Diagnoza sytuacji w Polsce jest u socjologa, prof. Radosława Markowskiego stabilnie infantylna i wyjątkowo ograniczona.
Niczego się nie uczą. Ani „Gazeta Wyborcza”, ani jej dyżurni profesorowie. Jakim trzeba być, za przeproszeniem, sztywnym elementem szpadla, żeby wszelkimi sposobami obrażać wyborców i uważać, że to doda głosów ukochanej Platformie Obywatelskiej? Prof. Radosław Markowski obraża Polaków nagminnie, a „Gazeta Wyborcza” co rusz udostępnia mu łamy, żeby udoskonalał swoje metody wyrafinowanej socjologicznej analizy, czyli zohydzania całkiem sporej grupy Polaków, a w sensie wyborczym nawet większościowej. Nuda, nuda, nuda.
4 września 2023 r. znowu prof. Markowski się zatracał w nienawiści i obrzydzeniu w swojej niejako już zakładowej gazetce agitacyjnej. Odkrył był, że „każdy się pcha na jedynkę, bo społeczeństwo - w swej masie - jest nieoczytane i nie rozumie, że brak zainteresowania powoduje, iż mamy byle jakich polityków”. Markowski jest oczytany i nie rozumie, że sam nie rozumie, dlatego musi obrażać. Powiada: „przecież jedynkami PiS-u są często ludzie nigdzie niezatrudnialni. To jest klientelistyczny grajdół. Około 5-6 mln pisowskiego elektoratu w 80 proc. samo się przyznaje, że nie miało ani jednej książki w ciągu roku w rękach, do tego Kościół coś tam powie pod nosem i tak buduje się ‘elitę’ polityczną”.
A na jedynce w Warszawie, to kto jest? Czasem nie niejaki Donald Tusk? Ale na niego będzie głosować tylko oczytane społeczeństwo, czyli na przykład menelstwo z bojówek antypisowskich. Pardon: nie menelstwo, tylko „ętelegęci” ubogacający polską kulturę „wypie…dalajami” i innymi „je…aciami”. Niby kto z jedynek pisowskich jest niezatrudnialny: profesorowie prawa Krzysztof Szczucki, Przemysław Czarnek, Zbigniew Rau? A może profesor historii Ryszard Terlecki, profesor socjologii Piotr Gliński, lekarze Czesław Hoc i Bolesław Piecha? Może były prezes wielkiego banku Mateusz Morawiecki albo finansista Janusz Cieszyński? Może mecenasi Małgorzata Wassermann i Kacper Płażyński, radca prawny Marek Ast, prawnicy Jarosław Kaczyński, Bożena Borys-Szopa, Kamil Bortniczuk, Piotr Müller, Rafał Bochenek? A może inżynier metalurg Ewa Malik albo etnograf i antropolog kultury Maria Koc?
W regularnych badaniach czytelnictwa (tak prasy, jak książek) nie pyta się o polityczne preferencje, więc prof. Markowski robi sobie jaja z tymi 80 proc. 5-6 mln pisowskiego elektoratu, który „nie miał książki w ręku i sam to przyznaje”. Pyta się w przeprowadzanych rzadko badaniach, jak „Media a poglądy polityczne”, przeprowadzonych w 2018 r. przez Uniwersytet SWPS. Mogło się coś profesorowi pomylić z wielce wykształconymi członkami PO, którzy nawet instrukcji obsługi patyków do szaszłyka nie czytają, a gdy czytają, nie rozumieją. Zresztą Radosław Markowski czyta chyba dużo i jakoś nie widać, żeby pomagało mu to w rozumieniu czegokolwiek.
Buntując się przeciw „fetyszowi tych jedynek i dwójek”, co ponoć „źle o nas świadczy” prof. Markowski nie raczył zbadać, dla kogo to jest największy fetysz. Bo z dużą pewnością można obstawiać, że dla jego ukochanej Platformy. Przecież to tam hierarchia, i to ta ustalana przez Michnika i spółkę, czyli jedyną prawomyślną fabrykę elit, ma nieporównanie większe znaczenie niż w innych elektoratach. W elitach spod sztancy Michnika (i Markowskiego) po prostu jest poczucie obowiązku i dyscypliny, bo inaczej przyjdzie jakiś karbowy i da wszystkim po łbie.
Kiedy prof. Markowski pokpiwa, że „dobrze uczesany koń z jedynki PiS-u też by pewnie w tym kraju awansował”, to mocno strzela sobie w kolano, bo akurat dość powszechnie wiadomo, że dobrze wyczyszczony sedes z jedynki PO na pewno by awansował. A przecież podobno głosują tam sami „ętelegęci”. To jaki elektorat jest najbardziej „skrzywiony”? I do czego ci „ętelegęci” się nadają? Gdzie te ich innowacje i odkrycia? Najłatwiej jest, szczególnie zakompleksionym profesorom, wyrzygać się na „klasy transferowe”, które podobno „ustawiają budżet państwa i sabotują innowacyjność gospodarki, naukę, rozwój i przyszłość młodych”. Nikt bardziej i zapamiętalej tego nie robi niż „ętelegęci” z „grajdołu” Markowskiego i gazety Michnika.
