Choć film Agnieszki Holland „Zielona granica” nie jest jeszcze powszechnie dostępny, zdążył już wywołać silne emocje - zapewne w dużej mierze za sprawą sposobu, w jaki reżyserka komentuje sytuację na granicy polsko-białoruskiej. Wiele mówi też fakt, że oprócz zachodnich filmoznawców, dziennikarzy i krytyków, produkcją zachwyciła się białoruska propaganda. Mimo to Wojciech Maziarski na łamach „Gazety Wyborczej” okrzyknął nowe dzieło Holland „znakiem epoki” na miarę „Dziadów” Dejmka z 1968 r., a wszystkich tych, którzy ośmielają się krytykować reżyser za manipulacje ws. sytuacji na granicy (co każe przypuszczać, że również film nie jest w tej kwestii szczególnie rzetelny) postawił na równi z Gomułką.
Film Holland doceniony m.in. w Wenecji i… Mińsku
Film Agnieszki Holland „Zielona Granica” miał swoją premierę na festiwalu filmowym w Wenecji, lecz na razie nie jest dziełem dostępnym dla „przeciętnego zjadacza chleba”. Mimo to już recenzje dziennikarzy, krytyków i filmowców (zwłaszcza tych zagranicznych), którzy widzieli produkcję, pokazują, jaki obraz polskiego państwa poszedł w świat za sprawą wybitnej reżyserki, która, delikatnie mówiąc, nie pała wielką miłością do rządu Prawa i Sprawiedliwości, a co więcej - ma skrajnie emocjonalny stosunek do sytuacji na granicy polsko-białoruskiej i niejednokrotnie dopuszcza się w tej kwestii manipulacji, (chociażby stawiając na równi polski rząd z Łukaszenką i Putinem, mimo iż wie, że to dwaj wschodni dyktatorzy sztucznie generują kryzys migracyjny, uderzając w ten sposób nie tylko w nasz kraj, ale i całą UE. Inna manipulacja w wykonaniu Holland to notoryczne określanie osób ściąganych do Europy przez białoruskiego dyktatora i rosyjskiego zbrodniarza wojennego jako „uchodźców” - a już samo to słowo budzi bardzo konkretne skojarzenia).
Kiedy ktokolwiek odważy się skrytykować Holland za „Zieloną Granicę”, pierwszym argumentem jest to, że filmu zapewne jeszcze nie widział, więc nie powinien się wypowiadać, a drugim - że dzieło zostało docenione przez zagranicznych krytyków. Czy jednak ci zachwyceni filmem Holland aby na pewno znają prawdę o sytuacji na granicy?
„Gazeta Wyborcza” od co najmniej tygodnia pieje z zachwytu w związku z nagrodą dla filmu Holland. Wojciech Maziarski idzie jeszcze dalej, bo film, którego tak naprawdę nie mógł zobaczyć jeszcze nikt oprócz osób, które widziały go w Wenecji, zdążył okrzyknąć już „znakiem epoki” i porównać do „Dziadów” Dejmka z 1968 r.
„Nagroda dla Agnieszki Holland ukazuje bezsiłę dyktatury ciemniaków” - obwieszcza na łamach „GW” Wojciech Maziarski. Pytanie, czy reżim Łukaszenki nie jest w oczach dziennikarza „dyktaturą ciemniaków”, ponieważ propagandowe media białoruskie są zachwycone „Zieloną granicą”, o czym informował wczoraj na Twitterze Stanisław Żaryn, pełnomocnik rządu ds. Bezpieczeństwa Przestrzeni Informacyjnej Rzeczypospolitej Polskiej.
Nagroda specjalna w Wenecji dla „Zielonej granicy” Agnieszki Holland ukazuje bezsilność obozu władzy. W kampanii nienawiści wobec wybitnej polskiej reżyserki uczestniczą nie tylko najemne sługi reżimu – osobiście włączyli się w nią także politycy najwyższego szczebla. Zniesławiają, obrażają, opluwają autorkę, a wraz z nią całą patriotyczną polską inteligencję
— grzmi Maziarski.
Trudno powiedzieć, aby reżyser, która jeszcze do niedawna mówiła o Polsce, że czuje się tu, „jakby ktoś w zamkniętym pomieszczeniu bez przerwy” robił coś, czego dokładne określenie mogłoby zniesmaczyć co wrażliwszych czytelników, mogła zaliczać się czy to do patriotów, czy do inteligencji. Podobnie jak jedna z „gwiazd” nowego filmu Holland, przedstawiciel znanego klanu aktorskiego, określający swego czasu Polskę jako „ropiejący wrzód” na samym środku tylnej części ciała Europy, nie lubi „wycierania sobie gęby powstańcami i wyklętymi”, za to lubi mieć „tu polew”. To dość osobliwe wyrazy miłości do ojczyzny.
Film Holland święci triumfy. Już stał się znakiem epoki jak „Dziady” Dejmka w 1968 roku. Młodzież będzie o nim czytać w szkolnych podręcznikach
— brnie dalej Maziarski. W tekście odnosi się do bardzo dosadnego komentarza ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Według dziennikarza „GW”, słowa szefa MS były „haniebne” i choć oburzyło go porównanie Holland do propagandystów niemieckiej III Rzeszy, nie przeszkodziło mu to w porównaniu wypowiedzi Ziobry do „pamiętnych wystąpień towarzysza Gomułki, który w bezsilnej wściekłości obrzucał polskich twórców obelgami”.
CZYTAJ TAKŻE:
Od Konwickiego do Staszewskiego
Maziarski w całym tekście bawi się zresztą w dość egzotyczne porównania.
Książki Tadeusza Konwickiego są dziś lekturą szkolną, a dzieła Władysława Machejka porastają kurzem w otchłaniach Biblioteki Narodowej. „Zielona granica” Agnieszki Holland odnosi sukcesy w świecie, a o filmie „Smoleńsk”, na który ganiano młodzież szkolną, pies z kulawą nogą nie słyszał
— podkreśla.
Najkrócej i najcelniej ujął to chyba Kazik Staszewski w piosence: „Hej, czy nie wiecie, nie macie władzy na świecie”
— na koniec postanawia zacytować… Kazika Staszewskiego, czyli artystę, którego jeszcze niedawno środowisko „Gazety Wyborczej” i obecnej opozycji odsądziło od czci i wiary i zapisało do PiS-u, bo pozytywnie wypowiedział się o śp. prezydencie Lechu Kaczyńskim, ale po utworze „Twój ból jest lepszy niż mój” nagle go pokochało, mimo iż muzyk w dalszym ciągu dystansował się od każdej ze stron bieżącego sporu politycznego. Nie ma to jak wybiórcze cytowanie tego, co jest dla nas wygodne.
Szkoda, że Maziarski, wywodzący się przecież ze środowiska solidarnościowego, udaje, że nie dostrzega różnicy między „Dziadami” Dejmka czy utworami Konwickiego a filmem Agnieszki Holland, realiami, kontekstem historycznym i tym, jaki obraz Polski idzie w świat (w dodatku obraz niekoniecznie prawdziwy). A co więcej - że oprócz Wenecji produkcję Holland oklaskiwano także w Mińsku, a niewykluczone, że i na Kremlu, a widać, że przypadł on do gustu co najmniej jednemu z „architektów” sytuacji na granicy polsko-białoruskiej.
CZYTAJ TAKŻE:
aja/Wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/662108-maziarski-porownal-film-holland-do-dziadow-dejmka