Ten artykuł winna uważnie przeczytać nasza opozycja. Po to, by tą drogą pójść po rozum do głowy. „W Polsce doszło do realnej zmiany wrażliwości oraz postrzegania Europy” - przekonuje w swoim artykule publicysta Rafał Woś. I nie kryje, że ewidentną winę za to drugie ponosi establishmentowy obóz antyPiSu.
W tekście na portalu Interii.pl pod wiele mówiącym tytułem „Jak Bruksela i Berlin PiS-owi wybory wygrały” Woś klarownie wyjaśnia, jak elity europejskie - „z uporem eskalując krucjatę przeciwko PiS-owskiej Polsce” zniechęciły Polaków nie tylko do polskiej opozycji, ale przede wszystkim do idei zjednoczonej Europy. Zjednoczonej jednak nie wokół idei jej założycieli Konrada Adenauera, Alcide de Gasperiego i Roberta Shumana, ale przymusowo jednoczonej przez Brukselę, Berlin wokół idei nowych, lewicowo-liberalnych.
Gdzie zapadają decyzje dotyczące Polski?
Jeśli spytacie nawet umiarkowanego sympatyka obecnej władzy o to, co jest stawką w tych wyborach, […] to spojrzy na was jak na wariata. Jak to co? - powtórzy pytanie z niedowierzaniem. Przecież to jasne jak słońce, że stawką w tych wyborach jest faktyczna suwerenność Polski
— rozpoczyna swoje rozważanie Rafał Woś wyjaśniając, że chodzi o odpowiedź na zasadnicze pytanie: gdzie zapadają podejmuje kluczowe decyzje dotyczące przyszłości Polek i Polaków.
Zadaniem autora odpowiedź zależy od tego, czy zapytamy o to „antyPiSowca starej daty”, czy „omotanych przez PiS Polaków-zombiaków”. Pewnym faktom jednak nie da się zaprzeczyć.
To bardzo konkretne ruchy, które liberalny unijny establishment podjął przeciwko PiSowskiej Polsce
— nie ukrywa Woś przyznając, że jeśli nawet ktoś je uzna za słuszne i potrzebne, to „można czytać je również jako posunięcia faktycznie kwestionujące polską suwerenność oraz demokratyczne wybory obywateli”.
Także za za rodzaj mobbingu, bullyingu, zastraszania i szykan, którym poddawana jest od paru lat na arenie europejskiej Polska. To nie było przecież jedno albo dwa odosobnione zdarzenia. Zwłaszcza od ostatnich wyborów do europarlamentu i powołania Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen mamy raczej do czynienia ze skoordynowaną akcją
— dodaje.
Unijny establishment postanowił dać nielubianej PiSowskiej Polsce nauczkę
Unijny establishment (z błogosławieństwem najważniejszych liberalnych stolic, w tym Berlina) postanowił dać wreszcie nielubianej PiSowskiej Polsce nauczkę. Za co? Za całokształt. I za to, że ma inne zdanie w kluczowych kwestiach (polityka klimatyczna, bezpieczeństwo energetyczne). I za to, że Polska pod rządami PiS jest inna: prawicowa, narodowa, katolicka, konserwatywna. I że ich w związku z tym liberalne elity europejskie „jakoś tak dziwnie nie lubią”
— nie oszczędza elit europejskich red. Woś podając wiele przykładów (wpychanie Polsce do gardła pakietu Fit For 55, aresztowanie środków na KPO, ingerencja TSUE w funkcjonowanie polskiego bezpieczeństwa energetycznego…) na nękanie Polski przez instytucje unijne.
W kolekcji narzędzi nękania „nielubianej PiSowskiej Polski” znalazło się także „otwarte wspieranie przez wpływowych przedstawicieli euroestablishmentu antyPiSowskiej strony sporu politycznego w Polsce”, a rodzima opozycja chętnie zgodziła się na to dla swoich partykularnych celów i interesów, „bo trzeba zrobić wszystko, by PiS zagłodzić, osłabić, otoczyć zaporą ogniową, zniszczyć i obalić. I tak dalej”.
Zmiana postrzegania Europy
Wprowadzanie przez „elity europejskie” nie tylko w Polsce nowej inżynierii społecznej oraz wspomaganie na różne sposoby przez te „elity” polskiej opozycji ma jednak także swoje skutki.
A w Polsce doszło do realnej zmiany wrażliwości oraz postrzegania Europy. Ze sceny schodzi lub zaczyna schodzić generacja, dla której Unia to był powrót do wyśnionego Edenu. Zastępują ich ludzie, którzy Europę znają od podszewki. Wiedzą o jej blaskach, ale także o cieniach. I chcą równego traktowania. Nie widzą też powodu, dla którego mieliby być wiecznie pouczani przez establishment z Brukseli, Berlina czy skądkolwiek. Zwłaszcza taki establishment, który nie bardzo radzi sobie z rozwiązywaniem własnych problemów. Ani gospodarczych, ani społecznych, ani energetycznych. I sam ma u siebie problemy z podgryzającymi ich antyliberalnymi populistami
— pisze Rafał Woś
„Czemu chcecie się mieszać w nasze sprawy’?
Ta nowa Polska jest pyskata. I nie chce siedzieć cicho. Mówi dziś Unii miej więcej tak: no dobrze, powiadacie, że Europa to klub wspólnych wartości? Świetnie! Jesteśmy za. Ale czemu - u licha - to mają być tylko wasze wartości? Może czas, byśmy na równi z wami wspólnie zdecydowali o wartościach tego klubu? Nie chcecie tego? Boicie się? Ok. Ale w takim razie czemu - do diaska - chcecie się mieszać w nasze sprawy? I decydować, który rząd wybrany przez Polki i Polaków jest demokratyczny? W imię jakich racji macie mieć decydujący głos w sprawie kształtu naszego sądownictwa, wieku emerytalnego albo polityki energetycznej?
— dodaje. I pyta:
Twierdzicie, że to wynika z traktatów? A których konkretnie? I może to wreszcie sprawdzimy, bo coś nam się wydaje, że sobie - pod pozorem dbałości o Europę - uzurpujecie wiele praw i kompetencji!
Swoje rozważenie publicysta kończy prostą konstatacją, że o ile elektorat opozycji tych wszystkich faktów i zależności postanowił nie dostrzegać, to nie dotyczy to elektoratu PiS.
W tej kampanii PiS zaczął wyrażać to przekonanie (o uzurpowaniu sobie przez UE nienależnych jej praw i kompetencji – przyp. red). A unijna krucjata tylko ten proces przyspieszyła. Pomagając partii Kaczyńskiego - nieco zagubionej po ośmiu latach rządów - złapać w żagle nowe wiatry i wyznaczyć sobie nowe duże cele
— konstatuje.
rdm/wydarzenia.interia.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/662655-wos-o-tym-jak-bruksela-i-berlin-pis-owi-wybory-wygraly