Wielki Markowski jest „rozczarowany znaczną częścią młodzieży, która jest uzależniona od 240 znaków na Twitterze i nie potrafi często odtworzyć sensu kilku stron książki ze zrozumieniem”. No, ale przecież to ta przyszłość, którą Rafał Trzaskowski hoduje na swoim kampusie. Do której Donald Tusk się nieustannie odwołuje i jej podlizuje. I nawet oni zawodzą? Koniec świata.
Najgorsi są jednak symetryści, którzy „bardzo złą robotę w ostatnich latach zrobili”. Zło polega na tym, że „symetria to nic innego jak to samo po obu stronach. Narracja symetrystów wynika albo z celowego nieuctwa, albo to efekt defektu intelektualnego”. Prof. Markowski defektu u siebie nie znajduje, więc najwyraźniej ma problem z tym drugim. Nie widzi bowiem tego, co symetryści jednakowoż dostrzegają i mają dość rozumu, żeby nie oglądać się na różne nawiedzone międzynarodowe klany nieuków oraz ideologicznych stachanowców.
Diagnoza sytuacji w Polsce jest u prof. Markowskiego stabilnie infantylna i wyjątkowo ograniczona. Mamy więc rytualny „rozkład demokracji i praworządności”, co podobno „świadczy o tym, że żyjemy w państwie bezprawia”. Gdybyśmy faktycznie żyli, prof. Markowski nie mógłby do woli bredzić, podobnie jak tabuny jego kolegów i tysiące współwyznawców. Żeby obraz był w pełni infantylnie spójny, musi profesor Markowski bajdurzyć o „przaśności, zaściankowej religijności i nacjonalistycznej bezrefleksyjności, wypełnionej autorytarno-klientelistycznym nepotyzmem”. Że też mu się nie znudzi, bo jego studentom chyba dawno się znudziło.
Żaden postępak nie byłby sobą, gdyby nie odnalazł w sobie Dzierżyńskiego czy innego Jeżowa, stąd nawoływanie do „rozliczenia pisowskich złoczyńców”. No i jeszcze zbrodnia główna: „PiS uderzył w normatywną podstawę ładu społecznego”. Co oznacza, że nikt nie pada na kolana przed Markowskimi i nie jest z tego powodu co najmniej zakuwany w dyby. Innymi słowy, chamstwo hula, choć powinno znać swoje miejsce - gdzieś w pobliżu obory czy świniarni. Ach te marzenia arystokratów ducha. I te pełne kompleksów spojrzenia na Skandynawię, wzór wszelkiego dobra, gdzie statystyki patologii są 5-7 razy okazalsze niż w tej „strasznej” Polsce.
No i oczywiście wszystkiemu jest winien brak rozdziału Kościoła od państwa, które są oczywiście oddzielone, tylko tacy jak Markowski nie przyjmują tego do wiadomości. I tęsknie spoglądają na Czechy czy Francję, gdzie wielkim osiągnięciem ma być „zinstytucjonalizowane odrzucenie Kościoła i religii, jak w różnych formach w Czechach, gdzie dzisiaj prawie nikt nie chodzi do kościoła, Francji, gdzie konstytucyjny rozdział Kościoła od państwa jest esencją ładu politycznego, albo mają Kościół narodowy, który się nie miesza i nie zagląda ludziom pod kołdrę”. Tam „nie żyją w teokratycznym kraju, w którym zazwyczaj starsi panowie, mający problem z własną seksualnością, narzucają obywatelom decyzje o dzietności”.
Czyżby widoczna była pretensja, że nikt prof. Markowskiemu nigdzie nie zagląda? A z tym rajem w Czechach i Francji to lepiej sprawę przemyśleć, bo jakoś tego raju nie widać. A widać w Paryżu piekło na ulicach. A sztampa tych wypocin przywołuje rewolucjonistki typu Joanna Scheuring-Wielgus, Barbara Nowacka czy Marta Lempart, a nie szanującego się profesora nauk społecznych. I jeszcze ta pretensja, że mało kto pada na twarz przed Olgą Tokarczuk. Jak się posłuchało głupot, które noblista wygadywała na kampusie Trzaskowskiego, to rezerwa przed padaniem na twarz wydaje się wyjątkowo uzasadniona. A prof. Markowski może padać dowolnie często i mocno.
Może się też prof. Markowski obnosić ze swoimi kompleksami, które powodują, że „jak jest gdzieś na świecie, stara się przekonywać, żeby na opis tego, co się dzieje nad Wisłą, nie używali słów ‘Polska’, ‘Polacy’, tylko ‘polski rząd’, ‘nieznaczna część Polaków’ itd.”. Słabo: nie „polski rząd”, tylko pisowski. I nie „nieznaczna część”, tylko niedopadnięta jeszcze przez postęp garstka. Prawdziwa Polska to prof. Markowski i jego klony, to „ętelegęcja” ze stajni „GW” i „TVN”. Tylko z tym uzależnieniem od TVN trzeba uważać, bo Krystyna Janda właśnie wytłumaczyła, że jej matka umarła od tego, co zobaczyła w telewizji. A przecież chyba nikt w Polsce i na świecie nie znajdzie takiego desperata, który by sądził, iż matka pani Jandy oglądała coś innego niż TVN.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/661367-ile-jeszcze-razy-prof-markowski-bedzie-rzygal-na-polakow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.