W niedzielę w mediach społecznościowych ukazał się spot, w którym minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak potwierdził, że przyjęte z PO-PSL plany obronne zakładały w przypadku ataku ze Wschodu krótką obronę, oddanie połowę Polski pod okupację rosyjską, a linię frontu przewidywano na linii Wisły. Materiał obejmuje zdjęcia dokumentów, w tym fragmentów planu użycia Sił Zbrojnych RP w ramach samodzielnej operacji obronnej, zatwierdzony przez b. szefa MON Bogdana Klicha. Wątpliwe, że bez wiedzy Tuska, bo przecież taką politykę wdrażał we wszystkich obszarach.
Uwaga, uwaga. Rząd Tuska w razie wojny był gotowy oddać połowę Polski
— mówił w spocie szef MON.
Dobrze skutki tego typu doktryny opisał generał Roman Polko: To śmierć dla mieszkańców wschodniej Polski i całkowite zniszczenie infrastruktury.
Obraz jest jednoznaczny i przerażający. Co potwierdza fakt, że maszyna kłamstwa - rozpędzona, bogata i bezwzględnie zabijająca medialnie maszyna propagandowa III RP - wymyśliła w tej sprawie zaledwie pretensję o ujawnienie kompromitującego dokumentu.
Już w 2011 roku potwierdzili na piśmie, że Polska jest rozbrojona i niezdolna do adekwatnej odpowiedzi na atak. Widzieli, bo każdy widział, alarmował o tym śp. prezydent Kaczyński, powrót rosyjskiego imperializmu, rosnące zagrożenie. Ale zamiast podnieść alarm, zacząć zbrojenia, po prostu to zaakceptowali. Więcej - właśnie na wschodzie Polski likwidowali jednostki wojskowe, otwierając korytarz do serca kraju. I w tej akceptacji trwają do dzisiaj, czego dowodem wściekłe napaści na program odbudowy polskiej siły militarnej realizowany przez obóz polityczny premiera Jarosława Kaczyńskiego.
Warto postawił pytanie: co miało nastąpić dalej? Załóżmy, że Polska w 2015 roku nie zmienia kursu i nie zaczyna się zbroić, proces likwidacji państwa nie zostaje zatrzymany. Rosja napada na Ukrainę w roku 2022 albo wcześniej. Pozbawiony pomocy Kijów, przy cynicznym milczeniu Berlina, upada. Rozgrzana żądzą panowania nad naszym regionem Rosja rusza dalej. Używając jakiejś prowokacji, może rozwijając wojnę hybrydową zastosowaną przez Łukaszenkę, rusza dalej.
Platformerski plan zostaje zrealizowany. Warszawa staje się miastem frontowym. Z praskiej strony trwa ostrzał. Rozpoczyna się okupacja polskich wsi i miast - część z nich czeka los Buczy, innych Mariupola. Świat jest przerażony. Mamy NATO, artykuł 5. Traktatów Waszyngtońskich ale Rosjanie weszli tak szybko, że proces zbierania sił się dopiero rozpoczyna. Amerykanie są gotowi, by dotrzymać zobowiązań. Ale w Berlinie i Paryżu panują inne nastroje. Wizja III Wojny Światowej przeraża społeczeństwa, swoje robią też rosyjska agentura i propaganda.
Szybko słyszymy zatem kluczowe słowo: „deeskalacja”. Mnożą się wezwania do rozmów, zatrzymania walk, owej „deeskalacji”. Powtarzają się analizy i wnioski: Rosja jest za silna, stawka - niepodległa Polska - nie warta światowej pożogi. Zwłaszcza, że zrobiono wiele, by wizerunek kraju zohydzić, na półkach wciąż stoją książki o rzekomym nierozliczeniu się Polaków z (niemieckimi) zbrodniami w czasie II Wojny Światowej. Czy za taki kraj warto umierać?
Debaty trwają. Komisja Europejska szuka sposobów „deeskalacji”. Mijają kolejne tygodnie. front się stabilizuje, świat się przyzwyczaja. Rosja chce rozmawiać, Putin deklaruje dobrą wolę. Może skorzystać? Kanclerz Niemiec zapewnia, że zachodnia część Polski może liczyć na wsparcie i opiekę. Donald Tusk dziękuje.
Polska po prawej stronie Wisły zostaje w łapach Rosjan, nad lewą trzymają kontrolę Niemcy.
Realizuje się scenariusz V rozbioru Polski.
Tak mogło być. Tak miało być?
Zarzut zdrady narodowej często fruwa w powietrzu. Ale w tej sprawie jest uzasadniony.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/663111-zarzut-zdrady-narodowej-w-tej-sprawie-jest-uzasadniony