Maciej Kisilowski i Anna Wojciuk 13 września 2023 r. w „Gazecie Wyborczej” postanowili postawić na sztorc sflaczałego ducha opozycji. Nie mogli patrzeć na szerzący się defetyzm, na beznadzieję i pesymizm. Dlatego obwieścili, że „z Kaczyńskim wciąż można wygrać, minusy podziałów da się zniwelować, a niepokojący trend wzrostu sondażowego PiS-u odwrócić”. Wprawdzie piorun od tego w opozycję nie strzelił, ale rady Kisilowskiego i Wojciuk niektórym pomieszały w głowach i zaczęli wystawiać Rafała Trzaskowskiego jako kandydata na premiera. Zamiast Donalda Tuska zaczęli to robić, gdyż on sam jeszcze nie dojrzał.
Maciej Kisilowski znany jest z tego, że za granicą robi Polsce „koło pióra”, np. w „Foreign Policy” (w styczniu 2016 r. razem z Brucem Ackermanem). Żądał, aby administracja Baracka Obamy nie zgodziła się na szczyt NATO w Polsce, a gdyby miał się on odbyć, to prezydent USA powinien go zbojkotować. „Gazeta Wyborcza” dumnie przedstawia go jako „profesora prawa i strategii na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Wiedniu”. Ten koryfeusz nauki sorosowskiej ma na koncie kuriozalne teksty w organie Michnika (czyli też Sorosa). Anna Wojciuk także jest wielce uczona – jako dr hab. na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW, a także globtroterka w kilku uczelniach w USA, Danii czy Hiszpanii.
Kiedy komuna formalnie wyzionęła ducha George Soros uszczęśliwił Budapeszt (skąd pochodzi) i całą Europę Środkową Uniwersytetem Środkowoeuropejskim. Owa uczelnia miała podjąć w Środkowej Europie dzieło nowego oświecenia. Soros uprawiał w Budapeszcie oświeceniową orkę przez prawie 40 lat, ale w końcu nie wytrzymał tego Viktor Orban i przegonił towarzystwo do Wiednia. Częścią tego towarzystwa jest Maciej Kisilowski.
Państwo Kisilowski i Wojciuk nie mogli już patrzeć na nędzę prezentowaną przez opozycję, ale przecież nie będą dobijać koni. Dlatego do totalnego zwisu i mizantropii opozycji postanowili wnieść coś konstruktywnego, co nazwali „odważnym ruchem”. Ów ruch ma ze zdołowanych przegrywów uczynić zwycięzców. Dlatego język cioci i wujka dobra rada jest pełen patosu i optymizmu: [chodzi o] „przedstawienie atrakcyjnego, kompetentnego, gotowego do rządzenia koalicyjnego gabinetu. Z nazwiskami, które zainspirują, a przede wszystkim przekonają nieprzekonanych wyborców środka”. Tylko środka? I tylko nieprzekonanych? „Atrakcyjny gabinet” (30 lat temu był Atrakcyjny Kazimierz) powinien porwać wszystkich, nawet niemowlaki.
Nauka sorosowska odkryła i obwieściła światu, że „w Polsce PiS (…) są częściowo wolne wybory, a partia rządząca ma w nich ogromną, nieuczciwą przewagę”. Ale ponieważ nauka sorosowska stara się „zrozumieć mechanizmy funkcjonowania takich ustrojów”, nie wywiesza białej flagi, lecz leje optymizm w kieszenie opozycji. W świetle badań nauki sorosowskiej „zwyżka partii rządzącej na ostatniej prostej kampanii nie jest zaskoczeniem, a prawidłowością”. Opozycja już była bliska zalegnięcia w jakimś barłogu z flaszką pocieszycielką u boku, a tu okazało się, że jest światełko (nawet gdyby chodziło o pojedynczy foton).
Kochana opozycjo – apelują przedstawiciele nauki sorosowskiej – nie jesteście tak beznadziejni, jak sami o sobie sądzicie. Po prostu nie bierzecie „wciąż dość poważnie pod uwagę faktu, że obecna kampania nie odbywa się w warunkach demokratycznych, tylko już quasi-autorytarnych”. Już chcieliście się zalewać jakimiś płynami, a wystarczy asertywnie uznać, że „to autorytarne otoczenie, a nie błędy opozycji, dają władzy przewagę na ostatniej prostej”. Nauka sorosowska oferuje nawet większy optymizm niż marksizm-leninizm. On kazał walczyć, sorosizm nakazuje tylko znaleźć odpowiednie usprawiedliwienie.
Nie ma takiej możliwości, żeby opozycja miała niskie notowania z powodu swej niezgułowatości, intelektualnej próżni, lenistwa czy demoralizacji. Władza ma po prostu wszystko, a ponadto zastrasza ludzi. A jak nauce sorosowskiej wiadomo, „ludzie przestraszeni zagłosują na obecną władzę, nawet jak mają jej serdecznie dosyć, bo alternatywa wydaje się dla nich bardziej niebezpieczna i niepewna”. Jak niebezpieczna? Kto -Tusk? No, w 2015 r. władza w postaci PO i PSL też miała wszystko, a przy urnie wyszła z tego duża małość czy jakoś tak.
