Wiza za zniżkę w ukraińskiej restauracji lub za rabat na zakup samochodu? Tysiące wiz wciskanych dla niesprawdzonych przybyszów ze wschodu? To tylko niewielki odprysk nieprawidłowości, do których dochodziło w MSZ i polskich placówkach konsularnych za czasów rządu Donalda Tuska. Tymczasem totalna opozycja usilnie lansuje tezę o „wielkim” przekręcie wizowym. Na podstawie zmanipulowanych danych, zachowując zupełną głuchotę wobec informacji przekazywanych przez służby i prokuraturę, Donald Tusk, próbuje przedstawić obraz chaosu i zniszczenia elementów kontrolnych.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Mocny spot Morawieckiego! Premier punktuje Tuska: „Naprawdę pan myśli, że uda się panu to oszustwo?”. Odniósł się również do sprawy wiz
Warto jednak sprawdzić jak wyglądała sytuacja w tej kwestii w latach 2009 - 2014. Okazuje się, że normą były wtedy przekręty wizowe, szczególnie na kierunku ukraińskim. W tych latach Polska nie była atrakcyjna dla mieszkańcy Indii, czy Azji oraz Afryki. Inaczej ta sprawa wyglądała dla Ukraińców. Poszczególni urzędnicy szybko odpowiedzieli na korupcyjne zakusy. Rozpoczął się przestępczy proceder na ogromną skalę.
Na „turystę”
Jedno z ogromnych śledztw ruszyło w styczniu 2012 roku. To wtedy były już Wydział ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach prowadził postępowanie dotyczące nielegalnej imigracji obywateli przedstawiających się jako Ukraińcy. Przestępczy proceder polegał na poświadczaniu nieprawdy przez firmy turystyczne, które potwierdzały rezerwację hotelową oraz opłacenie usługi hotelarskiej dla obywateli Ukrainy. Dokumenty trafiały na Ukrainę, ale tylko po to, by kolejne podmioty przedstawiały je w konsulatach we Lwowie i Łucku. Stwierdzano, że to materiały „uzupełniające” do aplikacji wizowych składanych przez zainteresowanych Ukraińców. Szybko wydawano na ich podstawie wizy typu Schengen.
Pod przykryciem
Kto z nich korzystał? Właściwie nikt do końca nie wie. Skala była ogromna i dotyczyła nawet kilku tysięcy imigrantów z Ukrainy. Mogli się wśród nich znajdować rosyjscy szpiedzy lub osoby, które jedynie podawały się za obywateli Ukrainy. Tylko jedna z oskarżonych osób mogła się pochwalić sprowadzeniem do strefy Schengen nawet 745 cudzoziemców. Inny mężczyzna nakłaniał pracownika MSZ do przemytu papierosów. Sprawa została zakończona wyrokiem prawomocnym. Okazało się, że kierownik Konsulatu Generalnego RP w Łucku wwiózł do Polski nawet dwa tysiące sztuk papierosów. Oczywiście zawsze z paszportem dyplomatycznym w dłoni i w samochodzie z dyplomatycznymi „blachami”. Przedstawiono mu zarzut przekroczenia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowych. Ostatecznie sprawę umorzono.
Wiza z knajpy
W innym wątku tej sprawy ustalono że Kierownik Wydziału Ruchu Osobowego Konsulatu Generalnego w Łucku, który był uprawniony do wydawania wiz Schengen, tak łamał procedury, że wpuścił do unijnej strefy przynajmniej 312 Ukraińców. Ciekawe są okoliczności tej sprawy i kulisy procederu. Otóż urzędnik konsulatu nawiązał przyjacielskie stosunki z właścicielem budynku, w którym znajdowała się polska placówka dyplomatyczna. Właściciel, rzutki biznesmen był jednocześnie restauratorem i dilerem amerykańskich samochodów używanych. Tak w restauracji, jak i na placu z samochodami, pracownicy polskiego konsulatu chętnie korzystali ze zniżek. Za co? Za przychylność przy wydawaniu wiz. Interes kręcił się tak dobrze, że jeden z urzędników zlecał swoim podwładnym pozostawanie w pracy po godzinach. Wszystko po to, by ci sami opracowywali wnioski wizowe, które trafiły do niego „z ulicy”. Przynosił je codziennie rano do pracy. Dziennie było ich nawet kilkadziesiąt. Oczywiście nikt tych wniosków szczególnie nie weryfikował. „Skoro szef przynosi wnioski, to trzeba się nimi szybko zająć” - taką dewizę prezentowali konsularni urzędnicy.
Ten sam „szef”, który wnosił wioski do konsulatu, wydawał jednocześnie zgody na wydanie wiz. Tu nadal działała zasada, by zgody nie trafiały do „okienka”, ale wprost do kierownika, który wizy wydawał! Jednocześnie naciskał na swoich podwładnych, by ci pomijali błędy w dokumentach wizowych. Poraża skala zaniedbań. Petenci nie składali wniosków osobiście, wizy wydawane były ekspresowo, a ten tryb zarezerwowany jest dla szczególnych sytuacji. To jednak nie koniec. Złamano zasadę obowiązkowej weryfikacji dokumentów! Sprawa urzędnika wciąż toczy się przed sądem i dotyczy ponad 300 wiz, ale sprawa może dotyczyć nawet kilku tysięcy wniosków.
Francuzi się wściekli
Bezczelność części przekrętów dyplomatycznej ekipy Tuska i Sikorskiego wzbudzała zdenerwowanie i zdumienie także zagranicznych partnerów. Tak stało się w 2012 roku, gdy francuski konsulat w Łucku pytał o grupę Ukraińców, którzy dostali się do Francji dzięki wsparciu polskich urzędników konsularnych. Francuzi wskazali, że wizy z polskiego konsulatu zostały naklejone w paszportach na pieczęciach odmownych!
Szybko umorzyć!
Inny przekręt dotyczył polskiego konsulatu we Lwowie i Łucku z roku 2009. Dotyczył on przyjmowania korzyści majątkowych przez polskiego konsula. Szokuje skala tej sprawy. Do polskich konsulatów we Lwowie i Łucku trafiało wtedy 2700 wniosków wizowych dziennie. Co ciekawe sprawę umorzono już w maju 2011 roku. Ciekawe są okoliczności tej decyzji. Ustalono, że decyzja o umorzeniu jest bezzasadna, gdyż pominięto zeznania ważnych świadków i nie sprawdzono oświadczeń majątkowych konsulów i pominięto zalecenia Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Sprawą zajęto się na nowo po 2015 roku.
To jedynie wycinek, potwierdzony jawnymi postępowaniami prokuratorskimi i sądowymi, tego co działo się w polskich placówkach konsularnych i w MSZ, w czasach, gdy resortem kierowali zaufani ludzie Donalda Tuska i ówczesnej koalicji. Dziś ci sami politycy opowiadają bajki o rzekomych setkach tysięcy nielegalnych imigrantów w Polsce i „wielkim przekręcie korupcyjnym”.
WB
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/662708-ujawniamy-ogromna-skala-przekretow-wizowych-z-czasow-tuska