„PiS wpuścił ćwierć miliona migrantów do kraju” — to słowa lidera głównej partii opozycyjnej, Donalda Tuska. O wizach wydawanych przez internet mówił Jan Grabiec, a Tomasz Grodzki, w materiale „Faktów” z 8 września posunął się jeszcze dalej.
Biedni ludzie którzy płacili ludziom Łukaszenki 15 tys. i ginęli na bagnach okazali się mniej sprytni od tych, którzy płacili 5 tys. i szli do skorumpowanego urzędnika
— powiedział TVN marszałek Senatu.
Wszytko to nieprawda. Skala manipulacji i przekłamań, wynikających w najlepszym wypadku z niezrozumienia przepisów, które sami politycy stanowią, a w najgorszym z chęci celowego wprowadzania Polaków w błąd. Czyli kłamstwa, oszustwa w kampanii wyborczej.
Żeby zrozumieć dlaczego zewnętrzne firmy mogły zajmować się bukowaniem spotkań w polskich konsulatach, a nierzadko także przyjmowaniem wniosków i skompletowanych dokumentów, należy sobie wyobrazić, że tak, jak pod konsulatem amerykańskim w Polsce przez lata stały kolejki po wizy do USA, tak teraz pod wieloma polskimi konsulatami stoją kolejki np. Hindusów, którzy chcą uzyskać wizę do Polski.
Dlatego, żeby przyjąć i co istotne, rozpatrzeć każdy wniosek, a dopiero potem decydować, urzędy konsularne posiłkują się usługami firm zewnętrznych. To dozwolone, zgodne z prawem i zapisane w kodeksie wizowym Schengen.
Dostępność wizyt w konsulatach również jest uzależniona od liczby osób, które zalogują się w systemie umawiania wizyt, tak przez internet, ale na spotkanie przychodzą tylko osobiście. Jedynie w wyjątkowych przypadkach konsul może odstąpić od wymogu osobistego stawiennictwa w urzędzie. Zawsze sprawdza tożsamość cudzoziemca starającego się do Polski wjechać. Do tego, przy wizycie pobiera się odciski palców danej osoby.
To, że mogło dochodzić do nieprawidłowości przy zamawianiu wizyt u usługodawców zewnętrznych jest niezgodne z prawem, ale nie odpowiada za to polski urzędnik.
Dalej, decyzję o przyznaniu bądź nie wizy, podejmuje konsul po rozpatrzeniu dokumentów. Do wniosku załącza się już przyznane zezwolenie na pracę w Polsce. Konsul takich zezwoleń nie wydaje. Do tego dołącza się ubezpieczenie zdrowotne na cały okres wyjazdu, bilety lotnicze, kontrakt, umowę najmu mieszkania, etc., analogicznie do celów podróży.
Nie ma żadnego powodu, by nie wydać wizy do Polski cudzoziemcowi, który nie tylko chce, ale i ma dowody, że będzie w Polsce legalnie pracował. To nie są ci sami ludzie, którzy szturmują granicę i jadą po zasiłki socjalne na zachód.
Upraszczanie tematu szkodzi wizerunkowi Polski w świecie. Komu pomaga?
Jest celowym zabiegiem w kampanii wyborczej. Zastanawiające jednak dlaczego używa go główna siła opozycyjna w Polsce, kiedy to ona popierała przymusową relokację uchodźców ustami premier Ewy Kopacz.
Dopiero kiedy kryzys migracyjny przedarł się i do Polski przez białoruską granicę, w uszach polityków opozycji zawył alarm. To nie była jednak refleksja. To zwykła chęć podniesienia słabnących notowań, kiedy stratedzy zauważyli, że Polacy w większości sprzeciwiają się nielegalnej migracji. I mają rację. Sami doskonale znają trud ciężkiej pracy, emigracji, kolejek po wizy i tego, jak ciężko jest wyjechać, zakasać rękawy i pracować. Takim ludziom należy się szacunek.
Ale to nie jest ta sama grupa, która, jak masowo w Niemczech, deklaruje, że nie nauczy się języka, nie podejmie pracy i nie asymiluje się tworząc getta w obcym kraju. I nie wjeżdża do kraju przedzierając się przez płot do lasu, a najpierw gromadzi potrzebne dokumenty.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/662325-skorumpowany-urzednik-wizy-w-sieci-klamstwa-politykow