Najważniejsze, co nauka sorosowska odkryła i zaraz pospieszyła z tym pod strzechy, to perfidia rządzących. Tak owinęli sobie wokół palca społeczeństwo, że przestało wiedzieć, co to „dobra władza”, „dobry rząd”. Nie to, że zapomnieli, jak wspaniałe były rządy Tuska i Kopacz. Obecna władza pomieszała im w głowach tak bardzo, że dobrowolnie „zaczynają samą koncepcję władzy widzieć w mniej demokratyczny, a bardziej autorytarny sposób: jako ‘sprawczość’ czy ‘decyzyjność’”. Nie, że jak PiS coś obiecał, to zrealizował, dlatego jest traktowany jak „sprawczy” i „decyzyjny”. On po prostu stosuje „brutalne rozwiązania”, takie jak np. płot na granicy z Białorusią.
Naród polski daje się tumanić, że zapora chroni, a ona tylko przeszkadza zwierzątkom oraz tym wszystkim profesorom i wrażliwym intelektualistom, którzy wraz z delikatnymi kobietami, kruchymi dziatkami i kotem, który przemierzył kilka tysięcy kilometrów pomylili drogę sądząc, że udają się na konferencję naukową w Mińsku, jednym z najsilniejszych ośrodków naukowych na świecie, a wylądowali gdzieś w puszczy. Wszystko to wszechstronnie zbadała i w wybitnej pracy naukowej pt. „Zielona granica” precyzyjnie opisała prof. Agnieszka Holland.
Nauka sorosowska zbadała i dowiodła, że „pomysł przedstawienia jeszcze przed wyborami mocnego, inspirującego przyszłego rządu opozycji może (…) osłabić (…) trendy napędzające zwyżkę poparcia dla władzy”. „Mocny i inspirujący” – wiadomo, jak wskoczyć, to od razu na konia trojańskiego. A wtedy „nowy minister gospodarki byłby w stanie rozjechać, nie tylko argumentami, ale przede wszystkim swoim CV, prorynkowego teoretyka Sławomira Mentzena i przyciągnąć wyborców Konfederacji (a po wyborach być może koniecznych do uzyskania większości posłów Konfederacji)”. Nie szkodzi, że w strukturze rządu nie ma obecnie ministra gospodarki, ale wystarczy chwila, żeby go powołać. Nauka sorosowska błyskotliwe odkryła, że jak się „rozjedzie” Mentzena, to wdzięczny lud konfederacji zaraz przeniesie swoje głosy na rozjeżdżającego. Od razu widać wyższość nad marksizmem-leninizmem, choć to ten sam korzeń.
„Nowy minister edukacji powinien uspokoić obawy konserwatystów, że po latach unaradawiania szkół strona progresywna przystąpi do odgórnej zemsty, narzucając konserwatywnym rodzicom nieakceptowane przez nich wartości” – objawiła nauka sorosowska. Żadnej zemsty? Toż Michał Szczerba, Dariusz Joński, Kamila Gasiuk-Pihowicz czy Bartosz Arłukowicz gotowi się pochlastać. Właśnie ma być zemsta. I żadnego obcyndalania się w polityce zagranicznej. Co to znaczy, że „nowy minister spraw zagranicznych musi skutecznie rozwiać napędzane przez władze strachy przed jakimkolwiek ‘resetem’ w relacjach z Rosją”. Po co ma rozwiewać? Reset był słuszny. A teraz są inne czasy. Politycy nie są od tego, żeby przewidywać. Nic nie rozwiewać, tylko powołać Radosława Sikorskiego.
Nauka sorosowska wyraźnie przesadza z miłością. Po co „niwelować efekty lat rządowej propagandy o rzekomej słabości opozycji w kwestiach obrony kraju”, skoro wystarczy powiedzieć, że żadnej słabości nie było. A już pomysł „powołania uznanego emerytowanego generała na ministra obrony narodowej” jest genialny i wyraźnie skrojony pod nowego Clausewitza, czyli Mirosława Różańskiego. To człowiek bardzo uznany, szczególnie po tym, jak na imprezie Jerzego Owsiaka udowodnił, że potrafi dowodzić w sposób absolutnie nieczytelny dla wszelkich wrogów – niby podrygując do skocznej muzyki, a w istocie przekazując tajne rozkazy.
Pomysł „wspólnego przedstawienia nowego rządu przez liderów wszystkich czterech środowisk tworzących demokratyczną opozycję (KO, Lewicy, PSL-u i Polski 2050) – zaprezentuje obraz radykalnie odbiegający od dotychczasowych przepychanek i kłótni”. On, ten pomysł, jest wręcz genialny. Po pierwsze będzie na 200 proc. zrealizowany w pierwotnej formie, czyli absolutnie nic się nie zmieni. Po drugie, nie będzie najmniejszego niezadowolenia, że ktoś się pcha, ktoś inny dostał ochłap, a jeszcze inny będzie rozpowiadał, że to wszystko lipa. Nie ma mowy przy takim poziomie moralności, poczuciu obowiązku oraz poczuciu godności i honoru.
Tylko jakiś wredny pisowiec może jątrzyć, że to przepis na totalną wojnę wszystkich ze wszystkimi. Mowy nie ma, skoro sam Donald Tusk „ciągle pracuje! Wszystkiego przypilnuje i jeszcze inni, niektórzy, wtykają mu szpilki. To nie ludzie – to wilki!”. Będzie miłość, więc każda z mniejszych partii mogłaby spędzić ostatnie tygodnie kampanii na promocji ‘swoich’ ministrów i ich propozycji programowych”. Jest tak pięknie, że można się zalać łzami ze wzruszenia. I na tym trzeba skończyć, bowiem łzy wzruszenia zalały mi klawiaturę i kapią na dywan. Czuuuwaaaj!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/662561-nauka-sorosowska-ma-recepte-na-sukces-opozycji