Nie tak miało być. Nie po to wracał z Brukseli, by znów poczuć gorycz porażki. Miało być spektakularne zwycięstwo nad „siłami ciemności”, jak nazwał lider PO obóz rządzący. Ale na razie na nic zdają się białe koszule, kampania nie idzie po myśli Donalda Tuska, a sondaże wciąż (przynajmniej na razie) nieubłaganie wskazują na wyborcze zwycięstwo PiS. Pojawił się więc nowy pomysł na kampanię. Pomysł „totalnej demolki”. Tam, gdzie pojawiają się politycy PO, tam ma dojść do draki. Czy to jest przedwyborcze spotkanie czy program publicystyczny w TVP.
Wczoraj Donald Tusk ogłosił, że politycy PO zawieszają bojkot TVP i będą pojawiać się w programach publicystycznych Telewizji Polskiej. Choć do tej pory politycy KO twierdzili, że TVP nikt nie ogląda i nie warto do niej chodzić, zmienili zdanie. Być może przypomniało im się co wydarzyło się 5 lat temu. Gdy w 2018 roku PO ogłosiła bojkot TVP, propozycję zastąpienia jej miejsca w programach publicystycznych przyjął SLD (wówczas nie było jeszcze Nowej Lewicy). Partia znajdowała się wówczas poza parlamentem i mało kto sądził, że lewica do Sejmu wróci. Jednak w wyborach parlamentarnych 2019 roku SLD zdobył ponad 12 proc. głosów, 49 mandatów i w ten sposób Sojusz wrócił do Sejmu jako trzecia siła. Żadnej partii nie udało się wcześniej wypaść z Sejmu, a później do niego wrócić. Nie twierdzę, że to wyłączna zasługa powrotu do mediów, jednak ten na pewno nie pozostał bez wpływu na wyborczy wynik.
Na miejsce ogłoszenia decyzji Donald Tusk obrał siedzibę TVP, co było oczywistą prowokacją. Podczas konferencji nie chciał odpowiadać na pytania o reset z Rosją, a dziennikarzom, przede wszystkim Michałowi Rachoniowi, groził policją i rozliczeniem po wyborach. Demolka.
Już wieczorem w programie „Minęła 20” pojawił się Michał Kołodziejczak, który startuje z list KO do Sejmu. I oczywiście polityk KO od razu zabrał się za urządzanie w studiu telewizyjnym demolki. Nie odpowiadał na pytania, za to cały czas zarzucał kłamstwo TVP i politykom Zjednoczonej Prawicy. Poza „pan kłamie”, „telewizja kłamie”, „PiS kłamie” wiele więcej nie można było od niego usłyszeć, a w studiu panował niewyobrażalny jazgot.
Demolkę próbowała też urządzić na spotkaniu europosła Patryka Jakiego posłanka Koalicji Obywatelskiej Kinga Gajewska, która chciała mówić o aferze wizowej. Patryk Jaki nie dał się jednak sprowokować i oddał jej mikrofon. Pani poseł nie zdecydowała się jednak później odpowiadać na pytania tylko uciekła ze spotkania.
Pani Gajewska uznała więc, że kolejna demolka z jej udziałem musi być bardziej spektakularna. Pani Gajewska wpadła więc na wiec premiera Morawieckiego w Otwocku. Tym razem zaopatrzyła się w megafon. Ponieważ jej manifestacja nie była zgłoszona, interweniowała policja, która panią poseł zatrzymała. Ta nie chciała pokazać poselskiej legitymacji, pewnie licząc na rozwój awantury, co jej się udało o tyle, że media liberalne już nakręcają narrację o służbach, które brutalnie napadły na posłankę. Demolka demolkę pogania.
Nie ma wątpliwości, że czeka nas teraz miesiąc (na szczęście już niecały) prowokacji i awantur. Donald Tusk i jego ludzie nie odpuszczą żadnej okazji do rozróby, by podgrzać społeczne emocje do zenitu. Ta strategia była już stosowana przez KOD i tzw. „lotne brygady opozycji”. W 2019 roku działacze jeździli po Polsce o zakłócali przedwyborcze spotkania polityków PiS. Jednak ta strategia nie zdała egzaminu. Została więc zmodyfikowana o tyle, że prowokatorami będą czołowi politycy PO.
Niestety tę totalną demolkę w wykonaniu PO trzeba widzieć jako zapowiedź tego, co czeka nas po wyborach. Podobny scenariusz Tusk szykuje nam po wyborach jeśli KO je przegra. Uliczne awantury, szarpanina, ataki z zagranicy, kwestionowanie demokratycznego rozstrzygnięcia, powstanie kolejnych wersji KOD, itd. Mało realna, że Tusk, ot tak, pogodzi się z porażką. A na to na razie wskazują sondaże.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/663326-demolka-teraz-demolka-po-wyborach