Nieważne, czy Tusk jest w stanie zrobić to, o czym mówił, ważne, że był w stanie o tym powiedzieć. Powiedziane – załatwione.
100 konkretów na 100 dni firmowane przez Koalicję Obywatelską było oczywiście w ogromnej większości niekonkretne. A najbardziej, czy to wszystko jest realne. Pieniędzmi się nikt nie przejmował, bo już Nikodem Dyzma mówił, że „nie trzeba pieniędzy”. W prezentacji na konwencji konkrety były często zabawne. Ale to akurat nie dziwi, bo chyba obowiązuje tu zasada Lecha Wałęsy o „szczegółach ogólnych”. No i za dużo było improwizacji na scenie. Nie było nawet spójności w umundurowaniu. Większość była wprawdzie w białych koszulach (czasem żakietach), ale taki Rafał Trzaskowski już był niebieski.
Mundurek ma znaczenie i w historii różne partie oraz ruchy wylansowały koszule w różnych barwach jako organizacyjne umundurowanie. Białe koszule były na przykład umundurowaniem Wszechzwiązkowej Organizacji Pionierskiej imienia W.I. Lenina, założonej 19 maja 1922 r. w Sowietach. Żadne nieformalne umundurowanie nie budzi zaufania. Raczej budzi lęk, bo wskazuje na siłę niezupełnie czytelną, ale zdeterminowaną, więc może też niebezpieczną.
Nie tylko umundurowanie mogło się kojarzyć z pionierami i Leninem. Umundurowany regulaminowo Donald Tusk zaprezentował się niczym wódz rewolucji z „Opowiadań o Leninie” Michaiła Zoszczenki. I jako ktoś w rodzaju Lenina Donald Tusk zaprezentował się w roli człowieka, który jeździ i słucha. A wszyscy napotkani po drodze mówią mu, czego potrzebują. W sensie funkcjonalnym Tusk jest zatem skrzynką na skargi i wnioski, a w sensie symbolicznym jest tym, który słucha po to, żeby decydować. Zupełnie jak u Zoszczenki. Wymowa skarg i wniosków ludu jest taka: „Zróbcie coś, bo nie wytrzymamy”. Tusk też nie wytrzymuje, więc mówi, że zrobi.
Jeśli przyjęto konwencję z Leninem, wszystko, co powiedzieli nawet jego zaufani współpracownicy miało mniejszą rangę. Nieprzypadkowo więc Tusk, który miał ogólne wystąpienie, przedstawił najwięcej „konkretów”, choć to kolejni mówcy mieli konkretyzować to, co ogólnie zarysował przywódca. Dzięki temu było zabawnie, gdyż osoby od konkretów były kompletnie niekonkretne. To zatem Donald Tusk, a nie Izabela Leszczyna zapewniał, że 60 tys. kwoty wolnej od podatku oznacza, iż emeryci dostający do 5 tys. zł nie zapłacą podatku dochodowego, zaś pracujący do sumy 6 tys. zł. Gdzieś, kiedyś.
Nieważne, czy Tusk jest w stanie zrobić to, o czym mówił, ważne, że był w stanie o tym powiedzieć. Na tym zresztą polegało wszystkie 100 konkretów. Powiedziane – załatwione. Na przykład bezpłatne znieczulenie przy porodzie, bezpłatne badania prenatalne, pełne finansowanie in vitro, podwyżka dla nauczycieli minimum o 1500 zł, 20 proc. podwyżki dla budżetówki do końca 2023 r. W efekcie już po 100 dniach „ludzie będą mieli więcej, a w sklepach będzie lepiej”. Powiedziane – odfajkowane.
Najzabawniejsza była troska Tuska jako Lenina o uczniów (w podtekście o własne wnuki). Tusk zapowiedział bowiem ich zwolnienie z obowiązku odrabiania prac domowych. Z prostego powodu, żeby ojciec, matka bądź dziadek (Donald) nie musieli się od nowa uczyć materiału potrzebnego do odrobienia prac domowych. I Rafał Trzaskowski, żeby nie musiał się uczyć, bo kilka już razy narzekał, że to go zamęcza. Szkoda, że dobry wujek Lenin nie zapowiedział zwolnienia uczniów z okropnego sprawdzania postępów w nauce poprzez odpytywanie, testy czy sprawdziany. To też jest stresujące dla rodziców, dziadków (Donaldów) i Rafała Trzaskowskiego. Podstawą powinno być zaufanie, czyli to, co obowiązuje w Platformie: jak uczeń mówi, że umie, to umie. Jak Tusk mówi, że coś rozumie albo zrobi, to rozumie i robi. Proste.
