„Mieszkam i pracuję poza Polską. Kiedy przyjeżdżam uderza mnie fala niedobrego powietrza, coś takiego jakby w zamkniętym pomieszczeniu ktoś bez przerwy puszczał bąki. Jest coś takiego, że jest duszno” - mówiła w 2013 r. w rozmowie z Radiem Zet znana reżyser Agnieszka Holland. Wypowiedź jest przypominana przy okazji premiery nowego filmu reżyser cenionej także poza naszym krajem.
Dla kogo Polska jest brzydka, wąsata, rasistowska i śmierdząca?
Czy można komentować film Agnieszki Holland, nie widząc go? Recenzować - zwłaszcza pod kątem artystycznym - na pewno nie. Można za to, na podstawie wypowiedzi reżyserki, także tych z przeszłości, wyrobić sobie opinię na temat tego, w jaki sposób postrzega nie tylko obecne władze, ale również Polskę, Polaków, a wreszcie sytuację trwającą od dwóch lat, czyli kryzys na granicy polsko-białoruskiej. A w tej ostatniej kwestii Agnieszka Holland regularnie uderza w polski rząd. To, w połączeniu z dostępnymi w sieci zwiastunami oraz fragmentami filmu, ale również - recenzjami osób, które już „Zieloną granicę” obejrzały, nieco wstępnie pokazuje, czego możemy po tej produkcji się spodziewać.
Agnieszka Holland, jak wielu przedstawicieli świata liberalno-lewicowych elit, wpisuje się w ogólną tendencję do zohydzania Polski, „zwykłych” Polaków. Widać to chociażby w wielu filmach i serialach polskich twórców - polskie miasta i wsie są obskurne, podobne jak domy i mieszkania w nich, a wreszcie - ich mieszkańcy. Tak „piękną” reklamą Wałbrzycha jest chociażby thriller Borysa Lankosza „Ciemno, prawie noc” (na podstawie skądinąd świetnej pod względem artystycznym powieści Joanny Bator o tym samym tytule). A oprócz tego, większość Polaków to nie tylko „wąsate janusze” jedzące kanapki z jajkiem w samolocie i bijące się w marketach o parę przecenionych klapek (których miłośnikiem jest zresztą również „guru” elit III RP, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”, Adam Michnik, i nie kryje się z tym nawet, gdy odbiera odznaczenie państwowe od ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego), ale również „rasiści”, „antysemici”, „homofobi”, etc., etc.. Dlaczego? Częściowo przez Kościół Katolicki, częściowo przez polskość, częściowo przez prawicę u władzy, a częściowo - „bo tak”.
Filmowcy, aktorzy, artyści czy celebryci swojej postawie wobec Polski i Polaków dają wyraz nie tylko w twórczości, ale i w publicznych wypowiedziach. Nic więc dziwnego, że przy okazji promocji filmu, który już przed premierą kinową wywoływał kontrowersje, i który - jak można wnioskować z publikowanych dotychczas w sieci fragmentów - w niezbyt korzystnym świetle przedstawia nasz kraj i jego mieszkańców, ale przede wszystkim służby mundurowe i władze - przypominane są wypowiedzi jego twórcy, a w tym przypadku - twórczyni, także te sprzed wielu lat.
„Jakby w zamkniętym pomieszczeniu ktoś bez przerwy puszczał bąki. Jest coś takiego, że jest duszno”
Agnieszka Holland, choć, jak powszechnie wiadomo, zwolenniczką Prawa i Sprawiedliwości nie jest, więc obecna sytuacja w Polsce na pewno nie do końca jej odpowiada, to nie czuła się dobrze w naszym kraju już 10 lat temu, czyli u schyłku złotej ery rządów PO-PSL, a przynajmniej pierwsza z tych partii jest z całą pewnością bliższa jej sercu niż ta obecnie rządząca.
W 2013 r. reżyser rozmawiała z Moniką Olejnik na antenie Radia Zet m.in. o Polsce. Później kontynuowała swój wywód, choć nie ograniczając się już do tak obrzydliwych przykładów.
A jak pani przyjeżdża do Polski, to nie ma wrażenia, że przyjeżdża do ciemnogrodu? Czy to za mocne?
— pytała Olejnik, która notabene dziś zachwyca się filmem „Zielona Granica” i ciska gromy na tych, którzy śmieją sugerować, że może on niezbyt wiernie oddawać prawdę o sytuacji, którą wzięła na warsztat Holland.
Nie lubię tego określenia, bo ono jest bardzo obraźliwe. Mam wrażenie, że przyjeżdżam do kraju, gdzie jest bardzo duszno. I myślę, że jednym z głównych powodów, jednym z bardzo ważnych powodów, dla których część młodych Polaków wyjeżdża z Polski, to nie jest tylko powód ekonomiczny, ale powodem jest też poczucie duszności
— stwierdziła reżyser.
To jest coś takiego, jak się jest w toksycznej rodzinie. Człowiek kocha tę rodzinę, ale czuje, że nie może się rozwinąć, nie może żyć, nie może odetchnąć pełną piersią
— dodała.
Więc wyjeżdża do innego miasta i tam zakłada swoją rodzinę
— przekonywała.
Mieszkam i pracuję poza Polską. Kiedy przyjeżdżam uderza mnie fala niedobrego powietrza, coś takiego jakby w zamkniętym pomieszczeniu ktoś bez przerwy puszczał bąki. Jest coś takiego, że jest duszno
— podkreśliła.
Z niektórych scen z filmu wynika, że może i Agnieszka Holland nie przesadza za słowem „ciemnogród” i uważa je za obraźliwe, ale - aby obrazić i przedstawić swoich rodaków, a szczególnie tych, którzy czuwają także nad jej bezpieczeństwem, w najgorszym świetle - nie musi posługiwać się słowami. Jako filmowiec ma przecież wiele innych środków wyrazu. Znacznie bardziej wyrafinowanych niż słowo „ciemnogród” czy wywody o puszczaniu bąków w zamkniętym pomieszczeniu.
CZYTAJ TAKŻE:
-Tak zwane elity nie znoszą Polaków. Śmierdzą im, źle wyglądają i powinni przepraszać, że żyją
aja/Radio Zet, X
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/663751-oto-co-holland-mysli-o-polsceprzypominamy-obrzydliwe-slowa