej audycji telewizyjnej i radiowej, którą oglądam, albo w której występuję. Z tego co słyszałem, to w tym filmie padają nawet nazwiska niektórych ministrów. To jest takie zestawienie, że Straż Graniczna to PiS, a my jestesmy ta druga strona. To jest podejście raczej propagandowe – wybierasz ciemną, albo jasną stronę mocy, my oczywiście jesteśmy po tej jasnej. Nie ma tu miejsca dla ludzi, którzy podchodzą do tego racjonalnie. Ja tutaj jestem gdzieś pośrodku – nie atakuję Straży Granicznej, nie chcę migrantów, którzy przechodzą przez zaporę. Nie akceptuję pushbacków, ale Straż Graniczna musi robić swoje. To wszystko nie jest takie zerojedynkowe.
W całej sprawie przewija się jeszcze jedna kwestia – że film „Zielona granica” otrzymał dofinansowanie w wysokości 300 tys. zł od Mazowieckiego i Warszawskiego Funduszu Filmowego, który jest finansowany m.in. ze środków samorządu województwa mazowieckiego, na którego czele stoi marszałek Adam Struzik, człowiek PSL-u. Na tej podstawie niektórzy mówią, że PSL jest zaangażowany we wsparcie filmu „Zielona granica”.
To jest oczywiście bzdura. Ten film dostał finansowanie z Mazowieckiego i Warszawskiego Funduszu Filmowego, ale marszałek Struzik współfinansował również film “Wołyń”, o którym nie można powiedzieć, że jest antypolski, współfinansował również film “Miasto’44”. Natomiast Władysław Kosiniak-Kamysz pytany wczoraj na konferencji prasowej, czy finansowałby film „Zielona granica”, odpowiedział, że nie. Ten film może dostaje nagrody międzynarodowe, ale z tego nie wynika, że on oddaje rzeczywistość dzisiejszej Polski. Widziałem tę scenę z „Zielonej granicy” ze stłuczonym termosem – to wygląda obrzydliwie, nieprawdopodobnie, skandalicznie. Moim zdaniem nic takiego nie miało miejsca, ale to wolna wola pani reżyser czy scenarzysty, żeby takie rzeczy tam puszczać.
No tak, tyle że z Agnieszka Holland podkreśla, że zdarzenia zaprezentowane w filmie faktycznie miały miejsce, łącznie ze wspomnianą przez pana sceną, i że ma to udokumentowane, na przykład w postaci anonimowych relacji imigrantów. Krótko mówiąc – ten film jest sprzedawany niemal jako dokument.
To jest albo dokument, albo film fabularny. Dawno temu współorganizowałem w Anglii premierę filmu „Shoah” Claude Lanzmanna. To film dokumentalny, który trwa ponad dziewięć godzin i opierał się na wywiadach ze świadkami. Pan Lanzmann jako reżyser powiedział grupie historyków, że wszystko, co mówili ci świadkowie, to prawda. Wtedy odezwało się mnóstwo historyków z różnych krajów, że to tak nie funkcjonuje. Każdy świadek może coś opowiadać, ale z tego jeszcze nie wynika, że to prawda historyczna. Była kłótnia w tej kwestii. Jak ktoś coś mówi o przeszłości, to nie znaczy, że wszystko co mówi jest prawdą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/663768-wywiadbartoszewski-film-zielona-granica-szkodzi-opozycji