Gdyby jakiś natręt pytał, skąd pieniądze na wszystko, co zapowiedział dobry wujek Lenin i pomniejsi leninkowie, sprawa jest arcyboleśnie prosta: „gdy nastanie rząd odpowiedzialny, to pieniądze znajdą się w sposób automatyczny”. Albo w innej wersji – program 100 konkretów zostanie „sfinansowany z uczciwości, kompetencji, dobrej reputacji przyszłego rządu”. Nobel z ekonomii gwarantowany, tym bardziej że mamy nową podstawę kreacji pieniądza i ma ona charakter moralny. To absolutna rewelacja i rewolucja.
Współczesny Lenin przedstawił też nowy wzorzec przyczynowości: „My dlatego musimy wygrać te wybory, że Polki i Polacy wynajęli nas do wygrania”. Jako Polak wprawdzie nikogo w takim charakterze nie wynajmowałem, ale może mnie coś ominęło, kiedy przyjmowano zamówienia. W każdym razie, gdy wygrają, to „Polki odzyskają swoje szczęście”. Być może z takiego powodu, że „w branży beauty będzie taki sam podatek jak w salonach fryzjerskich”. Czyli nie dość, że zgoda, to jeszcze szczęście i uroda.
Po Tusku indywidualnie wystąpił tylko Rafał Trzaskowski, bo potem na scenie pojawiały się już tylko duety. I pan Rafał złamał konwencję umundurowania z białej na niebieską koszulę (zamiast ciemnych miał też jasne spodnie). Konkrety Trzaskowskiego były najbardziej wstrząsające. Mówił np., że „musimy szeroko otworzyć oczy, żebyśmy mogli zwyczajnie ze sobą rozmawiać”. Zapowiedział też, iż „postara się ani razu nie wymówić nazwiska pewnego starszego pana, ani razu nazwiska pewnego innego pana, ani razu nazwy pewnej partii”. Chyba nawet poszedł za daleko, bo w zasadzie nie wymówił niczego, co miałoby sens. Chyba że za coś takiego można uznać tezę, iż „planeta spłonie, a ludzie będą się bić o wodę, dlatego potrzebna jest totalna rewolucja”.
Zapewne duety tak skonfigurowano, by „żądz moc móc wzmóc” albo zwiększyć potencjał intelektualny. I zwiększono. Na przykład wtedy, gdy Kamila Gasiuk-Pihowicz wycelowała palec wskazujący w coś naprzeciwko i zapowiedziała, że zajmie się Jarosławem Kaczyńskim, Andrzejem Dudą, Mateuszem Morawieckim i Jackiem Sasinem. Czterema na raz? A gdy będzie miała chwilkę czasu („Czy masz pan chwilkę czasu?” - pytał majster w skeczu Ucz się Jasiu!”), to zlikwiduje KRS, wywali część sędziów z TK. Zdopingowany przez panią Kamilę Krzysztof Brejza zapowiedział z kolei, że zajmie się Maciejem Wąsikiem, Mariuszem Kamińskim, Zbigniewem Ziobrą i Jarosławem Szymczykiem. Musi ich rozliczyć, bowiem oni „wszystko śledzą, kradną prywatność”, przez co zapewne pan Krzysztof nie wie, czy coś mu nie grozi pod kołdrą.
Borys Budka wzmacniał się Urszulą Zielińską (całą na biało) albo odwrotnie. Pan Borys skorzystał z nowej zasady przyczynowości odkrytej kilkadziesiąt minut wcześniej przez Tuska: „Przyszłość to tania i zielona energia. To możliwe, bo zapisaliśmy to w programie”. Zapisane - zrobione. Z kolei pani Urszula straszyła, że „żyjemy 3,4 lat krócej niż Europejczycy” i za swoją misję uznała to, żeby „Polska [była] zieloną mapą Europy”. W tym celu trzeba wyzwolić lasy, tym bardziej że obowiązuje zasada: „polskie drewno dla Polaków”. Konieczne jest też „skończenie z paleniem lasem w polskich elektrowniach”. Ej, wy tam, w elektrowniach, przestańcie wrzucać lasy do pieca.
