„Najbardziej merytoryczną kampanię prowadzi PiS, ponieważ ma program. Z kolei mankamentem opozycji jest niedostrzeganie faktu, że przynajmniej część lektoratu wciąż chce słyszeć o konkretach. Same hasła wyborcze nie wystarczą” - podsumowuje w rozmowie z portalem wPolityce.pl przebieg dotychczasowej kampanii wyborczej Artur Wróblewski, amerykanista i politolog z Uczelni Łazarskiego.
wPolityce.pl: Od ponad trzech tygodni trwa już formalnie kampania wyborcza. Możemy mówić o jej specyfice, ocenić strategie przyjęte przez poszczególne partie?
Artur Wróblewski: Niewątpliwie jest to kampania inna, niż cztery czy osiem lat temu. Ma inny charakter, format i posługuje się innymi środkami docierania do elektoratu ze względu na ewolucję, która zaszła w mediach społecznościowych i generalnie ewolucję świata, w którym żyjemy.
Zdecydowanie bardziej polegamy dziś na mediach społecznościowych. Możemy wręcz mówić o przeniesieniu się sporej części młodego elektoratu z tradycyjnych środków masowego przekazu do internetu. Mamy więc filmiki na Tik-Toku i Instagramie oraz de facto centrum prowadzenia kampanii na Platformie X. Te filmiki muszą dodatkowo być pełne emocji, co nie było tak ważne w roku 2019, 2015 i latach wcześniejszych. Kto pamięta jeszcze, że nośnikami reklamy politycznej m.in. prezydenta Kwaśniewskiego były festyny disco polo?
Cierpi jednak na tym poziom merytoryczny obecnej kampanii. Poza tym nie wszyscy buszują w internecie.
Brak, czy też obniżenie merytoryczności kampanii, to fakt, i cena, jaką się płaci za to przesunięcie z realnych spotkań do internetu. Dlatego stare metody reklamowania się w polityce, chociaż mniej dynamiczne i rzucające się w oczy, wciąż istnieją i nadal są ważne. Nie bez powodu Donald Tusk objeżdża Polskę i mamy relacje w mediach jego– jak niektórzy mówią – stand-up’y. Mamy też wiele spotkań z wyborcami prezesa PiS i konferencji w terenie innych liderów partii opozycyjnych. Wciąż witanie się realnie z ludźmi, podawanie im ręki, ma swoją wartość. Dziś jednak na przekonanie młodego człowieka do swoich racji partie mają co najwyżej kilkadziesiąt sekund.
Mówi Pan o amerykanizacji naszej kampanii wyborczej. co to oznacza?
To strategia, którą PiS zastosował przed czterema laty, a której KO już także się nauczyła. PiS w 2019 roku dobrze zbadał preferencje wyborcze Polaków w różnych okręgach wyborczych pod kątem tzw. swing state, czyli takich okręgów, gdzie liczba wyborców np. PiS i KO jest mniej więcej taka sama, gdzie przewaga elektoratu przeciwnika politycznego jest nieduża. Mówimy, że te okręgi są wahadłowe, właśnie swingujące. Do takich okręgów przyjeżdża się i „gryzie trawę”, by do swoich racji przekonać tych jeszcze niezdecydowanych, którzy stają się języczkiem u wagi, i by przeważyć szalę na własną korzyść. Wybór takich swing state widzimy wyraźnie w wyborze miejsc, do których przejeżdża i Donald Tusk, i Jarosław Kaczyński.
Co można zrobić w kilkadziesiąt sekund?
Można się odróżnić np. wydzierając się przez kilkanaście sekund albo płacząc, jak Pan Hołownia, nad Konstytucją. Widać więc, że coraz bardziej idziemy w kierunku przekazu emocji w miejsce treści, właśnie merytorycznego przekazu np. o tym, jak chce się poprawić politykę społeczną.
Zgodzi się Pan w tym kontekście, że najbardziej merytoryczną kampanię prowadzi PiS?
Z pewnością, ponieważ Prawo i Sprawiedliwość ma program. Mankamentem opozycji jest niedostrzeganie faktu, że ludzie jednak wciąż chcą, przynajmniej część lektoratu, konkretów. Same hasła wyborcze – jak to sufluje wyborcom np. Trzecia Droga - nie wystarczą. Mówienie, że jest się jak nowa Solidarność, kiedy jest się partią nomenklaturową i w dodatku bratało się z komunistami, mało kogo przekona. Z kolei „Bezpieczna Przyszłość Polaków” ma swoje potwierdzenie w faktach. Na tym PiS zyskuje, a opozycja traci.
Najnowszy sondaż United Surveys dla Wirtualnej Polski potwierdza utrzymywanie się – mimo toczącej się kampanii – w miarę stałego poparcia dla poszczególnych partii. Co więcej - szef tej sondażowni twierdzi, że „zarówno PiS, jak i KO przez te wakacje włożyły bardzo dużo wysiłku w komunikację polityczną. Tylko bilans tych działań jest na zero”. Na dodatek sondaż wskazuje, że tylko 1,3 proc. pytanych nie zdecydowało ws. udziału w wyborach. Może przebieg kampanii nie ma jednak większego znaczenia?
Pewne „szklane sufity” jeszcze do 15 października z pewnością można jeszcze przebić właśnie we wspomnianych swing state. Do tego jednak potrzeba na opozycji podjąć jakąś pracę intelektualną, a tego właśnie jej brakuje. Powinna zaproponować coś takiego, co chwyci i mogłoby np. wytyczyć nowe kierunki w polskiej gospodarce. To jest też pułapka Konfederacji i w ogóle polskich polityków i partii na opozycji, że odwołują się do mało ekscytujących często i intelektualnie wyrafinowanych propozycji, jak np. obniżka podatków. Wiadomo, że nikt nie obniży podatków, bo z czego będzie się płacić wszystkie zobowiązania publiczne? Można natomiast programowo próbować poprzez np. inwestycje zwiększać PKB. I to robi PiS, a nie opozycja. I dlatego sondażowe poparcie dla partii politycznych nie jest niewzruszone. Dla KO raczej spada, podczas gdy dla PiS - nieznacznie rośnie.
Opozycja może jeszcze wymyślić jakiegoś game-changera, jakiś bardzo atrakcyjny pomysł, hasło, propozycję, która się elektoratowi spodoba. „Przyjazne Osiedle” jest kolejną propozycją PiS, która może chwycić. A co po stronie opozycji? Tu na pojawienia game-changera nic nie wskazuje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/661199-wroblewski-kampania-pod-znakiem-filmow-na-tik-toku