Izabela Leszczyna wzmacniała się intelektualnie z Adamem Szłapką. I wzmocniona odkryła, że „pieniądze są ważne”. Czyżby? Zaś Adam Szłapka poza zapowiedzią „końca kontroli w przedsiębiorstwach”, za priorytetowy konkret uznał „rozdział Kościoła od państwa”. Bartosz Arłukowicz wzmocniony Sławomirem Nitrasem (albo odwrotnie) zapewnił, że „niepłodni już nigdy nie będą sami”. Na co Nitras odpowiedział, że „jesteśmy dumnymi Europejczykami, więc należy nam się miejsce przy europejskim stole”.
Barbara Nowacka (cała na biało) wymieniająca potencjał intelektualny z prezydentem Wodzisławia Mieczysławem Kiecą, odkryła, że „dzięki protestom kobiety mają prawo do aborcji”. Ale najważniejsze jest karanie „mowy nienawiści”, czyli zapewne karanie za krytykowanie Koalicji Obywatelskiej. Ona też chciałaby sobie kogoś wywalić, a najchętniej rzecznika praw dziecka Mikołaja Pawlaka oraz ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka. Zaś jej wzmocniony partner odkrył, że „w szkołach jest nasza przyszłość, dlatego trzeba uwolnić szkołę od przeszłości”.
Michał Kołodziejczak wymieniał wzmacniacze z partyjną koleżanką Ewą Szydłowską. Ona odkryła, że kobiety są „wielozadaniowe”, on, że „dobrze jest być razem”. A konkretnie dobrze jest zrozumieć, że „Polska to jest nasz wspólny kraj, należy do nas”. A będzie należał jeszcze bardziej, jeśli powstaną „nowoczesne, hybrydowe bazary w każdym mieście” - jako konkurencja dla hipermarketów. Na takim bazarze zamówimy sobie produkty przez aplikację, a potem wystarczy podjechać i zamówienie odebrać. Największym konkretem było to, żeby „nie wpuszczać wody od razu do morza, tylko ją zatrzymać”.
Najbardziej zintegrowany (pod każdym względem) duet Michał Szczerba i Dariusz Joński zademonstrowali wolę wsadzania za kraty, w pierwszej kolejności Mateusza Morawieckiego, Łukasza Szumowskiego i Janusza Cieszyńskiego. No i zapowiedzieli rozliczenie „zbrodni w Ostrołęce”, czyli budowy elektrowni. Kolejna zintegrowana na wielu poziomach para, generałowie w stanie spoczynku Mieczysław Gocuł i Jan Rajchel, dali do zrozumienia, że pomszczą czystkę w wojsku, czyli absolwenci sowieckich akademii i szkoleń wrócą do służby, a mundurowe emerytury zostaną uzupełnione o to, co zabrano jako nieuzasadniony przywilej dla ludzi luźno związanych z polskim interesem narodowym. Generał Rajchel zapowiedział „zmodernizowanie planu modernizacji” i przestrzegł, żeby nie tworzyć dywizji, tylko „odziały walczące”.
Na koniec wystąpił duet Donald Tusk i Rafał Trzaskowski nie wiadomo, jak bardzo zintegrowany, bo jednak różne kolory koszul nie pozwalały się skupić. Tusk specjalne podziękował Tomaszowi Grodzkiemu „za obronienie Senatu od tej pisowskiej kliki”. Podziękował też Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, która miała rzucać konkretami w kulturę, ale zachorowała. Stojący obok Tuska Trzaskowski dowiedział się natomiast, że „wygrał wybory prezydenckie”, ale tacy owacy ukradli nam demokrację i prawdziwe wyniki, więc zwycięzca prezydentem nie został. Z tego powodu po wyborach „czuł wściekłość” (podwójnie).
Konkrety na konwencji były tak konkretne, że trzeba było bohatersko walczyć z sennością. Ale na osłodę było dużo materiału na skecze, żarty i memy. Na przykład taki, że jak ktoś ma zarzuty, to powinien do prokuratury, a nie na listę wyborczą. Tomasz Grodzki, Stanisław Gawłowski czy Krzysztof Brejza mogli się poczuć nieswojo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/661893-dowiedzielismy-sie-czego-tusk-nie-zrobi-tym-razem